Krzysztof Skiba razy 500. „Na początku szokowałem ortografią”

Krzysztof Skiba razy 500. „Na początku szokowałem ortografią”

Dodano:   /  Zmieniono: 
Krzysztof Skiba (fot. Marcin Gadomski / Newspix.pl) Źródło: Newspix.pl
- W ostatnich dziesięciu latach zmieniali się redaktorzy naczelni, zmieniała się gazeta, a Skiba pozostaje taki sam – przekonuje felietonista "Wprost" Krzysztof Skiba. Felieton frontmana grupy Big Cyc opublikowany w ostatnim numerze tygodnika był pięćsetnym felietonem napisanym dla „Wprost”.
Joanna Apelska, Wprost.pl: Na łamach tygodnika "Wprost" ukazał się pana pięćsetny felieton. Doczekamy się felietonu tysięcznego?

Krzysztof Skiba: Mam nadzieję, że tysięcznego i dwutysięcznego. Zdaje się, że obecnie jestem we Wprost felietonistą z najdłuższym stażem. W ostatnich dziesięciu latach zmieniali się redaktorzy naczelni, zmieniała się gazeta, a Skiba pozostaje taki sam.

Jak się zaczęła pana przygoda z "Wprost"? Pamięta pan swój pierwszy felieton?

Pisząc pierwszy felieton starałem się abstrahować od tematów politycznych. Dziesięć lat temu w Polsce panowała prawdziwa zima, dwadzieścia centymetrów śniegu, mróz. Napisałem wtedy zabawny felieton o sposobach radzenia sobie z katarem.

Skąd pomysł, by frontman zespołu muzycznego pisał felietony?

Jako felietonista debiutowałem mając siedemnaście lat. Założyłem niezależne pismo "Gilotyna" ukazujące się poza cenzurą. Byłem wydawcą, redaktorem naczelnym i felietonistą w jednej osobie. Mój pierwszy tekst wywołał szok w szkole – jednak nie ze względu na treść, a na dwa byki ortograficzne, jakie się w nim znalazły. Generalnie mogę jednak powiedzieć, że jako felietonista mam długi staż. Moim zdaniem bycie wokalistą i felietonistą się łączy - przecież teksty Big Cyca poruszają ważne tematy społeczne. Nigdy nie mieliśmy piosenek o niczym, zawsze opisywały one skrawek rzeczywistości, która nie była opisywana gdzie indziej.

Ma pan jakiś swój ulubiony felieton napisany dla "Wprost"? A może jest jakiś tekst, o którym chciałby pan zapomnieć?

Nie ma takich, o których chciałbym zapomnieć. Wiele moich felietonów sporo namieszało i wywołało dyskusję. Pamiętam jeden felieton we "Wprost" cytowany przez pół Europy. Pisałem o turystyce. W latach 2002-2003 w Polsce panował boom na egzotyczne wyjazdy zagraniczne. Polacy wyjeżdżali na Majorkę, czy na greckie wyspy. Na ogół odpoczywaliśmy w towarzystwie Niemców - gdzie się nie pojechało, wszędzie mieliśmy ich na karku. Opisałem więc jak to Polak wypoczywa na plaży pełnej Niemców. Postulowałem, żeby biura turystyczne wprowadziły do swoich katalogów oznaczenia miejsc, w których wypoczywają Niemcy w postaci czołgów. Cztery czołgi oznaczałyby bardzo dużo Niemców, dwa – Niemcy w normie, a jeden oznaczałby, że są w odwrocie i raczej nie usłyszymy na plaży okrzyków Hände hoch. To wywołało dość duży rezonans. Felieton cytowano zarówno w Tageszeitung, jak i w brytyjskim „Newsweeku". Swoje ulubione felietony opublikowałem w dwóch książkach: "Skibą w mur" oraz "Opowiadania podwodne".

Przy tej okazji ujawnię swoją małą tajemnicę. Na podstawie moich felietonów napisano kilka prac magisterskich. Można powiedzieć, że mam swoich magistrantów. Kiedyś dostałem też list od studentów paryskiej Sorbony, którzy w ramach ćwiczeń zdecydowali się przetłumaczyć moje felietony na język francuski. Trzeba przyznać, że nie było to łatwe.

Jest jakiś felietonista, którego teksty szczególnie lubi pan czytać?

Zawsze chętnie czytam felietony Michała Ogórka i Stanisława Tyma. Chętnie słucham też Tomka Olbratowskiego w RMF FM, który przedstawia bardzo ciekawą analizę rzeczywistości. Teraz będę kontrowersyjny: lubię też felietony Janusza Korwin-Mikkego - uważam go za świetnego felietonistę. Wiadomo czasem przesadza, ale takie jest prawo felietonisty. Nie zawsze się z nim zgadzam, ale lubię jak stawia wszystko na głowie.

Czy pan w swoich felietonach też stawia wszystko na głowie?

Ja mam inny patent na felietony. Bawię się słowem, często posługuje się dowcipem absurdalnym. Staram się unikać tematów politycznych, ale jak wszyscy wiemy w Polsce trudno jest być felietonistą i nie pisać o polityce.

Istnieje jakiś sposób na dobry felieton?

Dobry felieton, podobnie jak film u Hitchcocka, musi się zacząć wybuchem bomby, a później napięcie musi stale rosnąć. Musi mieć także dobrą pointę, żeby czytelnik dostał na koniec drugą bombę i nie żałował czasu, jaki poświęcił na czytanie tekstu. Przede wszystkim trzeba pisać ciekawie. Pamiętam, kiedy przyjmowano mnie do "Wprost", ówczesny redaktor naczelny powiedział mi: "Skiba! Możesz bić w lewicę, możesz bić w prawicę, możesz pisać ostro o centrum, byle się to dobrze czytało".

O czym najbardziej lubi pan pisać?

Najciekawsze są tematy obyczajowe, wychwytujące z rzeczywistości takie cząsteczki, które pokazują zmianę. Żyjemy w świecie, który się szybko zmienia. Z jednej strony technika niesamowicie gna do przodu, czego dobrym przykładem jest internet. Niedługo zmieścimy cały świat w komórce czy laptopie. Moje felietony mają charakter satyryczny. Staram się z dystansu oceniać te zmiany, które nam wszystkim towarzyszą.

"Wprost" w ostatnich latach przechodził liczne zmiany. Czy pan zmieniał się razem z tygodnikiem?

Mam nadzieję, że dorobiłem się swoich stałych czytelników, którzy pozostają przy czytaniu moich felietonów niezależnie od zmian, jakie przechodził tygodnik. Na szczęście naczelni zawsze szanowali moje poglądy i nigdy nie wpływali na treść moich tekstów. Pamiętam czasy, gdy tygodnik bardzo sprzyjał PiS-owi. Moi znajomi mieli wówczas pretensje, że nadal publikuję w piśmie, które reprezentuje mocno prawicową opcję. Z drugiej strony często słyszałem opinie, że ludzie kupują "Wprost" tylko dla Skiby. Ja zawsze byłem wierny swoim poglądom. Myślę, że jestem taką samodzielną jednostką satyryczną w ramach tygodnika.

Zdarzyło się panu kiedyś, że ktoś widząc pana na ulicy nie powiedział: „o, to wokalista Big Cyca", ale „o, to felietonista >Wprost<”?

Powiem więcej. Zdarzało się też, że dawałem autografy na felietonie w tygodniku - to było docenienie mnie jako felietonisty. Zdarzały się też zażarte dyskusje na tematy, które poruszałem. To bardzo miłe, bo świadczy o tym, że teksty nie przechodzą bez echa. Jak mówił Gombrowicz, nieważne jest, że książka się ukazała - ważne jest, aby mieć czytelnika. Ja wierzę, że mam swoje grono wiernych czytelników i bardzo mnie to cieszy.

Oprócz pisania znajduje pan również czas na śpiewanie. Ostatnio na rynku pojawiła się płyta zespołu Big Cyc nosząca nazwę „Zadzwońcie po milicję". Czyżby tęsknił pan za PRL-em?

To nie jest zawołanie sentymentalne - to okrzyk Pomarańczowej Alternatywny o wydźwięku ironicznym. Płyta zawiera piosenki z okresu stanu wojennego: zapomniane, podziemne nagrania rockowe prawie nieznanych już zespołów. Nagraliśmy wszystkie te utwory na nowo, oddając hołd kapelom tworzącym prawdziwe podziemie. Chcieliśmy pokazać, że kultura niezależna tego okresu to nie tylko Jacek Kaczmarski, czy ballady Jana Krzysztofa Kelusa, ale także fascynujący obieg podziemnego rocka. Nagrania są wzbogacone o archiwalne okrzyki z demonstracji czy komunikaty radiowe. To wszystko tworzy ciekawą pigułę edukacyjną dla młodego pokolenia, dla którego stan wojenny to czasy bardzo odległe. Dla mnie trzydziesta rocznica wprowadzenia stanu wojennego była bardzo ważna. Polacy lubią obchodzić rocznice na smutno, urządzając denne akademie. Ja wpadłem na pomysł by tę rocznicę uczcić taką właśnie płytą. Okazuje się, że bardzo podoba się ona młodym ludziom, którzy odkrywają, że podziemie w latach osiemdziesiątych miało także ten niesamowity, rockowy charakter.

Chcielibyście posłuchać najnowszej płyty Big Cyca? Jeśli tak mamy dla was dobrą wiadomość - trzy płyty "Zadzwońcie po milicję" są na wyciągnięcie ręki. Co zrobić, by je otrzymać? To proste: wystarczy znaleźć w archiwum "Wprost" swój ulubiony felieton Krzysztofa Skiby i wysłać link do tekstu na adres [email protected] wraz z krótkim uzasadnieniem wyboru. W tym samym mailu należy również wysłać link do jednego swojego felietonu, opublikowanego w serwisie Infotuba.pl, który swoim stylem nawiązywałby do tekstów Krzysztofa Skiby. W tytule maila proszę wpisać "Konkurs Big Cyc". Konkurs potrwa do 31 stycznia.