Vincent V. Severski: Ja też jestem na krótkiej liście zagrożonych

Vincent V. Severski: Ja też jestem na krótkiej liście zagrożonych

Dodano:   /  Zmieniono: 
Vincent V. Severski 
Nawet notariusz Simonini i ksiądz Dalla Piccola lepiej by tego nie wymyślili. Z cała pewnością, gdzieś w cieniu kryje się też paskudny Osman-bej. Panie prokuratorze Seremet, może trzeba też przesłuchać Umberto Eco. Albo przynajmniej przeczytać.
Pan prezes Kaczyński i pani profesor Staniszkis z pewnością Eco czytali i teraz wodzą za nos prokuraturę, polityków oraz media. I mogą tak jeszcze długo. Wiedzieliśmy przecież wszyscy, kto wymyślił tę listę, kiedy tylko prezes Kaczyński powiedział, że istnieje coś tak absurdalnego. Siemiątkowski, Czempiński, Petelicki i ktoś tam jeszcze - faceci ze służb mają znać Tajemnicę Mitu Założycielskiego III RP, więc powinni się bać. To mit trujący, a może być nawet śmiertelny, jak nam sugerują.

Panie prokuratorze, znam tajemnicę narodzin Mitu i zaraz ją publicznie ujawnię!
 
To ja w 1990 roku, jako młody oficer służb specjalnych, osobiście wtrącałem się w pracę premiera Mazowieckiego (tym razem też chodzi o sznurowadło, ale nie prezesa Kaczyńskiego). Premier Mazowiecki też miał kiedyś rozwiązany but i mógł upaść. Mógł paść premier rządu polskiego. To było we wrześniu 1990 roku podczas konferencji międzynarodowej w Ronneby. Byłem blisko premiera i pani minister Niezabitowskiej. Po śniadaniu, premier Mazowiecki wyszedł z panią minister na spacer do parku by naradzić się w ciszy i spokoju, z dala od wścibskich i podejrzanych osób. Szedłem kilka metrów z tyłu bacząc, by nikt im nie przeszkadzał, nie podsłuchiwał i byłem w stanie wykonać każde polecenie, nawet to najtrudniejsze. Byłem przygotowany na wszystko! Wtem dostrzegłem, że premier ma niezawiązany but i lada moment może się przewrócić. Alejka była betonowa. Pierwszy premier III RP był w niebezpieczeństwie! Nie bacząc na nic rzuciłem się całym ciałem do przodu i w ostatniej chwili zagrodziłem mu drogę. Wskazałem palcem na niezawiązany but. Premier uśmiechnął się, podziękował, schylił i sprawnie go zawiązał. To było moje pierwsze zadanie - uchroniłem premiera przed upadkiem! Okazuje się teraz, że byli tacy, którzy mu akurat życzyli odwrotnie. A może nawet uratowałem wtedy jakąś konferencję międzynarodową - kurcze, nie pomyślałem o tym wcześniej.

Tak czy inaczej, bardzo mi się spodobało, że mam taką władzę. Widać zatem jak na dłoni, że służby od pierwszych dni III RP wtrącały się do polityki, wybierały i obalały premierów, nie mówiąc o prezydentach. A ja, przez następne siedemnaście lat, robiłem to szczególnie często i bezczelnie. Tak mnie w końcu nauczyli w Kiejkutach.

Chciałbym zatem ogłosić, że lista jest niepełna i trzeba ją uzupełnić. Proszę panią profesor o dopisanie mnie do krótkiej listy zagrożonych. Sporo wiem.