– Telewizji w zasadzie nie oglądamy. Jeśli już, to tylko sportowe kanały. Na innych co chwila jest o Smoleńsku, o tym, że prezydent i wielcy politycy zginęli. O prezydentowej Marii Kaczyńskiej cisza. Nic nie mówią. Nie wspominają. O młodych, o załodze, o oficerach Biura Ochrony Rządu też nie. Jasne, oni byli w pracy, w ryzykownej pracy, więc nie ma co o nich mówić, co wspominać – mówi Anna Maciejczyk, matka stewardesy Basi. – My 10 kwietnia pójdziemy na Powązki, na grób naszej córki. Jesteśmy prawie codziennie. Mszę zamówiliśmy w kościele. Nie, do Smoleńska tym razem nie pojedziemy. Już raz byliśmy. To, co mieliśmy zobaczyć, zobaczyliśmy. I tę brzozę, i te ścięte drzewa, i ten jar. I wrak. Jeśli go ściągną do Polski, to dobrze, ale my go oglądać już nie będziemy. Jesteśmy normalnymi ludźmi, którzy stracili córkę w katastrofie. Tak jak inni czekamy na koniec śledztwa. Ale już bez emocji. Bo Basi nikt i nic nam nie wróci – opowiada Paweł Maciejczyk, tata Basi. Po chwili zmienia ton: – Jeśli ktoś mówi, że czas leczy rany, to ja mówię, że nie leczy. I nie wyleczy.
Czytaj więcej we "Wprost"