Gangi rozwydrzonych wyrostków niemal rozpętały w wielokulturowej Wielkiej Brytanii rasową wojnę wszystkich ze wszystkimi.
Tariq Jahan stał na Dudley Road, gdy nagle usłyszał huk uderzenia i krzyki. Gdy wybiegł zza rogu, zobaczył trzech leżących na ziemi mężczyzn. Dopadł pierwszego i zaczął go reanimować, gdy ktoś chwycił go za ramię i powiedział: – Tam leży twój syn.
21-letni Harun Jahan wraz z braćmi Shazadem i Abdulem Musavir próbowali zapobiec przejęciu stacji benzynowej przez uliczny gang plądrujący sklepy w dzielnicy Winson Green w Birmingham. Napastnicy rozjechali ich autem i uciekli. Harun był sikhem, jego koledzy muzułmanami, a napastnicy – według świadków – byli pochodzenia afrykańsko-karaibskiego. Wzburzony tłum Azjatów, który zaczął gromadzić się na Dudley Road, gotów był na odwet.
– To nie ma nic wspólnego z rasą, broniliśmy przecież wspólnego mienia. Straciłem syna. Jak ktoś jeszcze chce stracić swojego, to niech idzie na ulicę. Jak nie, to lepiej idźcie wszyscy do domu – mitygował tłum Tariq Johan, a jego słowa obiegły całą Anglię.
21-letni Harun Jahan wraz z braćmi Shazadem i Abdulem Musavir próbowali zapobiec przejęciu stacji benzynowej przez uliczny gang plądrujący sklepy w dzielnicy Winson Green w Birmingham. Napastnicy rozjechali ich autem i uciekli. Harun był sikhem, jego koledzy muzułmanami, a napastnicy – według świadków – byli pochodzenia afrykańsko-karaibskiego. Wzburzony tłum Azjatów, który zaczął gromadzić się na Dudley Road, gotów był na odwet.
– To nie ma nic wspólnego z rasą, broniliśmy przecież wspólnego mienia. Straciłem syna. Jak ktoś jeszcze chce stracić swojego, to niech idzie na ulicę. Jak nie, to lepiej idźcie wszyscy do domu – mitygował tłum Tariq Johan, a jego słowa obiegły całą Anglię.
O kilku dniach, które wstrząsnęły Wielką Brytanią przeczytacie w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost"