O polityce i społeczeństwie myślał poważnie, bez żartobliwości czy ironii. Warto to przypomnieć – 7 marca 100 lat temu urodził się Stefan Kisielewski.
Stefan Kisielewski bardzo poważnie traktował życie i swoje zadania w kraju pozbawionym niepodległości. Wielokrotnie powtarzał, że zawsze jest możliwość działania i pisania, że nie z własnego wyboru znaleźliśmy się w takiej sytuacji, ale z tego nie wynika ani to, że kontynuowanie walki podziemnej i liczenie na III wojnę światową ma sens, ani to, że należy się zamknąć w wieży z kości słoniowej. Potrafił zachować niezależność, nigdy nie dał się zwieść komunistom ani nie ustąpił im ani na moment – z wyjątkiem publikowania ocenzurowanych felietonów. Nigdy nie uległ bierności. Taką postawę przyjął od razu po zakończeniu wojny, podobnie postępował po październiku 1956 r. Do dzisiaj wiele osób wypomina posłom „Znaku", że niepotrzebnie współpracowali z władzą. Jest to nieporozumienie, a już na pewno w przypadku trzech posłów: Kisiela, Stanisława Stommy i Tadeusza Mazowieckiego. Kisiel swoje dwie kadencje w Sejmie (1957-1965) potraktował z całkowitą powagą. Wykonywał zawzięcie obowiązki posła, jeździł do swojego okręgu, spotykał się z ludźmi, bardzo wielu pomógł, interweniował w wielu sprawach, chociaż naturalnie nie mógł zmienić ówczesnej rzeczywistości.
Dzisiaj możemy nie do końca rozumieć tę postawę, ale należy zdać sobie sprawę, że w latach 40. i 50. liberalizm nie wchodził w grę, a poza tym Kisielewski uwzględniał mentalność polskiego społeczeństwa, które uważał za głęboko przesycone wrażliwością chrześcijańską. Nie uniknął, podobnie jak inni przedstawiciele grupy „Znak", sporów z kardynałem Stefanem Wyszyńskim, ale wszystkie te spory kończyły się polubownie, bo dotyczyły albo tempa wdrażania decyzji Vaticanum II – co Kisielewskiego mniej interesowało – albo taktyki stosowanej w stosunkach z władzami, gdzie chciał mieć sporo do powiedzenia.
Dzisiaj możemy nie do końca rozumieć tę postawę, ale należy zdać sobie sprawę, że w latach 40. i 50. liberalizm nie wchodził w grę, a poza tym Kisielewski uwzględniał mentalność polskiego społeczeństwa, które uważał za głęboko przesycone wrażliwością chrześcijańską. Nie uniknął, podobnie jak inni przedstawiciele grupy „Znak", sporów z kardynałem Stefanem Wyszyńskim, ale wszystkie te spory kończyły się polubownie, bo dotyczyły albo tempa wdrażania decyzji Vaticanum II – co Kisielewskiego mniej interesowało – albo taktyki stosowanej w stosunkach z władzami, gdzie chciał mieć sporo do powiedzenia.
Stefana Kisielewskiego - w setną rocznicę jego urodzin - wspomina na łamach tygodnika "Wprost" Marcin Król