Dwie opozycje, jednak debata

Dwie opozycje, jednak debata

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tomasz Lis (fot. WhiteSmoke Studio) 
W decydującą fazę wchodzi debata na temat OFE, najważniejsza w Polsce debata ostatniej dekady. Najważniejsza, bo chodzi w niej nie tylko i nie przede wszystkim o OFE, lecz o zdolność naszej klasy politycznej do zajęcia się Polską na serio.
Poprzedni naprawdę poważny test klasa polityczna zdawała siedem lat temu, gdy do Sejmu trafił plan Hausnera. I oblała go z kretesem. Plan odrzucono, także głosami PO i PiS. Obie partie pokazały wtedy nie tylko nieodpowiedzialność, lecz także brak politycznego zmysłu. Oto polityczny wróg, słaniający się po aferze Rywina, gotów był wziąć na siebie trudne rozwiązania, które byłyby kolejnym ciosem w notowania SLD. Ale  Platforma i PiS, podlizujące się już wtedy wyborcom, wolały nie głosować za czymś, co części wyborców mogło się nie podobać.

Był to zupełnie niezwykły POPiS braku wyobraźni. Obie partie miały świadomość, że jeśli nie poprą rozwiązań, o których wiedziały, że są słuszne, to cały ten pasztet spadnie im na głowy. I co? Nic. Krótkoterminowa kalkulacja i partyjny cynizm wzięły górę. Gdyby stało się inaczej, bylibyśmy dziś w zupełnie innym punkcie. Jesteśmy, niestety, w punkcie, w którym jesteśmy. Epoka POPiS-u to już, niestety, era reformatorskiej abdykacji. PiS nie dokonało żadnych zmian, bo inne wolało zabawy i inne zabawki. PO nie dokonała zmian ze strachu, uzasadnionego tylko częściowo, przed reakcją elektoratu i  antyreformatorskich partii, koalicyjnego PSL i opozycyjnego PiS. Efekt? Trzeba w popłochu ratować budżet. Skutek? Cała ta dyskusja o OFE.

Dlaczego obecna debata jest kluczowa? Bo dotyczy wszystkich Polaków, a  nie tylko milionów przyszłych emerytów. Bo dotyczy finansów całego państwa i każdego z nas. Bo jest testem dla każdej partii i dla wszystkich polityków – merytoryczna debata czy populistyczne umizgi. Bo w  roku wyborczym będzie ona szalenie ważną wskazówką dla nas, wyborców –  kto myśli o państwie poważnie, a kto nie, kto liczy się z wyborcami i  ich interesami, a kto potrafi się do nas wyłącznie zalecać.

Spokojny jestem o debatę ekonomistów. Fakt, nawet w niej padło wiele argumentów personalnych i demagogicznych. Ale dałby Bóg, by taki był poziom naszych debat politycznych. Może i by dał, ale nic nie wskazuje, że w najbliższym czasie da.

Rząd, co w zasadzie naturalne, prowadzi debatę z tymi, którzy są partnerami. Partnerami są profesjonaliści, a więc ekonomiści. Teraz jednak debata przeniesie się do Sejmu, bo jakkolwiek koślawa jest nasza demokracja, to w demokracji taki jest bieg rzeczy. Rząd nie raz i nie dwa będzie się musiał w Sejmie zderzyć z głuchymi, ślepymi albo niekompetentnymi. Trudno. Nie zwalnia go to od tego, by w Sejmie nie  opozycji, ale nam, obywatelom, odpowiedzieć na kilka pytań. Czy naprawdę zaproponowane zmiany były niezbędne? Dlaczego kompromis zaproponowany przez ministra Boniego, akceptowany nawet przez wielu przeciwników zmian, przez rząd zaakceptowany nie został? Jakie gwarancje mamy my, przyszli emeryci, że nasze emerytury nie będą głodowe? Czy ten kształt proponowanych zmian nie jest ceną za trzy lata, przepraszam za ten tak nielubiany przymiotnik, reformatorskiego bezruchu? Jakie będą realne skutki zmian w OFE dla gospodarki, dziś i za lat kilka?

Od głównej partii opozycyjnej nie oczekiwałbym żadnych rewelacji. PiS nie chce poprzeć ani rządu, ani prof. Balcerowicza, proponuje więc, byśmy wariant emerytalnego zabezpieczenia wybrali sobie sami. Efekt –  młodzi wybraliby OFE, starsi ZUS, młodzi mieliby wyższe emerytury, starsi niższe – dość specyficzne rozwiązanie jak na agentów „Polski solidarnej". Wszystko to oblane sosem demagogii, której próbki dają prezes PiS i jego główna cheerleaderka prof. Staniszkis. Jarosław Kaczyński proponuje premierowi, by ten reklamował modę. Pani profesor ujawnia np., że w sprawie smoleńskiej niepokoi ją fakt, iż „prawie nic nie zostało z kokpitu"(pewnie katastrofa powinna pozostawić na samolocie rysy), a w ogóle to w sprawie wyjaśniania przyczyn katastrofy powinniśmy się zwrócić do NATO, choć „jedno wiem na pewno – nigdy nie  dowiemy się prawdy". A w ogóle to „Tusk ma w oczach strach". Taki to  poziom analizy. Dajmy spokój – o czym tu w ogóle gadać i z kim?

Jest i druga partia opozycyjna. SLD debatę o OFE powinien potraktować śmiertelnie poważnie. Pokaże ona potencjalnym zwolennikom tej partii, czy jest ona gotowa na serio wziąć współodpowiedzialność za Polskę, czy  jedynie udział w podziale wpływów i stanowisk.

PSL? Cóż, tu w zasadzie wszystko jasne. Partia włościańska kocha zmiany, jeśli nie dotyczą jej elektoratu. I dlatego zawsze będzie przeciw reformie KRUS i za podniesieniem składki zdrowotnej, ponieważ rolnicy jej nie płacą. Zresztą PSL dostało, co chciało, więc co ma tego nie popierać.

Tak czy owak, czeka nas debata kluczowa. Choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że jedynym jej efektem może się okazać wyleczenie nas ze  złudzeń. Dokładniej – z ich resztki.