Podaruj swojemu dziecku bezpieczną przyszłość, polisę na wypadek raka – tak reklamują się firmy oferujące przechowywanie krwi pępowinowej noworodków. – To cyniczne wykorzystywanie strachu rodziców – twierdzą medyczne autorytety.
Oddział położniczy jednego z warszawskich szpitali. W poczekalni kilku panów. Jeden z mężczyzn ma pod pachą kolorowy karton wielkości pudełka na buty. To pojemnik na krew pępowinową, która zostanie pobrana tuż po urodzeniu się dziecka. – To moje pierwsze dziecko, więc nie zamierzam na niczym oszczędzać. Zamówiłem opiekę położnej, a wcześniej opłaciłem prywatne wizyty u specjalistów. Rodzice żony kupili wózek za ponad 3 tys. zł, a moi zafundowali pobranie tej krwi – opowiada przyszły ojciec. Dodaje, że choć „na krwi pępowinowej to on dokładnie się nie zna, ale żona dużo na ten temat przeczytała i zdecydowała o jej pobraniu".
Na czym polega magia krwi pępowinowej? – Jest źródłem komórek macierzystych, a te potrafią zamieniać się w inne komórki ludzkiego organizmu, takie jak nerwy, mięśnie czy też w komórki krwi – zapewnia lek. med. Tomasz Baran, dyrektor ds. sprzedaży i marketingu Polskiego Banku Komórek Macierzystych.
Po co przechowywać krew pępowinową? Ile to kosztuje? Kto na tym zarabia? I czy to naprawdę działa? O sprawie czytaj w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku.