Na sugestię, że cotygodniowa dawka w „The Voice of Poland" to chyba niezła karma dla jego ego, mówi: - To bardzo energetyczna rzecz, ale polubiłem ją. Uważam, że ten flirt z telewizją, bo tak to nazwałem od początku jest już romansem. I choć nie wiem, jak potoczy się moja przygoda z ekranem, to potrzebuję tego. Program stał się dla mnie paliwem, daje mi ogromnego kopa twórczego. Nie chcę powiedzieć, że się uzależniłem.
Nergal proszony, by przyznał się do uzależnienia, przyznać się nie chciał, ale potwierdza, że będzie mu tego bardzo brakowało. Mówi, że w programi był "czarnym misjonarzem". - Może nawet czarnym papieżem (śmiech). Starałem się tam cały czas sprzedawać pod płaszczykiem tego mainstreamowego, kolorowego świata kilka wartościowych rzeczy i to przeszło. Jeżeli dwa lub trzy miliony ludzi w sobotę o godzinie 20 zobaczą, że moja podopieczna śpiewa (i to jak!) kawałki Iron Maiden, Metalliki albo AC/ DC i to się podoba, to czuję, że zaszczepiłem w ludziach coś prawdziwego, coś cholernie wartościowego - mówi Darski
Czy oznacza to, że to była wyprawa krzyżowa heavy metalu na pop? - Trochę tak. Chociaż nie stoję w opozycji do popu, bo uważam, że w każdym gatunku są rzeczy wartościowe, z których można czerpać. We wtorek widziałem koncert Rihanny w Łodzi. Niezłe przedstawienie na wysokim poziomie. I takich rzeczy też chcę doświadczać - mów Nergal Piotrowi Najsztubowi.
Cały wywiad z Nergalem już w najnowszym, poniedziałkowym numerze tygodnika "Wprost"