Leszek Miller wystartuje w wyborach na szefa SLD – przekonuje w rozmowie z wprost.pl eurodeputowana Sojuszu Joanna Senyszyn, która również zamierza ubiegać się o to stanowisko. Senyszyn nie ufa słowom Millera, który zapewniał wielokrotnie, że o fotel przewodniczącego Sojuszu ubiegać się nie zamierza. – Ze względu na objawienia, które ma Miller – nie mam wątpliwości, że wystartuje – ironizuje eurodeputowana.
Paweł Sikora, wprost.pl: Z jednej strony ubiega się pani o stanowisko szefa SLD, a jednocześnie media obiegły informacje, że jest pani już „po słowie" z Januszem Palikotem…
Joanna Senyszyn: Przypuszczam, że takie informacje rozpowszechniają moi koledzy z SLD, którzy boją się, że zostanę wybrana. Chcą osłabić w ten sposób moja pozycję. Zresztą to nic nowego – takie informacje rozpowszechniał już swego czasu Józef Oleksy.
Czego się boją pani koledzy?
Tego, że jestem spoza wszelkich układów. Jestem takim wolnym elektronem.
W każdej plotce jest jednak podobno ziarnko prawdy. Może, jeśli koledzy osłabią pani pozycję skutecznie i wybiorą na szefa SLD kogoś innego, pani sytuacja się zmieni na tyle, że rozważy pani polityczny transfer do Ruchu Palikota?
Decyzja w tej sprawie nie ma żadnego związku z tym czy zostanę, czy nie zostanę przewodniczącą.
A może kandydowanie na szefa SLD to tylko pretekst, by w razie porażki powiedzieć, że SLD nie chce zmian, więc czas postawić na Palikota?
Takiego scenariusza nie przewiduję. Obrażanie się nie leży w mojej naturze - czego nie można powiedzieć o wszystkich moich kolegach z SLD. Moja macierzysta organizacja nie ma wobec mnie takich podejrzeń – uzyskałam w końcu jej rekomendację.
Leszek Miller mówi, że nie będzie kandydować na szefa SLD. Wierzy mu pani? A może w dniu wyborów anioł podpowie mu, że powinien startować, by ratować Sojusz?
Nie wiem, przed czym miałby ratować SLD.
Przed upadkiem. Sytuacja partii jest zła.
Nie uważam, aby tylko pod kierownictwem Millera SLD miało szanse na lepsze notowania.
Miller może myśleć inaczej.
Może i tak myśli.
Więc wystartuje?
Uważam, że tak. Już nawet mówiłam o tym podczas obrad małopolskiej radzie wojewódzkiej, po której dostałam rekomendację do kandydowania na szefa partii. Przeprowadziłam wówczas wyimaginowaną rozmowę z kardynałem Stanisławem Dziwiszem, jak kardynał z kardynałem. I on mi zdradził, że Leszkowi Millerowi będzie zwiastować Matka Boska, żeby kandydował.
A co z Grzegorzem Napieralskim - czy to jego koniec jako szefa SLD?
Zarówno na śląskiej, jak i na małopolskiej radzie wojewódzkiej Napieralski żegnał się z członkami partii jako szef SLD. Zapowiedział przy tym, że będzie dalej działał w partii jako poseł.
W zapowiedzi Napieralskiego pani wierzy, a w słowa Millera nie?
Co do Napieralskiego nie mam wątpliwości, że nie wystartuje. A co do Leszka Millera – ze względu na objawienia, które ma – nie mam wątpliwości, że wystartuje.
Ma pani szanse w starciu z Millerem?
Oczywiście, ze mam. Wszystko rozstrzygnie się w tajnym głosowaniu.
A co jeśli wynik będzie dla pani niekorzystny?
Nic. Zawsze jest tak, że wygrywa tylko jeden kandydat.
Załóżmy, że wygra Miller. Widzi się pani w takim SLD?
Już byłam w SLD, w którym szefem był Leszek Miller. I po jego szefowaniu wyciągaliśmy tę partię z poziomu poparcia rzędu 4 proc.
Drugi raz do tej samej rzeki wchodzić więc chyba nie warto?
Teraz sytuacja jest inna. Mamy 8 proc. poparcia, więc nie możemy stracić 35 pkt. proc. - tak jak wtedy.
Co trzeba zmienić w partii, żeby znów wróciły czasy świetności SLD?
Powiem o tym podczas konwencji Sojuszu. Nie powinno się zbyt szybko zdradzać swoich planów.
Może uchyli pani rąbka tajemnicy – SLD powinno połączyć się z Ruchem Palikota?
Na razie najważniejsza jest zmiana oblicza SLD - i tylko tej partii. Dlatego kandyduję w wyborach na szefa Sojuszu. A kiedy SLD będzie silniejsze, wówczas zobaczymy, jakie będą tendencje. O tym będą jednak decydować członkowie partii, a nie jej kierownictwo.
Wróćmy do wyboru szefa partii. Obawia się pani swoich kontrkandydatów? Oprócz pani – jak dotąd – do wyborczej walki stanęli Marek Balt i Artur Hebda. Dla większości Polaków przekaz jest jasny – startuje Joanna Senyszyn i dwie kompletnie anonimowe osoby.
Bardzo mi miło, że tak pan mówi.
A nie jest tak?
To pan tak powiedział.
Obydwoje wiemy, że tak jest. Widzi w nich pani realną konkurencję?
Nigdy nie lekceważę przeciwników.
Joanna Senyszyn: Przypuszczam, że takie informacje rozpowszechniają moi koledzy z SLD, którzy boją się, że zostanę wybrana. Chcą osłabić w ten sposób moja pozycję. Zresztą to nic nowego – takie informacje rozpowszechniał już swego czasu Józef Oleksy.
Czego się boją pani koledzy?
Tego, że jestem spoza wszelkich układów. Jestem takim wolnym elektronem.
W każdej plotce jest jednak podobno ziarnko prawdy. Może, jeśli koledzy osłabią pani pozycję skutecznie i wybiorą na szefa SLD kogoś innego, pani sytuacja się zmieni na tyle, że rozważy pani polityczny transfer do Ruchu Palikota?
Decyzja w tej sprawie nie ma żadnego związku z tym czy zostanę, czy nie zostanę przewodniczącą.
A może kandydowanie na szefa SLD to tylko pretekst, by w razie porażki powiedzieć, że SLD nie chce zmian, więc czas postawić na Palikota?
Takiego scenariusza nie przewiduję. Obrażanie się nie leży w mojej naturze - czego nie można powiedzieć o wszystkich moich kolegach z SLD. Moja macierzysta organizacja nie ma wobec mnie takich podejrzeń – uzyskałam w końcu jej rekomendację.
Leszek Miller mówi, że nie będzie kandydować na szefa SLD. Wierzy mu pani? A może w dniu wyborów anioł podpowie mu, że powinien startować, by ratować Sojusz?
Nie wiem, przed czym miałby ratować SLD.
Przed upadkiem. Sytuacja partii jest zła.
Nie uważam, aby tylko pod kierownictwem Millera SLD miało szanse na lepsze notowania.
Miller może myśleć inaczej.
Może i tak myśli.
Więc wystartuje?
Uważam, że tak. Już nawet mówiłam o tym podczas obrad małopolskiej radzie wojewódzkiej, po której dostałam rekomendację do kandydowania na szefa partii. Przeprowadziłam wówczas wyimaginowaną rozmowę z kardynałem Stanisławem Dziwiszem, jak kardynał z kardynałem. I on mi zdradził, że Leszkowi Millerowi będzie zwiastować Matka Boska, żeby kandydował.
A co z Grzegorzem Napieralskim - czy to jego koniec jako szefa SLD?
Zarówno na śląskiej, jak i na małopolskiej radzie wojewódzkiej Napieralski żegnał się z członkami partii jako szef SLD. Zapowiedział przy tym, że będzie dalej działał w partii jako poseł.
W zapowiedzi Napieralskiego pani wierzy, a w słowa Millera nie?
Co do Napieralskiego nie mam wątpliwości, że nie wystartuje. A co do Leszka Millera – ze względu na objawienia, które ma – nie mam wątpliwości, że wystartuje.
Ma pani szanse w starciu z Millerem?
Oczywiście, ze mam. Wszystko rozstrzygnie się w tajnym głosowaniu.
A co jeśli wynik będzie dla pani niekorzystny?
Nic. Zawsze jest tak, że wygrywa tylko jeden kandydat.
Załóżmy, że wygra Miller. Widzi się pani w takim SLD?
Już byłam w SLD, w którym szefem był Leszek Miller. I po jego szefowaniu wyciągaliśmy tę partię z poziomu poparcia rzędu 4 proc.
Drugi raz do tej samej rzeki wchodzić więc chyba nie warto?
Teraz sytuacja jest inna. Mamy 8 proc. poparcia, więc nie możemy stracić 35 pkt. proc. - tak jak wtedy.
Co trzeba zmienić w partii, żeby znów wróciły czasy świetności SLD?
Powiem o tym podczas konwencji Sojuszu. Nie powinno się zbyt szybko zdradzać swoich planów.
Może uchyli pani rąbka tajemnicy – SLD powinno połączyć się z Ruchem Palikota?
Na razie najważniejsza jest zmiana oblicza SLD - i tylko tej partii. Dlatego kandyduję w wyborach na szefa Sojuszu. A kiedy SLD będzie silniejsze, wówczas zobaczymy, jakie będą tendencje. O tym będą jednak decydować członkowie partii, a nie jej kierownictwo.
Wróćmy do wyboru szefa partii. Obawia się pani swoich kontrkandydatów? Oprócz pani – jak dotąd – do wyborczej walki stanęli Marek Balt i Artur Hebda. Dla większości Polaków przekaz jest jasny – startuje Joanna Senyszyn i dwie kompletnie anonimowe osoby.
Bardzo mi miło, że tak pan mówi.
A nie jest tak?
To pan tak powiedział.
Obydwoje wiemy, że tak jest. Widzi w nich pani realną konkurencję?
Nigdy nie lekceważę przeciwników.