Janusz Gajos wraca w filmie „Wygrany”. Nikt tak jak on nie umie zagrać w polskim kinie mężczyzny „po przejściach”, zniszczonego przez władzę, alkohol, życie.
Przed kilku laty w głośnym filmie „Żółty szalik" na podstawie scenariusza Jerzego Pilcha zagrał alkoholika tak, jakby rzeczywiście wypił te trzy butelki żołądkowej gorzkiej zamówione przez radiotaxi. Chwiał się, charczał, płakał, krzyczał: „Czy ja jestem w stanie wziąć kąpiel? Czy ja jestem w stanie tu posprzątać? Nie! K…! Nie!!!".
Janusz Gajos umierał na oczach widzów. Zadziwieni byli nie tylko widzowie przed telewizorami. – Właściciel mieszkania,w którym kręciliśmy, z ciekawością oglądał, jak się robi film – wspomina Gajos. – W pewnym momencie podszedł do mnie i spytał: „Gdzie pan to ma?". Ja mówię: „Co?". „No przecież musi pan mieć jakiś alkohol! Jak pan się tak przewraca, to musiał pan potraktować swój organizm”. Ja na to: „Pan widzi, ile tu jest prób, ile dubli? To proszę sobie wyobrazić, że ja przy każdej próbie i dublu wypijałbym pięćdziesiątkę! Karetka musiałaby mnie wywieźć!”. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak powstaje wykreowana postać. I bardzo dobrze.
Janusz Gajos umierał na oczach widzów. Zadziwieni byli nie tylko widzowie przed telewizorami. – Właściciel mieszkania,w którym kręciliśmy, z ciekawością oglądał, jak się robi film – wspomina Gajos. – W pewnym momencie podszedł do mnie i spytał: „Gdzie pan to ma?". Ja mówię: „Co?". „No przecież musi pan mieć jakiś alkohol! Jak pan się tak przewraca, to musiał pan potraktować swój organizm”. Ja na to: „Pan widzi, ile tu jest prób, ile dubli? To proszę sobie wyobrazić, że ja przy każdej próbie i dublu wypijałbym pięćdziesiątkę! Karetka musiałaby mnie wywieźć!”. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak powstaje wykreowana postać. I bardzo dobrze.
Sylwetkę Janusza Gajosa w najnowszym numerze tygodnika "Wprost" przedstawi Sebastian Łupak