Przed wyjazdem do Włoch na narty Tusk zapowiedział, że nie chce widzieć obstawy. Dlatego Biuro wysłało funkcjonariuszy w wynajętych samochodach. Na miejscu nad bezpieczeństwem premiera borowcy musieli czuwać niejako ukradkiem. Większość była spoza stałej grupy chroniącej szefa rządu. Chodziło o to, by nie znał z twarzy uczestników maskarady.
Oficer BOR: – Tusk może nam napisać, że rezygnuje z ochrony, nawet na serwetce. Myśli, że to wystarczy, ale my i tak musimy mieć go na oku. Tylko dyskretnie.
Borowcy są przyzwyczajeni do zabaw w ciuciubabkę. Do swojej toyoty premier przesiada się zawsze, kiedy dociera do Trójmiasta. Limuzyny z obstawą jeżdżą wtedy za jego autem. Oficer BOR: – Nie znam drugiego przypadku na świecie, by tak ważny VIP sam prowadził samochód. Jaki mamy wtedy wpływ na jego bezpieczeństwo? Żaden.
Czy premier Polski jest bezpieczny? Odpowiedź w najnowszym wydaniu "Wprost".