Zdaniem eurodeputowanego i blogera Marka Migalskiego, aby walka z internetowym chuligaństwem była skuteczna, internauci nie mogą mieć poczucia, że są całkowicie anonimowi. - Każdy, kto czuje się obrażony, powinien mieć możliwość wniesienia sprawy do sądu, a sąd powinien mieć prawo zażądać numeru IP od administratora portalu, na którym znalazł się obraźliwy wpis - stwierdza w rozmowie z Wprost24 eurodeputowany PJN Marek Migalski. – To, co dzieje się w internecie woła o pomstę do nieba – dodaje.
Dyskusja o poziomie wpisów w internecie rozpoczęła się od złożenia przez ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego pozwu przeciwko wydawcom "Faktu" i "Pulsu Biznesu". Sikorski domaga się od pozwanych przeprosin oraz 20 tys. zł zadośćuczynienia. W pozwach wskazuje m.in., że administratorzy portali nie usuwali niezgodnych z prawem wpisów.
Walka z wiatrakami
Politycy, z którymi rozmawiał Wprost24 uważają, że działania Sikorskiego – choć częściowo uzasadnione – raczej nie zakończą się sukcesem. – Kiedy słuchałam ministra Sikorskiego, to przypomniał mi się taki francuski dowcip, kiedy to pewien człowiek został pobity w jakimś ciemnym zaułku i znajomy się go zapytał, czy będzie się procesował z napastnikiem. Na to poszkodowany odpowiedział mu: „A skądże, nikogo przy tym nie było, a teraz ma się dowiedzieć pół Paryża?" – śmieje się posłanka SLD Joanna Senyszyn, znana z blogerskiej aktywności.
Zrozumienie wobec działań Sikorskiego wykazuje inny blogujący polityk Paweł Piskorski, który jednak zaznacza, że minister podjął walkę, której nie da się wygrać. – Sikorski miał prawo się zdenerwować, zwłaszcza, że uwagi dotyczą nie tylko jego, ale również jego rodziny. Uważam jednak, że jest to walka z wiatrakami. Przede wszystkim musimy dbać o przestrzeń publiczną – ocenia. Mieszane odczucia, co do pomysłów Sikorskiego ma Marek Migalski. – Uważam, ze minister spraw zagranicznych powinien zająć się czymś innym, niż dbanie o swój wizerunek. Natomiast rzeczywiście to, co się dzieje w internecie woła o pomstę do nieba. Z jednej strony więc dopełnia mi to obrazu Radka Sikorskiego jako osoby przewrażliwionej na swoim punkcie, natomiast z drugiej strony poruszył on ważny temat – twierdzi europoseł PJN.
Zdecydowanie przeciwny działaniom szefa MSZ jest natomiast Janusz Korwin-Mikke, który uważa, że „władza być może dąży do zakneblowania Internetu". – Bo gdyby decydował internet, to ja wygrałbym wybory w Polsce – uważa polityk.
Komentarze? Nie reagujemy
Pod blogami polityków, z którymi rozmawialiśmy, nie brakuje skrajnie negatywnych, a często po prostu chamskich komentarzy. Jak sobie z nimi radzą? – Nie reaguję na to. Rzadko zresztą czytam komentarze na blogu, gdyż komunikuję się za pomocą innych narzędzi, np. Facebooka – mówi Piskorski.
Joanna Senyszyn: – Często dostawałam bardzo obraźliwe listy zwłaszcza, gdy zajmowałam się sprawa aborcji, in vitro, uczestniczyłam w paradach równości. One zaczynały się mniej więcej od słów: „ty stara k...o", i to były jeszcze te najprzyjemniejsze listy. Uważam, że to interesujący materiał dla psychiatry i nie wykluczam, że wydam je wszystkie kiedyś, opatrzone odpowiednim komentarzem eksperta
Z kolei Marek Migalski zapewnia, że przeszedł ewolucję w dziedzinie czytania i banowania komentarzy. – Gdy prowadziłem bloga na Salonie24, czytałem i komentowałem wpisy pod moim blogiem uważając, że słowo „salon" zobowiązuje. Wpisy przekraczające granice normalnej dyskusji banowałem, ale w pewnym momencie zorientowałem się, że niczym innym nie mógłbym się zająć, jak tylko banowaniem kolejnych chamów. Mniej więcej od roku przestałem banować, a od pewnego czasu przestałem również czytać komentarze – mówi.
Czy wojnę z internetowym chamstwem da się wygrać? Polityczni blogerzy są zdania, że nie ma idealnego wyjścia z sytuacji. Paweł Piskorski: – Administrator portalu powinien interweniować w sprawie drastycznych czy nawołujących do przemocy treści usuwając wpisy. Jednak konieczność rejestracji i logowania się do każdego portalu, żeby zamieścić tam komentarz, jest moim zdaniem bardzo trudna do wykonania i niestosowana w innych krajach
Podobnego zdania co do obowiązkowego logowania się dla internautów, którzy chcą dodawać komentarze jest Joanna Senyszyn. – Nikt tak naprawdę nie jest całkowicie anonimowy. Kiedyś w komentarzu na moim blogu pojawiła się groźba popełnienia samobójstwa, więc zawiadomiłam policję, a oni tę osobę w ciągu godziny namierzyli. Jeśli chce się dojść do autorów komentarzy, to można to zrobić to bardzo szybko – przekonuje eurodeputowana SLD.
Z kolei Marek Migalski proponuje, by „każdy, kto czuje się obrażony, miał możliwość wnieść sprawę do sądu, a sąd mieć prawo zażądać numeru IP od administratora portalu, na którym znalazł się obraźliwy wpis". – Prawo powinno ułatwiać tego typu sprawy z powództwa cywilnego dla osób obrażonych, żeby autorzy obraźliwych wpisową mieli świadomość, że wcale nie są anonimowi. Natomiast jestem przeciwny, by prawo działało tu automatycznie i np. zamykano portale, bo polityk zawiadomił prokuraturę i prokuratura w jego imieniu musi wszczynać śledztwa. Jako politycy, mamy na tyle dużo pieniędzy, że stać nas na adwokatów i możemy dochodzić swoich praw na drodze cywilnej – przekonuje Migalski.
Walka z wiatrakami
Politycy, z którymi rozmawiał Wprost24 uważają, że działania Sikorskiego – choć częściowo uzasadnione – raczej nie zakończą się sukcesem. – Kiedy słuchałam ministra Sikorskiego, to przypomniał mi się taki francuski dowcip, kiedy to pewien człowiek został pobity w jakimś ciemnym zaułku i znajomy się go zapytał, czy będzie się procesował z napastnikiem. Na to poszkodowany odpowiedział mu: „A skądże, nikogo przy tym nie było, a teraz ma się dowiedzieć pół Paryża?" – śmieje się posłanka SLD Joanna Senyszyn, znana z blogerskiej aktywności.
Zrozumienie wobec działań Sikorskiego wykazuje inny blogujący polityk Paweł Piskorski, który jednak zaznacza, że minister podjął walkę, której nie da się wygrać. – Sikorski miał prawo się zdenerwować, zwłaszcza, że uwagi dotyczą nie tylko jego, ale również jego rodziny. Uważam jednak, że jest to walka z wiatrakami. Przede wszystkim musimy dbać o przestrzeń publiczną – ocenia. Mieszane odczucia, co do pomysłów Sikorskiego ma Marek Migalski. – Uważam, ze minister spraw zagranicznych powinien zająć się czymś innym, niż dbanie o swój wizerunek. Natomiast rzeczywiście to, co się dzieje w internecie woła o pomstę do nieba. Z jednej strony więc dopełnia mi to obrazu Radka Sikorskiego jako osoby przewrażliwionej na swoim punkcie, natomiast z drugiej strony poruszył on ważny temat – twierdzi europoseł PJN.
Zdecydowanie przeciwny działaniom szefa MSZ jest natomiast Janusz Korwin-Mikke, który uważa, że „władza być może dąży do zakneblowania Internetu". – Bo gdyby decydował internet, to ja wygrałbym wybory w Polsce – uważa polityk.
Komentarze? Nie reagujemy
Pod blogami polityków, z którymi rozmawialiśmy, nie brakuje skrajnie negatywnych, a często po prostu chamskich komentarzy. Jak sobie z nimi radzą? – Nie reaguję na to. Rzadko zresztą czytam komentarze na blogu, gdyż komunikuję się za pomocą innych narzędzi, np. Facebooka – mówi Piskorski.
Joanna Senyszyn: – Często dostawałam bardzo obraźliwe listy zwłaszcza, gdy zajmowałam się sprawa aborcji, in vitro, uczestniczyłam w paradach równości. One zaczynały się mniej więcej od słów: „ty stara k...o", i to były jeszcze te najprzyjemniejsze listy. Uważam, że to interesujący materiał dla psychiatry i nie wykluczam, że wydam je wszystkie kiedyś, opatrzone odpowiednim komentarzem eksperta
Z kolei Marek Migalski zapewnia, że przeszedł ewolucję w dziedzinie czytania i banowania komentarzy. – Gdy prowadziłem bloga na Salonie24, czytałem i komentowałem wpisy pod moim blogiem uważając, że słowo „salon" zobowiązuje. Wpisy przekraczające granice normalnej dyskusji banowałem, ale w pewnym momencie zorientowałem się, że niczym innym nie mógłbym się zająć, jak tylko banowaniem kolejnych chamów. Mniej więcej od roku przestałem banować, a od pewnego czasu przestałem również czytać komentarze – mówi.
– Po co reagować na chamskie odzywki, od tego są ludzie, którzy je czytają i jak jest coś ciekawego to donoszą – tak do sprawy podchodzi Korwin-Mikke, autor najbardziej popularnego bloga politycznego w Polsce.
Wojna trudna do wygraniaCzy wojnę z internetowym chamstwem da się wygrać? Polityczni blogerzy są zdania, że nie ma idealnego wyjścia z sytuacji. Paweł Piskorski: – Administrator portalu powinien interweniować w sprawie drastycznych czy nawołujących do przemocy treści usuwając wpisy. Jednak konieczność rejestracji i logowania się do każdego portalu, żeby zamieścić tam komentarz, jest moim zdaniem bardzo trudna do wykonania i niestosowana w innych krajach
Podobnego zdania co do obowiązkowego logowania się dla internautów, którzy chcą dodawać komentarze jest Joanna Senyszyn. – Nikt tak naprawdę nie jest całkowicie anonimowy. Kiedyś w komentarzu na moim blogu pojawiła się groźba popełnienia samobójstwa, więc zawiadomiłam policję, a oni tę osobę w ciągu godziny namierzyli. Jeśli chce się dojść do autorów komentarzy, to można to zrobić to bardzo szybko – przekonuje eurodeputowana SLD.
Z kolei Marek Migalski proponuje, by „każdy, kto czuje się obrażony, miał możliwość wnieść sprawę do sądu, a sąd mieć prawo zażądać numeru IP od administratora portalu, na którym znalazł się obraźliwy wpis". – Prawo powinno ułatwiać tego typu sprawy z powództwa cywilnego dla osób obrażonych, żeby autorzy obraźliwych wpisową mieli świadomość, że wcale nie są anonimowi. Natomiast jestem przeciwny, by prawo działało tu automatycznie i np. zamykano portale, bo polityk zawiadomił prokuraturę i prokuratura w jego imieniu musi wszczynać śledztwa. Jako politycy, mamy na tyle dużo pieniędzy, że stać nas na adwokatów i możemy dochodzić swoich praw na drodze cywilnej – przekonuje Migalski.