Były prezydent przyznaje, że liczył się z najgorszym. - Tak, początkowo byłem przekonany, że on nie ma szans, więc już się właściwie poddałem. Oczywiście modliłem się bardzo, msza święta w moim kościele była piętnaście minut po tym, jak się dowiedzieliśmy… I patrzyłem na internautów, tam też było tyle modlitwy, że... On był lubiany, muszę powiedzieć! - mówi. - Jestem człowiekiem wiary, mocno grzesznym, ale człowiekiem wiary, więc dla mnie to oznacza: taka jest wola nieba, z nią się zawsze zgodzić trzeba.
Wałęsa mówi również, że jego syn "niby powiedział, że na motor już nie wsiądzie". - Ale… Zresztą takiego wypadku, nawet gdyby pan jechał dziesięć na godzinę, to i tak by nie można się ustrzec, bo ten człowiek popełnił straszliwy błąd, wyjeżdżając w taki sposób na główną jezdnię - stwierdza i dodaje: - On też pewnie jest nieszczęśliwy i dlatego mu współczuję. Ale zrobił straszliwy błąd, nie wolno tak wyjeżdżać.
Co według Wałęsy pcha mężczyzn do jazdy na motorze? - W różnym wieku, różne rzeczy. W moim przypadku, 50 lat temu, to były popisy, szpan. Wtedy był jeden motor w wiosce, na 50 gospodarstw - uważa i przyznaje, że on sam jeździł bardzo dużo. Zdarzały mu się nawet wypadki. - Miałem, ale „bezpolicyjne" - wspomina.
Wywiad Piotra Najsztuba z Lechem Wałęsą w poniedziałkowym tygodniku "Wprost"