Drugi oddech Obamy

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Barack Obama jest na fali. Po zabiciu Osamy bin Ladena wskaźniki popularności prezydenta skoczyły z 44 do prawie 60 procent. Raz na zawsze obalił mit, że jest przywódcą miękkim i niezdecydowanym.
Od momentu włączenia się Obamy do prezydenckiego wyścigu prawica porównywała go z Jimmym Carterem, który do dziś jest dla niej uosobieniem słabeusza i nieudacznika. „The Washington Times" pisał: „Powtórka z Cartera". „Jak Carter będzie twardy dla Ameryki, miękki dla jej wrogów" – wtórował „National Review”. Trudno uznać tę ocenę za obiektywną. Carter po prostu miał pecha. 24 kwietnia 1980 r. posłał komandosów, by uwolnili personel ambasady amerykańskiej w Teheranie, więziony przez bojówkarzy Chomeiniego. Pierwszy z ośmiu helikopterów rozbił się po drodze, drugi zawrócił, trzeci nawalił. Prezydent nakazał odwrót, podczas którego czwarta maszyna wbiła się w samolot transportowy. Zginęło ośmiu żołnierzy, Carter był politycznie skończony.

1 maja 2011 r., gdy Obama i jego ludzie zebrani w zachodnim skrzydle Białego Domu usłyszeli o awarii helikoptera w czasie akcji w Pakistanie, „napięcie było niewiarygodne" – jak mówi doradca prezydenta ds. terroryzmu John Brennan. Inny świadek relacjonuje anonimowo, że wszyscy mieli w oczach pytanie: drugi Iran? Dziś wiemy, że nie. Czy jednak sukces sam w sobie jest wystarczającą zaliczką na rzecz reelekcji? Można wątpić. Choć niewątpliwie pomoże.

W jakim miejscu, u progu kampanii prezydenckiej w USA, znajduje się Barack Obama? O tym przeczytacie w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".