Zmęczeni są wszyscy, którzy muszą się zajmować euro, tym przez małe „e". Opowiadał znajomy, który obserwuje z bliska kolejne eurowstrząsy, że po kilku miesiącach nieustannego napięcia liderzy już fizycznie nie wytrzymują greckiego zamieszania. A tu trzeba wykrzesać kolejne siły, wymyślić, jak w miarę bezpiecznie przeciąć jeden wrzód i uchronić od zarazy resztę stada. Nikt nie wie jak, bo wcześniej czegoś takiego nie było. Drukarnie są ponoć gotowe do druku nowej drachmy, papier leży w magazynach. Ale to najprostsza część karkołomnej operacji. Po jakim kursie wymieniać, kiedy ustawić godzinę zero, jak odciąć Grecję tak szczelnie, by inni – Portugalczycy, Włosi, Hiszpanie – nie utonęli razem z nią. I jak zacząć realizować jedyny scenariusz ratunkowy na dziś: większe zbliżenie, docelowo europejską federalizację. Temat był dotąd tabu, bo niewygodny. Ale dziś na drugiej szali znalazło się ryzyko rozpadu układanki mozolnie budowanej po II wojnie światowej. Mało kto chce się naocznie przekonać, jakby to było. Operacja wyrzucenia Grecji z eurozony wydaje się nieunikniona. Nastroje w Atenach są fatalne, populiści idą po władzę. Humory Grekom mogłoby poprawić chyba tylko zwycięstwo futbolowe nad Polską – ale tego akurat im nie życzymy.
Zmęczenie widać po naszych firmach budowlanych – i tu kończą się żarty. Kluczowy sektor gospodarki zaczął się chwiać w posadach. I problem przestał być ekonomiczny, stał się polityczny. Pojawiły się listy protestacyjne, żądanie komisji śledczych, pikiety i blokady. Z jednej strony budowlańcy zasuwają jak nigdy, by zdążyć na czas. Z drugiej – nie mogą się doczekać zapłaty, bo kontrakty były fatalnie skonstruowane. Poza tym – wiedzą, że to koniec eldorado. Koniec wielkich budów, wielkich pieniędzy unijnych. Rząd próbuje ratować sytuację, ale jest grubo za późno. Nie do uniknięcia są bankructwa, skok bezrobocia, zastój w budownictwie. A kłopoty w budowlance przekładają się szybko na całą gospodarkę. Początek przyszłego roku może być bardzo nieciekawy.
Zacząłem od piłki i na niej skończę. Ponieważ Euro w Polsce nie ma twarzy kogoś mądrego, dostało twarz byle jaką. Twarz dwóch zmęczonych facetów, kiedyś bohaterów z boiska. Do obu panów z okładki „Wprost" mamy prośbę, by przestali się wygłupiać. Dajcie nam chwilę poświętować. I odpocząć, zwłaszcza od was.
Michał Kobosko