Katoliccy aptekarze, pragnąc życia wiecznego, nie chcą w tym doczesnym wydawać środków antykoncepcyjnych. I chcą to uregulować prawnie.
W sieci Apteka pod Różą pewnych preparatów na receptę po prostu nie ma. – Każdy pracownik musi przyjąć do wiadomości, że nie prowadzimy sprzedaży środków wczesnoporonnych – jak właścicielka Anna Kuroczko nazywa antykoncepcję awaryjną.
Kiedy w 2002 r. otwierała swoją pierwszą aptekę na mazowieckiej wsi, postanowiła prowadzić ją zgodnie z wartościami katolickimi. Teraz ma 49 aptek i tym wartościom wciąż jest wierna. Na stronie internetowej sieci deklaruje: „Nie wstydzimy się naszych chrześcijańskich preferencji, co wyraża się między innymi w ograniczaniu sprzedaży tych preparatów, które bezpośrednio godzą w ludzkie życie. Ze szczególną troską myślimy o każdym życiu, które rozpoczyna się w momencie poczęcia aż do naturalnej śmierci".
Anna Kuroczko przyznaje, że raz, po wniesionej skardze, inspektor farmaceutyczny nakazał sprowadzenie spirali domacicznej i jej wydanie. Bo prawo farmaceutyczne zastrzega, że apteka powinna zapewnić pacjentowi wszystkie produkty lecznicze dopuszczone w Polsce do obrotu, a jak ich nie ma, ma je sprowadzić. Sprowadzili i wydali. – W tej chwili mogę prosić magistrów i techników o heroizm, żeby nie wydawali tych środków. I nie docierają do mnie głosy, żeby ktoś się skarżył. Tabletki antykoncepcyjne w aptekach Anny Kuroczko są, choć najchętniej by ich nie miała, bo są sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Jednak mogą być przepisywane nie tylko w celach antykoncepcyjnych, ale również leczniczych. – Nie ma wymogu, aby lekarz pisał wskazanie na recepcie, a przy takiej liczbie pracowników trudno byłoby mi weryfikować każdy przypadek – mówi.
Kiedy w 2002 r. otwierała swoją pierwszą aptekę na mazowieckiej wsi, postanowiła prowadzić ją zgodnie z wartościami katolickimi. Teraz ma 49 aptek i tym wartościom wciąż jest wierna. Na stronie internetowej sieci deklaruje: „Nie wstydzimy się naszych chrześcijańskich preferencji, co wyraża się między innymi w ograniczaniu sprzedaży tych preparatów, które bezpośrednio godzą w ludzkie życie. Ze szczególną troską myślimy o każdym życiu, które rozpoczyna się w momencie poczęcia aż do naturalnej śmierci".
Anna Kuroczko przyznaje, że raz, po wniesionej skardze, inspektor farmaceutyczny nakazał sprowadzenie spirali domacicznej i jej wydanie. Bo prawo farmaceutyczne zastrzega, że apteka powinna zapewnić pacjentowi wszystkie produkty lecznicze dopuszczone w Polsce do obrotu, a jak ich nie ma, ma je sprowadzić. Sprowadzili i wydali. – W tej chwili mogę prosić magistrów i techników o heroizm, żeby nie wydawali tych środków. I nie docierają do mnie głosy, żeby ktoś się skarżył. Tabletki antykoncepcyjne w aptekach Anny Kuroczko są, choć najchętniej by ich nie miała, bo są sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Jednak mogą być przepisywane nie tylko w celach antykoncepcyjnych, ale również leczniczych. – Nie ma wymogu, aby lekarz pisał wskazanie na recepcie, a przy takiej liczbie pracowników trudno byłoby mi weryfikować każdy przypadek – mówi.
O dylematach moralnych polskich farmaceutów przeczytacie w najnowszym numerze tygodnika "Wprost"