W wywiadzie zamieszczonym obok opowiada o zauroczeniu córką prezydenta i o sobie: – Co pan zobaczył w jej oczach? – dopytuje dziennikarka. – Ja wiedziałem, o jaką stawkę gram. O najwyższą. – Pan jest cynikiem? – W jakimś sensie tak.
Polityk PiS, były członek sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego: – Oczywiście, że pamiętam ten wywiad. „Gala", dwa tygodnie przed pierwszą turą. Jak to przeczytałem, pomyślałem sobie: „Oho, ten facet to tykająca bomba, on jeszcze wpakuje nas wszystkich w kłopoty".
Dwa lata wcześniej. Lech Kaczyński nerwowo drepcze po swoim gabinecie. Właśnie się dowiedział, że kwidzyńska kancelaria adwokacka, w której pracuje jego zięć Marcin i która należy do jego ojca Marka, przysłała mu wniosek o ułaskawienie. Nie pierwszy. Który, trudno zliczyć. Prezydent stracił rachubę. Wie tylko, że wszystkie pisma dotyczą wyroków wydanych przez Sąd Rejonowy w Kwidzynie. Jest wściekły, bo dwóch urzędników z prezydenckiego biura obywatelstw i prawa łaski poskarżyło się, że zięć wypytywał ich o te wnioski.
Przyjaciel prezydenta: – Marcin został wtedy wezwany do pałacu. Leszek przeprowadził z nim twardą rozmowę. Taką, jaką teść może przeprowadzić z zięciem. Skończyło się na przeprosinach i obietnicach, że to się więcej nie powtórzy.
Sylwetkę Marcina Dubienieckiego naświetla w poniedziałkowym Wprost Michał Krzymowski