Jan Pietrzak idealnie naśladuje akcent sekretarza Gomułki: – Gdybyjśmy mieli blachę, zarzucilibyśmy Europę kunserwami – tutaj robi znaczącą pauzę. – Ale nie mamy mięsa.
Niemal 150 osób w warszawskiej restauracji W Komitecie, dawnej stołówce KC PZPR, ryczy ze śmiechu. To nie rok 1966, ale kwiecień 2011. Nowy program kabaretu Pod Egidą – we współpracy z kapelą Staśka Wielanka i z Andrzejem Rosiewiczem. Publiczność ich kocha. Nawet jak Rosiewiczowi niespodziewanie wyłącza się mikrofon, widownia udaje, że tego nie zauważa. Płaci 70 zł za sam bilet, 100 zł – za bilet „z konsumpcją" dań kuchni polskiej.
Pietrzak, który 26 kwietnia kończy 74 lata, świetnie łapie kontakt z widzami. – Premier przeciął wstęgę na nowym odcinku autostrady – przechodzi do naśmiewania się z rządu PO. – Wstęga była dłuższa od odcinka.
Sala chichocze.– Problem dopalaczy w ostatnich kilku latach jest oczywistym efektem rządów Tuska. Po prostu kto chce doczekać Polski cudownej, miłej, przyjemnej, musi ćpać, inaczej jej nie zobaczy.
Sala się śmieje i klaszcze.
– Planuje się, że szczątki polskiego samolotu po powrocie, jeżeli kiedykolwiek zostaną zwrócone, będą usypane w pomnik w symbolicznym miejscu po Pałacem Kultury im. Stalina. Pomnik będzie nosił nazwę „Wrak TUsk-154".
Sala się nie śmieje. Sala bije brawo.
O Janie Pietrzaku czytaj w najnowszym wydaniu tygodnika Wprost, w kioskach od wtorku