Przez ostatnie kilkanaście miesięcy rewolucja w Egipcie stawała się jakby coraz bardziej znajoma.
W Kairze doszło do porozumienia między wojskowym reżimem a częścią sił opozycyjnych, czego wynikiem był niepisany układ o podziale władzy, który miał obowiązywać bez względu na wyniki nadchodzących wyborów prezydenckich. Przy tym egipskim okrągłym stole nie znalazło się miejsce dla najbardziej bezkompromisowych opozycjonistów, którzy rozpoczęli rewolucję na początku 2011 r. Ci, którzy usiedli do rozmów, wspólnie uznali, że nieobecni nie mają racji - są zbyt bezkompromisowi, nie uszanują przywilejów starej władzy, która przecież wyciąga rękę i chce porozumienia.
Historia jednak się nie powtórzy. W ostatni weekend egipscy Kiszczacy i Kwaśniewscy wywrócili okrągły stój. Przestraszyli się, że jeśli dziś oddadzą część władzy, jutro stracą ją całą. Przy egipskim okrągłym stole od początku zasiedli wojskowi z Narodowej Rady Sił Zbrojnych (SCAF) oraz liderzy Bractwa Muzułmańskiego, najstarszego na świecie ruchu islamskiego. Obie strony, choć odległe ideologicznie, są podobne w sposobie organizacji: hierarchiczna struktura, kody zachowań, przysięga lojalności. Wojskowi przewidywali prawdopodobnie, że są w stanie dogadać się z Braćmi i zachować budowaną od 60 lat strukturę państwa w państwie - całego zestawu przywilejów, z których przez lata korzystali tylko wojskowi. Uznali oni, że mogą się posunąć. I że wystarczy miejsca dla Braci.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni najwyraźniej zmienili zdanie. Mimo że zapewnili sobie odpowiednią liczbę mandatów w egipskim parlamencie (w polskim Sejmie Kontraktowym PZPR i jej satelici zagwarantowali sobie 65 proc. mandatów), wojskowi uznali, że wygrana kandydata Bractwa w wyborach prezydenckich (wciąż bardzo realna), wytrąci im władzę. Dlatego egipski Sąd Najwyższy, w całości obsadzony przez ludzi starego reżimu, najpierw, 14 czerwca pod wątpliwym pretekstem odebrał mandaty trzeciej części nowych parlamentarzystów i w ten sposób de facto rozwiązał parlament, a 17 czerwca już sami wojskowi wydali "dekret konstytucyjny", który odbiera przyszłemu prezydentowi wszystkie najważniejsze prerogatywy, m.in. kontrolę nad armią.
Egipscy generałowie raczej nie studiowali upadku Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i manewru wykonanego przez Obywatelski Klub Parlamentarny, który wkrótce po ukonstytuowaniu się Sejmu Kontraktowego zawiązał koalicję z satelitami komunistów, Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym i Stronnictwem Demokratycznym. Ale jak widać lata u władzy doskonale kształcą zmysł obronny. Egipski okrągły stół leży dziś do góry nogami. Ale to nie koniec rewolucji. Komuniści też byli doskonałymi strategami władzy, ale w końcu wykończyła ich upadająca gospodarka. Wkrótce czeka to również egipskich wojskowych.
Historia jednak się nie powtórzy. W ostatni weekend egipscy Kiszczacy i Kwaśniewscy wywrócili okrągły stój. Przestraszyli się, że jeśli dziś oddadzą część władzy, jutro stracą ją całą. Przy egipskim okrągłym stole od początku zasiedli wojskowi z Narodowej Rady Sił Zbrojnych (SCAF) oraz liderzy Bractwa Muzułmańskiego, najstarszego na świecie ruchu islamskiego. Obie strony, choć odległe ideologicznie, są podobne w sposobie organizacji: hierarchiczna struktura, kody zachowań, przysięga lojalności. Wojskowi przewidywali prawdopodobnie, że są w stanie dogadać się z Braćmi i zachować budowaną od 60 lat strukturę państwa w państwie - całego zestawu przywilejów, z których przez lata korzystali tylko wojskowi. Uznali oni, że mogą się posunąć. I że wystarczy miejsca dla Braci.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni najwyraźniej zmienili zdanie. Mimo że zapewnili sobie odpowiednią liczbę mandatów w egipskim parlamencie (w polskim Sejmie Kontraktowym PZPR i jej satelici zagwarantowali sobie 65 proc. mandatów), wojskowi uznali, że wygrana kandydata Bractwa w wyborach prezydenckich (wciąż bardzo realna), wytrąci im władzę. Dlatego egipski Sąd Najwyższy, w całości obsadzony przez ludzi starego reżimu, najpierw, 14 czerwca pod wątpliwym pretekstem odebrał mandaty trzeciej części nowych parlamentarzystów i w ten sposób de facto rozwiązał parlament, a 17 czerwca już sami wojskowi wydali "dekret konstytucyjny", który odbiera przyszłemu prezydentowi wszystkie najważniejsze prerogatywy, m.in. kontrolę nad armią.
Egipscy generałowie raczej nie studiowali upadku Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i manewru wykonanego przez Obywatelski Klub Parlamentarny, który wkrótce po ukonstytuowaniu się Sejmu Kontraktowego zawiązał koalicję z satelitami komunistów, Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym i Stronnictwem Demokratycznym. Ale jak widać lata u władzy doskonale kształcą zmysł obronny. Egipski okrągły stół leży dziś do góry nogami. Ale to nie koniec rewolucji. Komuniści też byli doskonałymi strategami władzy, ale w końcu wykończyła ich upadająca gospodarka. Wkrótce czeka to również egipskich wojskowych.