Abonament może przejść do lamusa. Premier zapowiedział nowy system finansowania publicznego radia i telewizji. Innego wyjścia nie ma. Media publiczne dogorywają, ale Polacy nie mają zamiaru ich ratować.
Politykom do gruntownego reformowania mediów publicznych do tej pory nie było śpieszno, chyba że w grę wchodził skok na stołki, a Polacy abonamentu płacić nie chcą. Gdy pięć lat temu Donald Tusk publicznie nazwał abonament "haraczem", obywatele szybko wzięli sobie jego słowa do serca. I choć rząd nie śpieszył się z realizacją obietnicy, wpływy spadły o ponad 200 mln zł.
Władze telewizji tak długo lamentowały nad katastrofalną sytuacją finansową spółki, że udało im się skłonić ministra finansów do działania. Resort dał zielone światło urzędom skarbowym, by dobrały się do skóry abonamentowym dłużnikom. A poczta zapowiedziała domowe kontrole. Pierwsi larum podnieśli listonosze. - Ludzie mają do nas zaufanie. Powierzają nam pieniądze, przesyłki, a często swoje historie. Na wsi listonosz jest przecież drugi po księdzu. Teraz ma być kapusiem? Nie ma mowy. Bardziej krzepcy obywatele jeszcze sprawią im za to łomot - mówi Piotr Saugt ze związku zawodowego listonoszy.
Wygląda na to, że zapowiedzi likwidacji znienawidzonej "daniny" mogą mimo to nabrać realnych kształtów. Kiedy listonosze wołali, że nie chcą być kapusiami i nie zamierzają sprawdzać, kto ma w domu telewizor i czy za niego płaci, minister finansów Jacek Rostowski miał się gęsto tłumaczyć z masowej "nagonki" na abonamentowych dłużników premierowi. Tusk ponoć zmył mu głowę, bo nie takie hasła PO niosła na sztandarach. Kilka dni później premier po raz kolejny zapowiedział reformę TVP i likwidację abonamentu.
Dyskusja nad rolą mediów publicznych - a przede wszystkim TVP - sposobem jej finansowania i wreszcie sensem istnienia, rozgorzała na nowo.
- Jeśli mnie zmuszą, to zapłacę. Ale to będzie ruch rozbójniczy. Nie płacę abonamentu z głębokiego przekonania, bo niby dlaczego mam płacić na konkurencję mojej firmy? TVP, tak jak my, działa na rynku reklamy i jeszcze wyciąga rękę po pieniądze. Czym się dziś różni TVP od stacji komercyjnej: tym, że jest źle zarządzana, że pada łupem politycznym? - pyta Grzegorz Miecugow, współtwórca "Faktów", przed laty związany z TVP. Jego zdaniem telewizja nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, misja dawno uległa "rozmydleniu", a władzom brak inwencji i woli, by ten problem rozwiązać.
Ale na pytanie: czy w Polsce jest potrzebna telewizja publiczna, odpowiada - podobnie jak Nina Terentiew - Absolutnie tak.
O pomysłach na ratowanie telewizji publicznej przeczytacie w artykule najnowszym numerze tygodnika "Wprost".
Władze telewizji tak długo lamentowały nad katastrofalną sytuacją finansową spółki, że udało im się skłonić ministra finansów do działania. Resort dał zielone światło urzędom skarbowym, by dobrały się do skóry abonamentowym dłużnikom. A poczta zapowiedziała domowe kontrole. Pierwsi larum podnieśli listonosze. - Ludzie mają do nas zaufanie. Powierzają nam pieniądze, przesyłki, a często swoje historie. Na wsi listonosz jest przecież drugi po księdzu. Teraz ma być kapusiem? Nie ma mowy. Bardziej krzepcy obywatele jeszcze sprawią im za to łomot - mówi Piotr Saugt ze związku zawodowego listonoszy.
Wygląda na to, że zapowiedzi likwidacji znienawidzonej "daniny" mogą mimo to nabrać realnych kształtów. Kiedy listonosze wołali, że nie chcą być kapusiami i nie zamierzają sprawdzać, kto ma w domu telewizor i czy za niego płaci, minister finansów Jacek Rostowski miał się gęsto tłumaczyć z masowej "nagonki" na abonamentowych dłużników premierowi. Tusk ponoć zmył mu głowę, bo nie takie hasła PO niosła na sztandarach. Kilka dni później premier po raz kolejny zapowiedział reformę TVP i likwidację abonamentu.
Dyskusja nad rolą mediów publicznych - a przede wszystkim TVP - sposobem jej finansowania i wreszcie sensem istnienia, rozgorzała na nowo.
- Jeśli mnie zmuszą, to zapłacę. Ale to będzie ruch rozbójniczy. Nie płacę abonamentu z głębokiego przekonania, bo niby dlaczego mam płacić na konkurencję mojej firmy? TVP, tak jak my, działa na rynku reklamy i jeszcze wyciąga rękę po pieniądze. Czym się dziś różni TVP od stacji komercyjnej: tym, że jest źle zarządzana, że pada łupem politycznym? - pyta Grzegorz Miecugow, współtwórca "Faktów", przed laty związany z TVP. Jego zdaniem telewizja nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, misja dawno uległa "rozmydleniu", a władzom brak inwencji i woli, by ten problem rozwiązać.
Ale na pytanie: czy w Polsce jest potrzebna telewizja publiczna, odpowiada - podobnie jak Nina Terentiew - Absolutnie tak.
O pomysłach na ratowanie telewizji publicznej przeczytacie w artykule najnowszym numerze tygodnika "Wprost".