Jak "Ulisses” odpowiadał za dzień, tak „Finnegans wake” jest książką nocy, poematem ulepionym z marzeń sennych, pełnym szumów i zakłóceń wizerunkiem ciemnej strony modernizmu.
Tę księgę totalną, w zamierzeniu summę życia pojedynczego człowieka i dziejów całego świata, a przy tym parodię wcześniejszej twórczości, pisał przez 16 długich paryskich lat człowiek sławny i otoczony licznymi akolitami, a przy tym alkoholik zmagający się z postępującą chorobą oczu, który nie tyle widział, ile słyszał większe partie komponowanej opowieści o życiu dublińskiego małżeństwa.
A jako że dzieło stworzył poliglota obdarzony fenomenalną pamięcią i zapalony czytelnik encyklopedii, „Finnegans Wake" zostało napisane jeszcze trudniejszą angielszczyzną niż „Ulisses", pełną kalamburów, neologizmów i zapożyczeń z wielu języków. Dość przeczytać pierwsze zdanie (które jest właściwie zakończeniem ostatniego zdania, bowiem „FW" zawija się jak wąż pożerający własny ogon), by przekonać się o skali trudności: „rzekibrzeg, pastephując od Ewy i Adama, od wygięcia wybrzeża do zakola zatoki, zanosi nas z powrotem przez commodius vicus recyrkulacji pod Howth Castle i Ekolice".
A jako że dzieło stworzył poliglota obdarzony fenomenalną pamięcią i zapalony czytelnik encyklopedii, „Finnegans Wake" zostało napisane jeszcze trudniejszą angielszczyzną niż „Ulisses", pełną kalamburów, neologizmów i zapożyczeń z wielu języków. Dość przeczytać pierwsze zdanie (które jest właściwie zakończeniem ostatniego zdania, bowiem „FW" zawija się jak wąż pożerający własny ogon), by przekonać się o skali trudności: „rzekibrzeg, pastephując od Ewy i Adama, od wygięcia wybrzeża do zakola zatoki, zanosi nas z powrotem przez commodius vicus recyrkulacji pod Howth Castle i Ekolice".
O najdziwniejszej książce w historii światowej literatury i jej niezwykłym autorze przeczytacie w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".