Rudomino: dlaczego Holendrzy biorą Polki za żony?

Rudomino: dlaczego Holendrzy biorą Polki za żony?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tomasz Rudomino 
Odkryłem niedawno, że Holendrzy sprzedają papier toaletowy w dwóch różnych postaciach. I najczęściej w tych samych sklepach. Jeden służy do podcierania się, a drugi do jedzenia.
W zasadzie niczym się od siebie nie różnią, tylko sposobem pakowania. Pierwszy może być biały, zielony albo różowy. Sprzedaje się go w rolkach. Holendrzy wieszają go w toaletach. Często też kawałek takiego papieru wsadzają do kieszeni, kiedy idą do biura lub na zakupy. To na wypadek, gdyby w publicznej toalecie zabrakło papieru.

W pubach czy barach z frytkami papieru permanentnie brak, a do droższych restauracji Holendrzy chodzą rzadko, no chyba że ich ktoś tam zaprosi, albo właśnie kogoś poślubią (Teda, Richarda, czasami Mariannę). Papier jest pod ręką, kiedy także trzeba się wysmarkać. Chusteczki są zbyt drogie. A papier jest bo i tak jest. Wiadomo: papier jest cierpliwy, obojętnie czy się weń smarcze czy... No tak. Papier toaletowy może być również produktem kulinarnym. Zwykle jest wtedy różowy. Sprzedawany jest w przeźroczystych plasterkach jako kiełbasa.

Holenderska tradycja wspomina o narodzie chłopskim, który słynął z produktów rolnych, mięs i wędlin, zup i pieczystego. Pisze się o tym w "Życiu codziennym w czasach Rembrandta". Niestety ten naród nie istnieje. Był kiedyś w czasach kalwińskich, pobożny i gospodarny, a nawet poza kiełbasą zdolny artystycznie.Nie zawsze tak beznadziejnie skąpy, czego dowodzi żywot Rembrandta właśnie...

Starzy Holendrzy wyjechali do Południowej Afryki, albo w świat. Zabrali ze sobą przepisy na kiełbasę, mięsa i inne wędliny, a także na pieczyste, zupy, ciasta... Colin White, biograf narodu holenderskiego pisze, że nigdy nie spotkał w Holandii kobiety umiejącej gotować. To może tłumaczyć ich umiłowanie do nierobienia zbyt wiele w kuchni. Holendrzy, bo jeśli już chcą coś ugotowanego w domu najczęściej biorą sobie za żony Indonezyjki albo Polki. Z żoną Holenderką idzie się posiedzieć na ławce. Z frytkami w ręku.

Kiedy Holendrzy zamienili się w Burów, a afrykański busz w kiełbaskowy raj, tu w starym kraju zapadł na stulecia kulinarny mrok. I wtedy przyszedł z pomocą twórca papieru toaletowego, który wymyślił format plastra w kolorze kiełbasy, mortadeli czy szynki nawet. Holendrzy pomysł kupili. Nie przeszkadza im to, że jeden papier smakuje tak samo jak ten drugi. Ale ten różowy położony na wacie, robi za kanapkę z mortadelą, a Albert Heijn, najsławniejszy sklepikarz przylepił na nią kod kreskowy.

I tak oto powstała holenderska kanapka z mortadelą lub kiełbasą. Jest produktem narodowym. Tkwi w holenderskiej tożsamości. Łatwo ją rozpoznać. Występuje tylko w Holandii. W dwóch postaciach...

Tomasz Rudomino - historyk sztuki, dziennikarz, autor filmów dokumentalnych i audycji telewizyjnych, były wiceprezes TVP, przez 15 miesięcy mieszkał w Amsterdamie.