Wśród żyjących jest najbardziej wpływowym człowiekiem urodzonym w Polsce. Osiągnął to dzięki wybitnemu intelektowi, wielkiej pracy i absolutnej niezależności. Za tę ostatnią nieraz słono płacił.
Wysoki, postawny, szczupły, rzadko się uśmiecha, zawsze niezwykle uprzejmy, ale zawsze równie chłodny. Ludzi, którzy go nudzą lub irytują, potrafi usadzić jednym spojrzeniem.
W pracy jest taranem. Nie tyranem, lecz właśnie taranem. Spycha na bok wszystkich, którzy – według niego – przeszkadzają w osiągnięciu celów. Sam nie lubi porównań z Henrym Kissingerem, ale obaj znani byli z tego, że pracując w Białym Domu, niepodzielnie, wręcz dyktatorsko rządzili polityką zagraniczną. Obaj zepchnęli na boczny tor sekretarzy stanu, obaj zazdrośnie strzegli dostępu do prezydenta.
W swojej nowej biografii Brzezińskiego Andrzej Lubowski pisze, że Amerykanie, z którymi rozmawiał w USA o Brzezińskim, „częściej czują do niego szacunek niż sympatię": – Niezwykła pewność siebie, żelazna logika, wysokie wymagania wobec innych, niska tolerancja dla głupców, pustosłowia i hipokryzji sprawiały i sprawiają, że przyklejano mu notorycznie etykietę aroganta. Bardzo trudno jest znaleźć w Waszyngtonie prywatnych przyjaciół Brzezińskiego. Profesor chroni swoją prywatność – zaszczytu wizyty w jego podwaszyngtońskim domu dostąpiło naprawdę niewielu.
Łatwo za to znaleźć jego wrogów. Są wszędzie. To dziennikarze, którym Brzeziński zarzucił brak wiedzy, oraz byli urzędnicy i politycy oskarżeni przez niego o cynizm lub politykierstwo. Andrzej Lubowski uważa, że Brzeziński był jednym z najbardziej błyskotliwych doradców ds. bezpieczeństwa narodowego w historii Białego Domu, ale nawet on sam przyznaje, że profesor jest jednocześnie powszechnie uważany za osobę niezwykle kontrowersyjną.
Więcej o prof. Zbigniewie Brzezińskim w najnowszym poniedziałkowym wydaniu tygodnika "Wprost"
W pracy jest taranem. Nie tyranem, lecz właśnie taranem. Spycha na bok wszystkich, którzy – według niego – przeszkadzają w osiągnięciu celów. Sam nie lubi porównań z Henrym Kissingerem, ale obaj znani byli z tego, że pracując w Białym Domu, niepodzielnie, wręcz dyktatorsko rządzili polityką zagraniczną. Obaj zepchnęli na boczny tor sekretarzy stanu, obaj zazdrośnie strzegli dostępu do prezydenta.
W swojej nowej biografii Brzezińskiego Andrzej Lubowski pisze, że Amerykanie, z którymi rozmawiał w USA o Brzezińskim, „częściej czują do niego szacunek niż sympatię": – Niezwykła pewność siebie, żelazna logika, wysokie wymagania wobec innych, niska tolerancja dla głupców, pustosłowia i hipokryzji sprawiały i sprawiają, że przyklejano mu notorycznie etykietę aroganta. Bardzo trudno jest znaleźć w Waszyngtonie prywatnych przyjaciół Brzezińskiego. Profesor chroni swoją prywatność – zaszczytu wizyty w jego podwaszyngtońskim domu dostąpiło naprawdę niewielu.
Łatwo za to znaleźć jego wrogów. Są wszędzie. To dziennikarze, którym Brzeziński zarzucił brak wiedzy, oraz byli urzędnicy i politycy oskarżeni przez niego o cynizm lub politykierstwo. Andrzej Lubowski uważa, że Brzeziński był jednym z najbardziej błyskotliwych doradców ds. bezpieczeństwa narodowego w historii Białego Domu, ale nawet on sam przyznaje, że profesor jest jednocześnie powszechnie uważany za osobę niezwykle kontrowersyjną.
Więcej o prof. Zbigniewie Brzezińskim w najnowszym poniedziałkowym wydaniu tygodnika "Wprost"