Elementarna sprawiedliwość wymaga, by także dzisiejszych emerytów obciążyć skutkami kryzysu w systemie emerytalnym. Bo to, że świadczenia przyszłych emerytów będą dużo niższe, już wiadomo. Ten problem też powinien się pojawić w debacie Balcerowicza i Rostowskiego o OFE i emeryturach.
Rząd Tuska, który nie pali się do innych reform, przejawia nadzwyczajną determinację w sprawie obcięcia składek na OFE. Premier mówił, że działa w interesie obecnych emerytów, którzy nie powinni być obciążani skutkami reformy dotyczącej pokoleń młodszych. To wyjaśnienie absurdalne, bo przecież przyszłe emerytury nie będą wyższe od dzisiejszych. Przeciwnie, już za 10 lat zaczną spadać i z roku na rok będą coraz niższe.
Dziś emerytura to ok. 70 proc. ostatniej płacy. Ekonomiści wyliczyli, że za 30 lat spadnie do 20-30 proc. To oznacza – nawet przy założeniu, że w tym czasie realne wynagrodzenia wzrosną o połowę – iż emerytury wypłacane dzisiejszym 40-latkom będą dużo niższe niż te, które otrzymują ich rodzice. Kto jest temu winien? OFE? ZUS? Nie. Zawiniły demografia i możliwości finansowe państwa.
W systemie, z którego korzystają dzisiejsi emeryci, pracownik mógł z dużą dokładnością przewidzieć, jakie otrzyma świadczenia, gdy osiągnie odpowiedni wiek. Nazywa się to systemem zdefiniowanych świadczeń.
Cały tekst Witolda Gadomskiego o emeryturach czytaj w najnowszym, poniedziałkowym Wprost