Ukraiński nietakt pary satyryków to przestroga, do jakiej arogancji prowadzi władza i sława, bliska jej kuzynka.
Ukraiński nietakt pary znanych satyryków wzbudził takie emocje, że chociaż jestem na wakacjach i mediów unikam jak piekielnego ognia, sprawa osmaliła mi ucho. Media najpierw promują celebrytów, by potem z hałasem ich pożerać. Staram się spojrzeć na rzecz z nieco innej strony: oto przestroga, do jakiej arogancji prowadzi władza i sława, bliska jej kuzynka ( ja sam największe głupstwa robiłem jako arogant). I ciekawe, z jaką siłą zakorzeniła się już u nas polityczna poprawność (pp). Pewnych rzeczy mówić i robić nie wolno, bardziej mówić, niż robić. I już!
Należy radykalnie, nawet przy użyciu siekiery, odrabiać zaległe krzywdy i bronić tego, co zostało odzyskane przez poniżanych, m.in. kobiety, dzieci, niepełnosprawnych i obcych, zwanych w antycznym Rzymie barbarzyńcami lub niewolnikami. W wielu krajach poważna wpadka w delikatnej dla pp materii załatwia człowieka publicznego na amen. Patrząc na dalszą karierę Wojewódzkiego – jako partner to mniejsza figura – będziemy śledzić, czy u nas „na zawsze” to jak zwykle jest „na chwilę”. W polityce ostateczne kompromitacje polityków szły od razu w niepamięć, choćby Miller w Samoobronie, a Czarnecki wszędzie. Drażniła mnie konwencja żartów Wojewódzkiego, gaworzenie rozwiniętego ponad miarę dziecka, też jako symbol nowego co nadeszło i nie zna norm ani form. A może po prostu zazdrościłem mu sukcesu, jak zbyt wielu, którzy teraz nad nim się znęcają. Było jednak oczywiste, że zwieracze intelektualne już nie trzymają i skończy się to publicznym aktem zgorszenia.
W mediach pisowskich i rydzykowych znacznie gorsze rzeczy mówione są co chwila. I nic. Ale właśnie za to je krytykujemy, też za to. Kupuję w Słupsku „Gazetę Polską Codziennie”, z ciekawością i ze wstydem, z jakim czasami zagląda się w miejsca pokraczne. Numer pisma 254, pewnie podobny do 253 innych, tym bardziej porusza zawartość. Cytuję po kolei tytuły z pierwszej strony: „Tusk kłamał w prokuraturze”, obok zdjęcie premiera i Putina, ale gęby! Niżej maszerują tytuły „Już dziś miesięcznica smoleńska”, „Niemiecki urząd zabiera dzieci”, „Szkodliwy podatek coraz bliżej”. Na szczycie strony „Zanikające bałtyckie plaże” (z winy rządu, rzecz jasna). Na stronie drugiej też same nieszczęścia, ale jest za to strasznie zabawny wierszyk Marcina Wolskiego. Cytuję pierwsze wersy: „Różne glizdy i mendy,/ chowu wiadomego, /chcą usilnie zlustrować ojca Kaczyńskiego”/ ...a im dalej, tym zabawniej. Czy to o Monikę O. chodzi satyrykowi? Kilka dni przed publicznym ujawnieniem powiedziała mi w rozmowie o przynależności ojca prezesa do PZPR. Położyłem palce na ustach. Guru różnych sekt, niby mają ojców, a jakby nie mieli. Marcin Wolski usłyszawszy, sam kiedyś aktywny w PZPR, trzęsie się z oburzenia. Teraz ma nową wiarę. Ja bym na miejscu Moniki O. sprawę zamilczał, chociaż rozumiem intencje: Nie lustrujcie, abyście nie byli zlustrowani. Kto przodkami wojuje, ten od przodków ginie. A przecież w naszym pojęciu osoba ludzka jest ważna sama w sobie, o ileż bardziej niż generacje jej przodków. A tu odezwały się głosy obronne na prawicy: „ojciec prezesa nie miał wyjścia, był przecież ojcem dwójki dzieci”.
Nadal nad polskim morzem. Na dwa dni przenosiny w miejsce dziwne. Rojowisko byle jakich domów, coś w rodzaju faweli w Rio, z widokiem na luksusowy hotel przed chwilą przez nas opuszczony. Jaka cudowna i pożyteczna dla umysłu zmiana ról. Właścicielem jest Niemiec. Obok domków z dykty kicają króliki, kozy łażą po dachu jedynego tu budyneczku z prawdziwym dachem, wszędzie zabawne instalacje, np. stary motorower z fotografią Jaruzelskiego i Ulbrichta na zardzewiałym baku. Wisi też portret właściciela upozowanego na pejsatego, mądrego Żyda z podpisem „Boss”. Hitler i jego liczna ekipa tak się napracowali, tak się namordowali, zniszczyli pół świata, a wszystko na próżno. Niemieccy goście w przewadze, często w dym pijani, Polacy zaś zupełnie trzeźwi, tak się porobiło. Finał Wimbledonu, w przylegającej knajpce z widokiem na morze. Wszystkie moje emocje 45 lat grania w tenisa skupiły się nagle w tym meczu, szczególnie w drugim jego secie. Równie nie spodziewałem się, że dożyję Polki w półfinale Wimbledonu, jak ciemnoskórego prezydenta USA czy ronda Kuronia w pobliskim Słupsku.
Gdy było już oczywiste, że Radwańska nie wygra, mówił o tym język jej ciała, ukradkiem wkradła się myśl pociechy. Na jakimś pogrzebie – jak mnożą się te pogrzeby – znajomy z okazji nie wiem już jakiej szepnął mi na ucho, że Agnieszka R. była widziana na manifestacji z okazji smoleńskiej, okutana dla niepoznaki, ze swoim ojcem, znanym wyznawcą PiS. Więc naszła mnie myśl straszna i niska: zasłużyła, by przegrać. Co za upadek, takie myślenie. Jak niszcząca bywa wojna domowa.
Należy radykalnie, nawet przy użyciu siekiery, odrabiać zaległe krzywdy i bronić tego, co zostało odzyskane przez poniżanych, m.in. kobiety, dzieci, niepełnosprawnych i obcych, zwanych w antycznym Rzymie barbarzyńcami lub niewolnikami. W wielu krajach poważna wpadka w delikatnej dla pp materii załatwia człowieka publicznego na amen. Patrząc na dalszą karierę Wojewódzkiego – jako partner to mniejsza figura – będziemy śledzić, czy u nas „na zawsze” to jak zwykle jest „na chwilę”. W polityce ostateczne kompromitacje polityków szły od razu w niepamięć, choćby Miller w Samoobronie, a Czarnecki wszędzie. Drażniła mnie konwencja żartów Wojewódzkiego, gaworzenie rozwiniętego ponad miarę dziecka, też jako symbol nowego co nadeszło i nie zna norm ani form. A może po prostu zazdrościłem mu sukcesu, jak zbyt wielu, którzy teraz nad nim się znęcają. Było jednak oczywiste, że zwieracze intelektualne już nie trzymają i skończy się to publicznym aktem zgorszenia.
W mediach pisowskich i rydzykowych znacznie gorsze rzeczy mówione są co chwila. I nic. Ale właśnie za to je krytykujemy, też za to. Kupuję w Słupsku „Gazetę Polską Codziennie”, z ciekawością i ze wstydem, z jakim czasami zagląda się w miejsca pokraczne. Numer pisma 254, pewnie podobny do 253 innych, tym bardziej porusza zawartość. Cytuję po kolei tytuły z pierwszej strony: „Tusk kłamał w prokuraturze”, obok zdjęcie premiera i Putina, ale gęby! Niżej maszerują tytuły „Już dziś miesięcznica smoleńska”, „Niemiecki urząd zabiera dzieci”, „Szkodliwy podatek coraz bliżej”. Na szczycie strony „Zanikające bałtyckie plaże” (z winy rządu, rzecz jasna). Na stronie drugiej też same nieszczęścia, ale jest za to strasznie zabawny wierszyk Marcina Wolskiego. Cytuję pierwsze wersy: „Różne glizdy i mendy,/ chowu wiadomego, /chcą usilnie zlustrować ojca Kaczyńskiego”/ ...a im dalej, tym zabawniej. Czy to o Monikę O. chodzi satyrykowi? Kilka dni przed publicznym ujawnieniem powiedziała mi w rozmowie o przynależności ojca prezesa do PZPR. Położyłem palce na ustach. Guru różnych sekt, niby mają ojców, a jakby nie mieli. Marcin Wolski usłyszawszy, sam kiedyś aktywny w PZPR, trzęsie się z oburzenia. Teraz ma nową wiarę. Ja bym na miejscu Moniki O. sprawę zamilczał, chociaż rozumiem intencje: Nie lustrujcie, abyście nie byli zlustrowani. Kto przodkami wojuje, ten od przodków ginie. A przecież w naszym pojęciu osoba ludzka jest ważna sama w sobie, o ileż bardziej niż generacje jej przodków. A tu odezwały się głosy obronne na prawicy: „ojciec prezesa nie miał wyjścia, był przecież ojcem dwójki dzieci”.
Nadal nad polskim morzem. Na dwa dni przenosiny w miejsce dziwne. Rojowisko byle jakich domów, coś w rodzaju faweli w Rio, z widokiem na luksusowy hotel przed chwilą przez nas opuszczony. Jaka cudowna i pożyteczna dla umysłu zmiana ról. Właścicielem jest Niemiec. Obok domków z dykty kicają króliki, kozy łażą po dachu jedynego tu budyneczku z prawdziwym dachem, wszędzie zabawne instalacje, np. stary motorower z fotografią Jaruzelskiego i Ulbrichta na zardzewiałym baku. Wisi też portret właściciela upozowanego na pejsatego, mądrego Żyda z podpisem „Boss”. Hitler i jego liczna ekipa tak się napracowali, tak się namordowali, zniszczyli pół świata, a wszystko na próżno. Niemieccy goście w przewadze, często w dym pijani, Polacy zaś zupełnie trzeźwi, tak się porobiło. Finał Wimbledonu, w przylegającej knajpce z widokiem na morze. Wszystkie moje emocje 45 lat grania w tenisa skupiły się nagle w tym meczu, szczególnie w drugim jego secie. Równie nie spodziewałem się, że dożyję Polki w półfinale Wimbledonu, jak ciemnoskórego prezydenta USA czy ronda Kuronia w pobliskim Słupsku.
Gdy było już oczywiste, że Radwańska nie wygra, mówił o tym język jej ciała, ukradkiem wkradła się myśl pociechy. Na jakimś pogrzebie – jak mnożą się te pogrzeby – znajomy z okazji nie wiem już jakiej szepnął mi na ucho, że Agnieszka R. była widziana na manifestacji z okazji smoleńskiej, okutana dla niepoznaki, ze swoim ojcem, znanym wyznawcą PiS. Więc naszła mnie myśl straszna i niska: zasłużyła, by przegrać. Co za upadek, takie myślenie. Jak niszcząca bywa wojna domowa.