Podpalił polewaczkę, zarobił miliony. Położył lewicowy tygodnik, kupił prawicowy dziennik. Z biznesów najbliższe są mu teraz media. Oraz Brazylia.
Jest grudzień 2010 r. Od Atlantyku wieje porywisty wiatr, a Grzegorz Hajdarowicz z rozmachem chwyta zielony orzech i próbuje go rozłupać metalowym ostrzem. Uderza raz, uderza drugi. Nic. Kokos pozostaje niewzruszony. – Chyba zostawmy to fachowcom – uśmiecha się do kamery i rzuca orzech na ziemię.
Andrzej Długosz, kiedyś działacz podziemia, a dziś PR-owiec związany z politykami PO, naciska klawisz komórki i wysyła SMS-a do Grzegorza Hajdarowicza: „Gratuluję konsekwencji!". Jest 1 lipca 2011 r. Dzień wcześniej Grzegorz Hajdarowicz kupił od Anglików 51 proc. udziałów w spółce wydającej „Rzeczpospolitą" i tygodnik „Uważam Rze".
Od tej pory w „Rzeczpospolitej" trwa nerwówka. Umowa sprzedaży jeszcze nie obowiązuje (musi się na nią zgodzić urząd ochrony konkurencji), a na dziennikarskiej giełdzie już pojawiają się nazwiska nowych naczelnych. Prawicowych i lewicowych. Jeden z nich nie kryje zadowolenia: – Przejęcie będzie twarde. Zero litości dla starej ekipy. Noc św. Bartłomieja za drzwiami.To żarty, oficjalnie Hajdarowicz deklaruje, że nie zrobi czystek w redakcji. I na jednym wydechu dopowiada, że pierwsze poważne pieniądze zarobił na handlu lekarstwami, których nie znosi.
Sylwetka polskiego Ruperta Murdocha już w najnowszym "Wprost", w kioskach od poniedziałku