Nikopol

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mikołaj Przybył (fot. PAP/Marek Zakrzewski) 
Cztery dni przed samobójczą próbą wykuwał w piwnicy nowy miecz. Potem pociągnął za spust. Podobno w imię zasad.
Mikołaj Przybył w kwietniu 2011 r. zabił Chrystusa. Razem z kolegami, na oczach licznie zgromadzonych mieszkańców Poznania.

Chrystus był nieco zbyt pulchny jak na Chrystusa, ale pułkownik Przybył wcielił się w rolę żołdaka z dużym wyczuciem: na filmie, który w czasie Misterium Męki Pańskiej nakręciła poznańska gazeta, widać, jak niewysoki, muskularny brodacz uwija się po scenie w rzymskiej zbroi. Rzuca Chrystusa na kolana, zdziera tunikę, okłada kijem, chłoszcze. Groźny i wyrazisty. Energiczny. Przybija ofiarę do krzyża.

– Duże wyczucie? Nie, nie miał serca do tej roli – krzywi się Robert Ostafiński-Bodler, znajomy pułkownika, reżyser spektaklu. – Wziąłem go do siebie i mówię: Mikołaj, wiem, że ty jesteś mundurowy sztywniak, musisz to robić z przekonaniem. Popatrz na tych facetów od Mela Gibsona. O to chodzi. Nie wiem, może bał się, że przeszarżuje, przez przypadek zrobi komuś krzywdę? Miał bzika na punkcie bezpieczeństwa. Kiedy zrobiłem koronę cierniową z gałęzi dzikiej róży, po cichu w domu zrobił drugą, która też dobrze wyglądała, ale za to nie kłuła.

– Pułkownik był dobrym aktorem?

– Niekoniecznie. Nie lubił być na pierwszym planie.

Mikołaj Przybył - prokurator, żołnierz, rzymski legionista, niedoszły samobójca. O prokuratorze wojskowym z Poznania, który 9 stycznia w przerwie konferencji prasowej strzelił do siebie z prywatnej broni przeczytacie w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".