Tuż po premierze Drzycimski poszedł na spotkanie autorskie z Danutą Wałęsą w Gdańsku. I zobaczył, jak wygląda to życie po wydaniu książki: tłumy ludzi i przychylność. W Krakowie trzeba było zamieniać salę na większą, tylu było zainteresowanych. Gdy Danuta jedzie do syna, który po wypadku motocyklowym rehabilituje się w klinice w pomorskich Krojantach, nie może z nim zbyt długo pobyć, bo z nią pobyć chcą ci, którzy kupili książkę. Nie mieszczą się w sali konferencyjnej kliniki, trzeba dzielić spotkanie na dwie tury, kończy się późną nocą.
Na początku lutego w salonie Empiku w centrum Poznania, gdy była prezydentowa podpisuje książki, podchodzi starsza pani, i prosi o dedykację dla męża: – Pani Danusiu – mówi – niech pani mu napisze, żeby się mnie słuchał. Dwa dni później w Katowicach to samo: czytelniczka chce osobistego wpisu dla małżonka, bo może dzięki temu on przeczyta książkę i coś wreszcie zrozumie. Na spotkania przychodzą głównie starsze kobiety.
– Zaskoczyło mnie, jak bardzo utożsamiają się z tym, co opisała pani Danuta – mówi współautor książki Piotr Adamowicz, gdański dziennikarz i dawny opozycjonista. – Doskonale rozumieją, o czym chciała opowiedzieć. Czytają, że w małżeństwie Wałęsów różnie bywało, a one miały podobne doświadczenia, więc zaczynają o nich opowiadać. Spotkania przeradzały się w rozmowę, między panią Danutą a widownią wytwarzała się silna emocjonalna więź.
Czasem były nawet łzy. Wałęsowa świetnie sobie radzi w roli gwiazdy. Godzinami rozdaje autografy, swobodnie odpowiada na pytania. Po wieczorze promocyjnym we Wrocławiu zwierza się lokalnej prasie, że mąż jest trochę zazdrosny o jej sukces, bo jego książki tak dobrze się nie sprzedają. Mówi: „Jest zazdrosny, bo całe życie go rozpieszczałam, a teraz przycięłam mu skrzydła. Ale się przyzwyczai".
O małżeństwie Wałęsów czytaj już w poniedziałkowym "Wprost"