- Ewa Stankiewicz, gdyby jej wkładano kamerę w oko, prawdopodobnie również wpadłaby w furię, a gdyby w ten sposób ktoś potraktował prezesa Jarosława Kaczyńskiego, to Adam Hofman natychmiast przybyłby z odsieczą. To jest ewidentne nadużycie wolności mediów – przekonuje profesor Maciej Mrozowski mówiąc o incydencie do jakiego doszło 11 maja między posłem PO Stefanem Niesiołowskim a dziennikarką Ewą Stankiewicz.
11 maja w trakcie blokady Sejmu przez "Solidarność" Stefan Niesiołowski został zaczepiony przez dziennikarkę Ewę Stankiewicz. - Niech pani idzie do PiS-u. Proszę odwrócić to, bo pani rozbiję kamerę, jak pani będzie mnie filmować bez mojej zgody. Won stąd, won do PiS-u - oburzał się Niesiołowski, który następnie szarpnął za kamerę trzymaną przez dziennikarkę. Słowa posła PO wywołały oburzenie. PiS nazwał incydent "napaścią" i skierował sprawę do prokuratury.
„To było żenujące"
Zdaniem medioznawców zarówno poseł, jak i dziennikarka zachowali się niewłaściwe. - Cały ten incydent był żenujący. Jeśli ktoś odmawia wypowiedzi przed kamerą czy mikrofonem to nie można uparcie nalegać, by zmienił zdanie. W takim wypadku redaktor Stankiewicz powinna była ustąpić. Nie można w ten sposób się zachowywać – tłumaczyła była przewodnicząca Rady Etyki Mediów, Magdalena Bajer. - Uważam, że to, co zrobiła i jak się zachowała pani Stankiewicz mieści się w granicach zachowania dociekliwej dziennikarki. Nie zmienia to faktu, że zaprezentowała dziennikarstwo w stylu „paparazzi wideo". Ja bym tu większą część winy sytuował jednak po stronie posła Niesiołowskiego, który powinien wiedzieć, że nie można dać się sprowokować – ocenił z kolei medioznawca, profesor Wiesław Godzic.
Z Godzicem nie zgadza się profesor Maciej Mrozowski. – Stankiewicz zachowywała się bardziej jak hiena niż nieustępliwa dziennikarka. Jej działania nie mieszczą się w obszarze dobrych obyczajów czy ideałów mediów demokratycznych, które mają informować o tym, co politycy robią ważnego i jakie podejmują decyzje. Nie wolno ich prowokować do zwykłych ludzkich reakcji – przekonywał medioznawca.
„Barbarzyńskie dziennikarstwo"
Zdaniem Mrozowskiego Stankiewicz zaprezentowała rodzaj dziennikarstwa nazywanego w kulturze anglosaskiej „barbarzyńskim". – To chodzenie za politykami, by złapać moment jakiejś słabości, prowokowanie agresji czy czekanie na wpadki. To psucie demokracji. Niesiołowski nie będzie przez to ani mądrzej pracował, ani podejmował lepszych decyzji. Tylko opozycja będzie krzyczeć: „Zobaczcie, jaki poseł Niesiołowski jest agresywny" – tłumaczył.
Mrozowski ocenił jednocześnie, że film, na którym Niesiołowski mówi do Stankiewicz „Won do PiS-u" jest kompromitujący dla mediów. - Jakie ma obywatel korzyści z tego? Czy dowiedział się czegoś przydatnego? Nie! Dowiedział się tylko, że polityk nie może wyjść spokojnie pooddychać, stać na ulicy, bo dziennikarz uważa, że ma prawo go maltretować, wsadzać mu kamerę w oko – oburzał się medioznawca.
Gdzie są granice, których przekraczać nie można?
Była przewodnicząca Rady Etyki Mediów tłumaczyła jak w takiej sytuacji powinna wyglądać modelowe zachowanie dziennikarza. - Jeśli ktoś jasno mówi, nie chce z dziennikarzem rozmawiać. Ewa Stankiewicz mogła zarejestrować pierwszą odmowę. Każdy dziennikarz może to wtedy skomentować, ale nie można doprowadzać do takich sytuacji, że jest się odpędzanym. Można się było spodziewać, że poseł Niesiołowski nie zechce z panią Stankiewicz rozmawiać – podkreśliła. - Ja przyznaję prawo dziennikarzowi do bycia nieustępliwym, nawet przekraczania pewnych norm w imieniu obywateli. Żyjemy w świecie, który domaga się otwartości. Niesiołowski, może ze względu na swój wiek, nie rozumie kultury w jakiej żyje – ripostował Godzic.
Z kolei Mrozowski stwierdził, że mimo iż politycy ze względu na pełnioną funkcję mają ograniczoną sferę prywatności, nie dotyczy to ich sfery intymnej. - Za bliskie podstawienie mikrofonu to naruszenie tej sfery. Nie można za kimś łazić. To każdego doprowadzi do wściekłości – tłumaczył.
Co dalej?
- Deklaracja premiera, który stwierdził, że namówi posła Niesiołowskiego do przeprosin to powinien być taki dzwonek alarmowy, iż Niesiołowski nie stoi ponad prawem. Myślę, że od tego momentu albo usunie się w cień, albo jego kolejne wypowiedzi będą zdecydowanie napiętnowane – stwierdził Godzic. Medioznawca dodał, że chciałby, aby ten drastyczny incydent był początkiem spokojnej rozmowy i podawania sobie rąk. - Musi do tego dojść, bo inaczej nasze dziennikarstwo będzie karykaturą. Będzie dziennikarstwem albo lewicowym albo prawicowym, gdy tymczasem powinno być po prostu dziennikarstwem – przekonywał.
„To było żenujące"
Zdaniem medioznawców zarówno poseł, jak i dziennikarka zachowali się niewłaściwe. - Cały ten incydent był żenujący. Jeśli ktoś odmawia wypowiedzi przed kamerą czy mikrofonem to nie można uparcie nalegać, by zmienił zdanie. W takim wypadku redaktor Stankiewicz powinna była ustąpić. Nie można w ten sposób się zachowywać – tłumaczyła była przewodnicząca Rady Etyki Mediów, Magdalena Bajer. - Uważam, że to, co zrobiła i jak się zachowała pani Stankiewicz mieści się w granicach zachowania dociekliwej dziennikarki. Nie zmienia to faktu, że zaprezentowała dziennikarstwo w stylu „paparazzi wideo". Ja bym tu większą część winy sytuował jednak po stronie posła Niesiołowskiego, który powinien wiedzieć, że nie można dać się sprowokować – ocenił z kolei medioznawca, profesor Wiesław Godzic.
Z Godzicem nie zgadza się profesor Maciej Mrozowski. – Stankiewicz zachowywała się bardziej jak hiena niż nieustępliwa dziennikarka. Jej działania nie mieszczą się w obszarze dobrych obyczajów czy ideałów mediów demokratycznych, które mają informować o tym, co politycy robią ważnego i jakie podejmują decyzje. Nie wolno ich prowokować do zwykłych ludzkich reakcji – przekonywał medioznawca.
„Barbarzyńskie dziennikarstwo"
Zdaniem Mrozowskiego Stankiewicz zaprezentowała rodzaj dziennikarstwa nazywanego w kulturze anglosaskiej „barbarzyńskim". – To chodzenie za politykami, by złapać moment jakiejś słabości, prowokowanie agresji czy czekanie na wpadki. To psucie demokracji. Niesiołowski nie będzie przez to ani mądrzej pracował, ani podejmował lepszych decyzji. Tylko opozycja będzie krzyczeć: „Zobaczcie, jaki poseł Niesiołowski jest agresywny" – tłumaczył.
Mrozowski ocenił jednocześnie, że film, na którym Niesiołowski mówi do Stankiewicz „Won do PiS-u" jest kompromitujący dla mediów. - Jakie ma obywatel korzyści z tego? Czy dowiedział się czegoś przydatnego? Nie! Dowiedział się tylko, że polityk nie może wyjść spokojnie pooddychać, stać na ulicy, bo dziennikarz uważa, że ma prawo go maltretować, wsadzać mu kamerę w oko – oburzał się medioznawca.
Gdzie są granice, których przekraczać nie można?
Była przewodnicząca Rady Etyki Mediów tłumaczyła jak w takiej sytuacji powinna wyglądać modelowe zachowanie dziennikarza. - Jeśli ktoś jasno mówi, nie chce z dziennikarzem rozmawiać. Ewa Stankiewicz mogła zarejestrować pierwszą odmowę. Każdy dziennikarz może to wtedy skomentować, ale nie można doprowadzać do takich sytuacji, że jest się odpędzanym. Można się było spodziewać, że poseł Niesiołowski nie zechce z panią Stankiewicz rozmawiać – podkreśliła. - Ja przyznaję prawo dziennikarzowi do bycia nieustępliwym, nawet przekraczania pewnych norm w imieniu obywateli. Żyjemy w świecie, który domaga się otwartości. Niesiołowski, może ze względu na swój wiek, nie rozumie kultury w jakiej żyje – ripostował Godzic.
Z kolei Mrozowski stwierdził, że mimo iż politycy ze względu na pełnioną funkcję mają ograniczoną sferę prywatności, nie dotyczy to ich sfery intymnej. - Za bliskie podstawienie mikrofonu to naruszenie tej sfery. Nie można za kimś łazić. To każdego doprowadzi do wściekłości – tłumaczył.
Co dalej?
- Deklaracja premiera, który stwierdził, że namówi posła Niesiołowskiego do przeprosin to powinien być taki dzwonek alarmowy, iż Niesiołowski nie stoi ponad prawem. Myślę, że od tego momentu albo usunie się w cień, albo jego kolejne wypowiedzi będą zdecydowanie napiętnowane – stwierdził Godzic. Medioznawca dodał, że chciałby, aby ten drastyczny incydent był początkiem spokojnej rozmowy i podawania sobie rąk. - Musi do tego dojść, bo inaczej nasze dziennikarstwo będzie karykaturą. Będzie dziennikarstwem albo lewicowym albo prawicowym, gdy tymczasem powinno być po prostu dziennikarstwem – przekonywał.