- Ktoś, kto jedzie z rodziną samochodem z przyczepą kempingową nie powinien płacić za przejazd drogami tyle samo, co ciężarówka przewożąca elementy betonowe. Problem nie jest może masowy, ale kilku osobom z pewnością uprzykrzy życie – w taki sposób dyrektor w Zespole Doradców Gospodarczych "TOR" Adrian Furgalski komentuje przepisy, które zaczną obowiązywać na polskich drogach 1 lipca. Od tego dnia e-myto za użytkowanie autostrad, dróg ekspresowych i krajowych będą musieli płacić kierowcy ciężarówek, a także samochodów osobowych ciągnących przyczepę, jeśli łączna masa pojazdu przekroczy 3,5 tony.
Wprowadzenie e-myta na polskich drogach to efekt implementacji dyrektywy Unii Europejskiej. Polski ustawodawca dostosowując przepisy polskie do norm unijnych rozszerzył jednak katalog pojazdów objętych systemem płatności za jazdę po polskich drogach. Pierwotnie przepis miał dotyczyć jedynie samochodów ciężarowych – ale zgodnie z przyjętymi przez Polskę uregulowaniami e-myto płacić będą również kierowcy samochodów osobowych, którzy zdecydują się na jazdę np. z przyczepą kempingową. O tym czy kierowca musi płacić e-myto decyduje bowiem łączna waga pojazdu.
- Taka regulacja jest niezgodna z intencją rządu, ale bardzo często dzieje się tak, że ustawy są zmieniane, a rząd tego nie pilnuje – ubolewa Adrian Furgalski. Jego zdaniem fakt, że sejmowa podkomisja rozszerzyła definicję pojazdu samochodowego objętego systemem płatności, umknął uwadze władzy wykonawczej. - Kiedy na komisji padło pytanie, dlaczego wersja rządowa została zmieniona, posłowie powiedzieli, że pisali prawo zgodnie z dyrektywą unijną. Wielu ekspertów twierdzi jednak, że dyrektywa ta została źle zinterpretowana. Unia wydała przepis, który miał dotyczyć opodatkowania przewozu towarów – podkreśla Furgalski. - Podkomisja zrobiła z samochodów osobowych samochody ciężarowe do przewozu bielizny i rzeczy osobistych – ironizuje ekspert.
Furgalski przekonuje, że przy obecnym kształcie przepisów dotyczących e-myta, kierowcy będą po prostu „obchodzić" prawo. - Jadąc raz w roku na wakacje człowiek prowadzący samochód z przyczepką nie będzie podejmował się załatwiania dodatkowych formalności. Zamiast tego będzie starał się objechać punkty wymagające opłaty wybierając alternatywną trasę – przewiduje ekspert. Furgalski zwraca też uwagę, że państwo nie będzie miało możliwości egzekwowania wprowadzonego przez siebie prawa. - Nie ma odpowiedniej liczby etatów ani pracowników, którzy mieliby się tym zająć – podkreśla. Jego zdaniem inspektorzy drogowi zamiast kontrolować czy samochód ciągnący przyczepę ma zamontowany nadajnik włączający go w system e-myta, będą się koncentrować na samochodach ciężarowych. – Ten przepis jest po prostu zbędny – przekonuje.
Nieco inaczej na całą sprawę patrzy Maciej Grelowski, przewodniczący Rady Głównej BCC. Grelowski przyznaje, że definicja samochodów, które zostaną objęte e-mytem jest nieprecyzyjna, ale dodaje, że „przyszłością jest objęcie systemem opłat wszystkich pojazdów poruszających się po drogach". - Nie ma takiego kraju, w którym używanie autostrad i dróg ekspresowych byłoby całkowicie bezpłatne – przekonuje. - To są koszty cywilizacji – dodaje ekspert. - Czy zdefiniujemy pojazd samochodowy tak czy inaczej, to i tak ostatecznie najpierw będą płacili za drogi kierowcy pojazdów ciężarowych, później pojazdów z przyczepami, a w ostatecznym rozrachunku – wszyscy kierowcy. Taka jest brutalna perspektywa systemu – tłumaczy Grelowski.
Zarówno Furgalski, jak i Grelowski są jednak zgodni, gdy przychodzi do oceny kampanii informacyjnej związanej z wprowadzeniem e-myta. - To będzie eksperymentowanie na kierowcach. Powinniśmy się spodziewać kwestionowania faktur, nieprawidłowych naliczeń, itd. Najbliższe miesiące to będzie okres „docierania się systemu", co może sprawić firmom wiele problemów – ostrzega Furgalski. – Kampanii informacyjnej w ogóle nie ma – wtóruje mu Grelowski. - Przyzwoitość nakazywałaby, aby od początku roku tak kampania była stałym elementem polityki informacyjnej rządu. 1 lipca kierowcy nie powinni mieć wątpliwości czy „pojazd samochodowy" to samochód z przyczepą, czy bez przyczepy – podkreśla ekspert.
- Taka regulacja jest niezgodna z intencją rządu, ale bardzo często dzieje się tak, że ustawy są zmieniane, a rząd tego nie pilnuje – ubolewa Adrian Furgalski. Jego zdaniem fakt, że sejmowa podkomisja rozszerzyła definicję pojazdu samochodowego objętego systemem płatności, umknął uwadze władzy wykonawczej. - Kiedy na komisji padło pytanie, dlaczego wersja rządowa została zmieniona, posłowie powiedzieli, że pisali prawo zgodnie z dyrektywą unijną. Wielu ekspertów twierdzi jednak, że dyrektywa ta została źle zinterpretowana. Unia wydała przepis, który miał dotyczyć opodatkowania przewozu towarów – podkreśla Furgalski. - Podkomisja zrobiła z samochodów osobowych samochody ciężarowe do przewozu bielizny i rzeczy osobistych – ironizuje ekspert.
Furgalski przekonuje, że przy obecnym kształcie przepisów dotyczących e-myta, kierowcy będą po prostu „obchodzić" prawo. - Jadąc raz w roku na wakacje człowiek prowadzący samochód z przyczepką nie będzie podejmował się załatwiania dodatkowych formalności. Zamiast tego będzie starał się objechać punkty wymagające opłaty wybierając alternatywną trasę – przewiduje ekspert. Furgalski zwraca też uwagę, że państwo nie będzie miało możliwości egzekwowania wprowadzonego przez siebie prawa. - Nie ma odpowiedniej liczby etatów ani pracowników, którzy mieliby się tym zająć – podkreśla. Jego zdaniem inspektorzy drogowi zamiast kontrolować czy samochód ciągnący przyczepę ma zamontowany nadajnik włączający go w system e-myta, będą się koncentrować na samochodach ciężarowych. – Ten przepis jest po prostu zbędny – przekonuje.
Nieco inaczej na całą sprawę patrzy Maciej Grelowski, przewodniczący Rady Głównej BCC. Grelowski przyznaje, że definicja samochodów, które zostaną objęte e-mytem jest nieprecyzyjna, ale dodaje, że „przyszłością jest objęcie systemem opłat wszystkich pojazdów poruszających się po drogach". - Nie ma takiego kraju, w którym używanie autostrad i dróg ekspresowych byłoby całkowicie bezpłatne – przekonuje. - To są koszty cywilizacji – dodaje ekspert. - Czy zdefiniujemy pojazd samochodowy tak czy inaczej, to i tak ostatecznie najpierw będą płacili za drogi kierowcy pojazdów ciężarowych, później pojazdów z przyczepami, a w ostatecznym rozrachunku – wszyscy kierowcy. Taka jest brutalna perspektywa systemu – tłumaczy Grelowski.
Zarówno Furgalski, jak i Grelowski są jednak zgodni, gdy przychodzi do oceny kampanii informacyjnej związanej z wprowadzeniem e-myta. - To będzie eksperymentowanie na kierowcach. Powinniśmy się spodziewać kwestionowania faktur, nieprawidłowych naliczeń, itd. Najbliższe miesiące to będzie okres „docierania się systemu", co może sprawić firmom wiele problemów – ostrzega Furgalski. – Kampanii informacyjnej w ogóle nie ma – wtóruje mu Grelowski. - Przyzwoitość nakazywałaby, aby od początku roku tak kampania była stałym elementem polityki informacyjnej rządu. 1 lipca kierowcy nie powinni mieć wątpliwości czy „pojazd samochodowy" to samochód z przyczepą, czy bez przyczepy – podkreśla ekspert.