„Wprost” kończy w tym roku 30 lat. Podsumujemy ten czas cyklem publikacji o wydarzeniach i ludziach, którzy wywarli największy wpływ na życie Polaków. Dziś pierwsza opowieść. O roku 1982.
5 grudnia 1982. W telewizji koniec serialu „Jan Serce", na pierwszym miejscu listy przebojów Programu Trzeciego „Telefony" Republiki. Lech Wałęsa jest wolny od trzech tygodni. Wychodzi z internowania gruby, napompowany jak gumowa lalka – wspomina jego żona. W kioskach Wielkopolski pojawia się pierwszy numer tygodnika „Wprost".
Najważniejszy materiał w debiutanckim numerze wygląda prawie jak z dzisiejszej „Gali" albo „Vivy!". Na zdjęciu bohater wywiadu z papierosem, tytuł krzyczy: „Miałem surowego ojca". Rozmówcą tygodnika nie jest aktor ani piosenkarz, ale członek Komitetu Centralnego PZPR Kazimierz Barcikowski. Ma być luźniej, swobodniej, chodzi o to, żeby partyjny notabl wypadł w rozmowie jak normalny facet, a nie aparatczyk ze szczytów władzy. Dziennikarka zagaja: „Portierzy Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Poznaniu do dziś pana wspominają. Mówią, że jadąc wieczorem do domu, odwoził pan także kończące pracę sprzątaczki". Barcikowski ze swadą: „Chyba nic nadzwyczajnego”.
Oczywiście w pierwszym numerze jest miejsce na publicystykę z partyjną nowomową w stylu: „Patriotyzm w naszych warunkach to akceptacja własnego narodu i socjalistycznej ojczyzny, która jest dla nas wszystkim". Ale tygodnik publikuje społeczny reportaż o rolniku, który podnosi się po tym, jak kolejny raz z rzędu spłonęło jego gospodarstwo. W debiutanckim numerze jest miejsce na trzymający wysoki poziom fotoreportaż z zatłoczonego pociągu relacji Przemyśl – Szczecin. Pismo drukuje wiersze Kazimiery Iłłakowiczówny i wraca do pierwszych godziny II wojny światowej w Poznaniu. Jest rubryka satyryczna i fotomontaż na ostatniej stronie – kciuk w górę i kciuk w dół oraz hasło „Jest dobrze". „Wprost" ma pokazywać, że nie jest tak tragicznie, jak się wszystkim dookoła wydaje. Doskonałym podsumowaniem tego jest wezwanie, które ot tak, bez żadnego tekstu wydrukowano w pierwszym numerze: „Umiarkowany optymizm jest obowiązkiem człowieka".
Najważniejszy materiał w debiutanckim numerze wygląda prawie jak z dzisiejszej „Gali" albo „Vivy!". Na zdjęciu bohater wywiadu z papierosem, tytuł krzyczy: „Miałem surowego ojca". Rozmówcą tygodnika nie jest aktor ani piosenkarz, ale członek Komitetu Centralnego PZPR Kazimierz Barcikowski. Ma być luźniej, swobodniej, chodzi o to, żeby partyjny notabl wypadł w rozmowie jak normalny facet, a nie aparatczyk ze szczytów władzy. Dziennikarka zagaja: „Portierzy Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Poznaniu do dziś pana wspominają. Mówią, że jadąc wieczorem do domu, odwoził pan także kończące pracę sprzątaczki". Barcikowski ze swadą: „Chyba nic nadzwyczajnego”.
Oczywiście w pierwszym numerze jest miejsce na publicystykę z partyjną nowomową w stylu: „Patriotyzm w naszych warunkach to akceptacja własnego narodu i socjalistycznej ojczyzny, która jest dla nas wszystkim". Ale tygodnik publikuje społeczny reportaż o rolniku, który podnosi się po tym, jak kolejny raz z rzędu spłonęło jego gospodarstwo. W debiutanckim numerze jest miejsce na trzymający wysoki poziom fotoreportaż z zatłoczonego pociągu relacji Przemyśl – Szczecin. Pismo drukuje wiersze Kazimiery Iłłakowiczówny i wraca do pierwszych godziny II wojny światowej w Poznaniu. Jest rubryka satyryczna i fotomontaż na ostatniej stronie – kciuk w górę i kciuk w dół oraz hasło „Jest dobrze". „Wprost" ma pokazywać, że nie jest tak tragicznie, jak się wszystkim dookoła wydaje. Doskonałym podsumowaniem tego jest wezwanie, które ot tak, bez żadnego tekstu wydrukowano w pierwszym numerze: „Umiarkowany optymizm jest obowiązkiem człowieka".
Co jeszcze działo się w 1982 roku? O tym przeczytacie w najnowszym numerze tygodnika "Wprost"