Tu zasiada w obszernym pokoju pełnym lamp, foteli i obrazów. Choć oczywiście to nie gabinet taki jak ma marszałek Sejmu, w którym sam kiedyś urzędował. Zdjęcie właśnie z tamtego okresu jest jedynym, które trzyma na biurku. Pracownicy wiedzą, jak zabiegać o dobry nastrój Oleksego – „panie premierze", „tak, panie premierze", „już się robi, panie premierze", „Ja do pana premiera”. Słusznie czynią. Wystarczy spojrzeć na jego wizytówkę : „Józef Oleksy, marszałek Sejmu II i IV kadencji, były premier RP”. Generalnie – „ja jako były”.
Oleksy chciał w tym roku wrócić na Wiejską, ale SLD zaproponował mu miejsce na liście gwarantujące porażkę, a nie powrót. Ujął się honorem i ze startu zrezygnował. Czy można już mu pisać polityczny nekrolog?
– Józek jak zwykle hamletyzuje. W życiu towarzyskim stanowi to o jego uroku, ale w polityce bywa uciążliwe. Propozycję Napieralskiego odebrał jako prestiżowy cios – mówi Leszek Miller.
Dla Millera SLD znalazł gwarantującą mandat jedynkę w Gdyni. Oleksemu Grzegorz Napieralski zaproponował bastion PiS, Nowy Sącz, gdzie od lat SLD nie wygrał żadnych wyborów. – Napieralski argumentował ten wybór przedziwnie: tam się urodziłeś i tam byłeś ministrantem – mówi Oleksy. To rzeczywiście kiepska rekomendacja jak dla polityka lewicy.
O Józefie Oleksym w poniedziałkowym "Wprost" pisze Aleksandra Pawlicka