Dodaje, że to, co uderzyło go najbardziej w czasie zamachów na wieże WTC, to "stopień, w jakim Amerykanie czuli się w tamtych dniach słabi, odsłonięci i zagrożeni". - To społeczeństwo nigdy tego nie przeżyło. Polska miała wiele takich doświadczeń w historii, ale USA żadnego. Pierwsza i druga wojna światowa były niszczące, ale nie było w ich trakcie prawdziwego zagrożenia dla samej Ameryki. Obserwując 11 września i później zachowania Amerykanów, ich roztrzęsienie, byłem zszokowany. Sam nie uznawałem bowiem ataków za coś tak dramatycznego - wspomina.
Według Zakarii, obecnie groźba podobnych ataków terrorystycznych jest dużo mniejsza. - Z dwóch powodów: Al- -Kaida została zniszczona ciągłymi atakami, a zawsze była dużo mniejszą organizacją, niż ludzie sądzą. Przed 11 września mogła działać, bo rządy różnych krajów uważały ją za drugorzędny problem. Zamachy to oczywiście zmieniły. Państwa zaczęły aresztowania ludzi podejrzanych o przygotowywanie zamachów, uderzyły w finansowe transfery terrorystów. Wtedy się okazało, że Al-Kaida nie jest zdolna działać pod taką presją - argumentuje publicysta.
Jeśli więc nie terroryzm, to co jest teraz największym zagrożeniem dla USA według Zakarii? - Niezdolność przystosowania się do nowo rozwijającego się świata. Pokusa, żeby wciąż się organizować przeciw jakiemuś prostemu wrogowi - uważa i dodaje, że "w Stanach Zjednoczonych nadal są ludzie uważający, że państwo powinno przede wszystkim zajmować się Al-Kaidą". - Inni za największe zagrożenie uznają nielegalnych imigrantów z Meksyku. Tak naprawdę ani jedno, ani drugie nie stanowi prawdziwego zagrożenia dla USA. Jest nim natomiast niezdolność dokonania takich wewnętrznych, politycznych, finansowych zmian, by dostosować się do zmieniającego się świata - uważa Fareed Zakaria.
Wywiad Tomasza Machały już w poniedziałkowym "Wprost". Oprócz niego, przeczytać będzie można także wspomnienie z 11 września naszego korespondenta w USA Piotra Milewskiego.