- Nie wierzę w to, że premier o niczym nie wiedział. Ale znamienne jest to, że Donald Tusk reaguje dopiero wtedy, kiedy media o czymś napiszą. A jak nie napiszą to sprawy dla niego nie ma – mówi w rozmowie z Wprost.pl Paweł Piskorski, przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego komentując zachowanie szefa rządu po wybuchu afery związanej z tzw. taśmami Serafina.
Amelia Panuszko, Wprost.pl: Afera taśmowa ma szansę doprowadzić do rozpadu koalicji PO–PSL?
Paweł Piskorski: Absolutnie w to nie wierzę. Donald Tusk prawdopodobnie podejmie jakąś akcję pokazową, będzie przekonywał, że wprowadza nowe standardy. Być może jeszcze spektakularnie pozbędzie się paru ludzi z Platformy - tych którzy zajmują jakieś stanowiska w spółkach Skarbu Państwa. Mimo wszystko w żywotnym interesie Tuska jest to, żeby tę koalicję utrzymać i żeby nie stracić większości. Zwłaszcza, że nikt inny w tym parlamencie PSL-u zastąpić w rządzie nie może.
A Janusz Palikot i jego Ruch?
Wydaje mi się, że jest to bardzo mało prawdopodobne. Zresztą sam Palikot wielokrotnie mówił, że w tej kadencji nie ma mowy o porozumieniu z Tuskiem. I wydaje mi się, że wejście do rządu byłoby politycznym samobójstwem Palikota - wystarczy przypomnieć los słynnych przystawek PiS, czyli Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin. Myślę, że dla Palikota jest to jasny sygnał: to byłaby koalicja na jeden raz, a potem Ruch Palikota miałby poważny problem z powtórnym wejściem do Sejmu.
Czyli rząd spokojnie dotrwa do końca kadencji?
Tak. Tusk będzie chciał czekać do końca kadencji - chyba, że straci większość koalicyjną. Ale osłabiony PSL raczej nie zdecyduje się na ryzyko wyborów. Myślę, że obie koalicyjne partie podąsają się na siebie, poobrażają, ale w finale się dogadają.
„Gazeta Wyborcza” opublikowała na pierwszej stronie całą listę żon, znajomych lub członków rodzin działaczy Platformy Obywatelskiej, którzy załapali się na państwowe posady.
Nie wierzę w to - znając inteligencję Tuska - że on przez te wszystkie lata nie wiedział o tym, co się dzieje. Ale - jak widać - nigdy mu to nie przeszkadzało. Donald Tusk zresztą często reaguje dopiero wtedy, kiedy media o jakimś problemie napiszą. A jak nie napiszą - to sprawy dla niego nie ma.
Uważam, że Tusk został tym artykułem wezwany do tablicy. O tym przecież wiedzieli wszyscy - tylko dotychczas nikt nie wymieniał publicznie tych osób z nazwiska. Teraz są fakty, co do których Tuskowi będzie ciężko zaprzeczyć, jeżeli nie będzie chciał okazać się śmieszny. Oczywistą reakcją Tuska powinno być bardzo mocne odcięcie się od tego. Ale czy tak zrobi - zobaczymy.
A jak według pana zachowa się premier?
Gdybym miał się zakładać, powiedziałbym, że Tusk się od tego odetnie. Głównie dlatego, że on sam za dużo ryzykuje. A ryzyko dla jego rządu jest takie, że już nie będzie się mówiło o PSL, że to geszefciarze, że zatrudniają rodziny - tylko będzie to się mówiło o całym rządzie na czele z Tuskiem. Do momentu, do którego lista nazwisk osób związanych z członkami PO, które znalazły zatrudnienie w sektorze publicznym, nie ujrzały światła dziennego, Tusk mógł powiedzieć: „ja nic nie wiem w tej sprawie, jeśli ktoś ma jakieś przykłady nieprawidłowości w Platformie to proszę je podać”. Teraz już nie może powiedzieć, że nic nie wiedział - a próba wybronienia przez premiera polityków PO może okazać się niemożliwa.
Uważam, że jeśli Tusk się od tego wszystkiego nie odetnie - to politycznie bardzo dużo straci. Obronił się, i to właśnie taką bardzo mocną reakcją, przed aferą hazardową. Teraz odwrotna reakcja jest bardzo mało prawdopodobna.
PO udało się jednak wyjść obronną ręką z afery hazardowej. Może i tym razem się uda?
Na pewno PO by chciała, żeby każda afera związana z jej politykami gdzieś tam przycichła, a w końcu została zapomniana. Ale problem jest taki, że sam Tusk uczestniczył w zgilotynowaniu Marka Sawickiego, w momencie kiedy Sawicki występował wyłącznie jako osoba, o której się mówi na taśmach PSL. Ja przypomnę, że w analogicznej sytuacji Beata Sawicka mówiła, iż pod rządami Ewy Kopacz jako minister zdrowia „oni będą kręcić lody dlatego, że ona jest tutaj głównym macherem”. Tusk wtedy nawet przez chwilę nie pomyślał o zdymisjonowaniu Kopacz - jedyną winną była Sawicka. Teraz przy okazji afery z ministrem Sawickim premier zachował się inaczej niż w przypadku Ewy Kopacz. I to mu właśnie uniemożliwia albo bardzo utrudnia próbę zlekceważenia tego, o czym piszą dziś media.
Nazwisko Kopacz pojawia się również w kontekście niedoszłego męża jej córki - Piotra Borawskiego, który mógł w czasie związku z córką marszałek Sejmu liczyć na posadę w spółce zależnej od samorządu. Znana jest przyjaźń Tuska z Ewą Kopacz - myśli pan, że te doniesienia staną się gwoździem do jej politycznej trumny?
Rzeczywiście uważam, że łączy ich przyjacielska relacja. Jednak proszę nie zapominać, że jest to jednocześnie relacja całkowitej podległości. Ewa Kopacz jest nominatem Tuska - nie ma tu więc ryzyka, że Tusk będzie się obawiał jak marszałek Sejmu zareaguje na jego decyzję. Problem jest tylko taki, że Tusk widząc dzisiejszą jedynkę „Wyborczej” zastanawia się co będzie na jutrzejszej. I jest pytanie jak głośne będą te nazwiska, które się jeszcze ujawni i jak szerokie grono polityków musiałby w związku z tym usunąć z partii. I to jest właśnie kluczowe pytanie: jak daleko to sięga i z jakich instrumentów powinien skorzystać premier, żeby zamknąć ten temat. Przecież zaraz się może okazać, że to dotyczy znaczącej części zarządu partii, albo istotnej części rządu. Jeśli teraz Tusk zachowa się inaczej niż było to z ministrem Sawickim, to będzie to kompletnie kompromitujące i obawiam się, że będzie mu to zapamiętane bardziej niż afera hazardowa. Ludzie nie lubią, jak ktoś żeruje na ich pieniądzach właśnie w taki sposób.
Słyszał pan o „taśmach PO”?
Tak słyszałem tą plotkę dzień po opublikowaniu taśm PSL. Pojawiły się pogłoski, że taśmy PSL to jest początek, że następne taśmy będą dotyczyły Platformy i że to specjalnie w tej kolejności ktoś uruchomił, żeby sprawdzić reakcje Tuska. A w momencie w którym reakcja byłaby zdecydowana i ostra, można się tego samego spodziewać w chwili wypłynięcia taśm dotyczących PO.
Moim zdaniem już dzisiejsza czołówka „Wyborczej” jest taką „taśmą”. Problem polega na tym, że wszyscy mniej więcej wiedzieli, iż również za czasów PO rozdaje się stanowiska. Ale nikt nikogo nie złapał za rękę - a ten tekst jest właśnie takim złapaniem za rękę.
Może szczęściem w nieszczęściu Tuska jest to, że afera taśmowa wybuchła w czasie wakacji? We wrześniu, gdy wszyscy wrócą z wakacji, już nikt nie będzie o tym pamiętał.
Tak - możliwy jest scenariusz, że Tusk będzie chciał przeczekać. Ale w moim przekonaniu tej sprawy nie da się już przykryć - głównie dlatego, że w sensie politycznym będzie to martwy sezon i każda polityczna informacja przez najbliższy czas będzie się zaczynać właśnie od tego. Tusk nie będzie mógł przez cały miesiąc powtarzać, że był na wakacjach. Z drugiej strony jest tak, że gdyby to był zwykły sezon polityczny to by była jedna ustawa, druga. Tusk mógłby skorzystać ze swojej zdolności do odwrócenia uwagi, którą wielokrotnie prezentował wrzucając nagle jakiś temat w przestrzeń publiczną. Teraz jednak Sejm jedzie na wakacje, a Tusk nie ma gotowego scenariusza, który pozwoliłby mu odwrócić uwagę od tej sprawy. Okres wakacyjny może służyć wyciszeniu, ale z drugiej strony może to być jedyny polityczny temat, który zastanie ludzi po wakacjach: rząd PO – PSL rozdaje stanowiska swoim ludziom na masową skalę. A to jest oczywistym zaprzeczeniem tego, z czym PO szła do wyborów.
Paweł Piskorski: Absolutnie w to nie wierzę. Donald Tusk prawdopodobnie podejmie jakąś akcję pokazową, będzie przekonywał, że wprowadza nowe standardy. Być może jeszcze spektakularnie pozbędzie się paru ludzi z Platformy - tych którzy zajmują jakieś stanowiska w spółkach Skarbu Państwa. Mimo wszystko w żywotnym interesie Tuska jest to, żeby tę koalicję utrzymać i żeby nie stracić większości. Zwłaszcza, że nikt inny w tym parlamencie PSL-u zastąpić w rządzie nie może.
A Janusz Palikot i jego Ruch?
Wydaje mi się, że jest to bardzo mało prawdopodobne. Zresztą sam Palikot wielokrotnie mówił, że w tej kadencji nie ma mowy o porozumieniu z Tuskiem. I wydaje mi się, że wejście do rządu byłoby politycznym samobójstwem Palikota - wystarczy przypomnieć los słynnych przystawek PiS, czyli Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin. Myślę, że dla Palikota jest to jasny sygnał: to byłaby koalicja na jeden raz, a potem Ruch Palikota miałby poważny problem z powtórnym wejściem do Sejmu.
Czyli rząd spokojnie dotrwa do końca kadencji?
Tak. Tusk będzie chciał czekać do końca kadencji - chyba, że straci większość koalicyjną. Ale osłabiony PSL raczej nie zdecyduje się na ryzyko wyborów. Myślę, że obie koalicyjne partie podąsają się na siebie, poobrażają, ale w finale się dogadają.
„Gazeta Wyborcza” opublikowała na pierwszej stronie całą listę żon, znajomych lub członków rodzin działaczy Platformy Obywatelskiej, którzy załapali się na państwowe posady.
Nie wierzę w to - znając inteligencję Tuska - że on przez te wszystkie lata nie wiedział o tym, co się dzieje. Ale - jak widać - nigdy mu to nie przeszkadzało. Donald Tusk zresztą często reaguje dopiero wtedy, kiedy media o jakimś problemie napiszą. A jak nie napiszą - to sprawy dla niego nie ma.
Uważam, że Tusk został tym artykułem wezwany do tablicy. O tym przecież wiedzieli wszyscy - tylko dotychczas nikt nie wymieniał publicznie tych osób z nazwiska. Teraz są fakty, co do których Tuskowi będzie ciężko zaprzeczyć, jeżeli nie będzie chciał okazać się śmieszny. Oczywistą reakcją Tuska powinno być bardzo mocne odcięcie się od tego. Ale czy tak zrobi - zobaczymy.
A jak według pana zachowa się premier?
Gdybym miał się zakładać, powiedziałbym, że Tusk się od tego odetnie. Głównie dlatego, że on sam za dużo ryzykuje. A ryzyko dla jego rządu jest takie, że już nie będzie się mówiło o PSL, że to geszefciarze, że zatrudniają rodziny - tylko będzie to się mówiło o całym rządzie na czele z Tuskiem. Do momentu, do którego lista nazwisk osób związanych z członkami PO, które znalazły zatrudnienie w sektorze publicznym, nie ujrzały światła dziennego, Tusk mógł powiedzieć: „ja nic nie wiem w tej sprawie, jeśli ktoś ma jakieś przykłady nieprawidłowości w Platformie to proszę je podać”. Teraz już nie może powiedzieć, że nic nie wiedział - a próba wybronienia przez premiera polityków PO może okazać się niemożliwa.
Uważam, że jeśli Tusk się od tego wszystkiego nie odetnie - to politycznie bardzo dużo straci. Obronił się, i to właśnie taką bardzo mocną reakcją, przed aferą hazardową. Teraz odwrotna reakcja jest bardzo mało prawdopodobna.
PO udało się jednak wyjść obronną ręką z afery hazardowej. Może i tym razem się uda?
Na pewno PO by chciała, żeby każda afera związana z jej politykami gdzieś tam przycichła, a w końcu została zapomniana. Ale problem jest taki, że sam Tusk uczestniczył w zgilotynowaniu Marka Sawickiego, w momencie kiedy Sawicki występował wyłącznie jako osoba, o której się mówi na taśmach PSL. Ja przypomnę, że w analogicznej sytuacji Beata Sawicka mówiła, iż pod rządami Ewy Kopacz jako minister zdrowia „oni będą kręcić lody dlatego, że ona jest tutaj głównym macherem”. Tusk wtedy nawet przez chwilę nie pomyślał o zdymisjonowaniu Kopacz - jedyną winną była Sawicka. Teraz przy okazji afery z ministrem Sawickim premier zachował się inaczej niż w przypadku Ewy Kopacz. I to mu właśnie uniemożliwia albo bardzo utrudnia próbę zlekceważenia tego, o czym piszą dziś media.
Nazwisko Kopacz pojawia się również w kontekście niedoszłego męża jej córki - Piotra Borawskiego, który mógł w czasie związku z córką marszałek Sejmu liczyć na posadę w spółce zależnej od samorządu. Znana jest przyjaźń Tuska z Ewą Kopacz - myśli pan, że te doniesienia staną się gwoździem do jej politycznej trumny?
Rzeczywiście uważam, że łączy ich przyjacielska relacja. Jednak proszę nie zapominać, że jest to jednocześnie relacja całkowitej podległości. Ewa Kopacz jest nominatem Tuska - nie ma tu więc ryzyka, że Tusk będzie się obawiał jak marszałek Sejmu zareaguje na jego decyzję. Problem jest tylko taki, że Tusk widząc dzisiejszą jedynkę „Wyborczej” zastanawia się co będzie na jutrzejszej. I jest pytanie jak głośne będą te nazwiska, które się jeszcze ujawni i jak szerokie grono polityków musiałby w związku z tym usunąć z partii. I to jest właśnie kluczowe pytanie: jak daleko to sięga i z jakich instrumentów powinien skorzystać premier, żeby zamknąć ten temat. Przecież zaraz się może okazać, że to dotyczy znaczącej części zarządu partii, albo istotnej części rządu. Jeśli teraz Tusk zachowa się inaczej niż było to z ministrem Sawickim, to będzie to kompletnie kompromitujące i obawiam się, że będzie mu to zapamiętane bardziej niż afera hazardowa. Ludzie nie lubią, jak ktoś żeruje na ich pieniądzach właśnie w taki sposób.
Słyszał pan o „taśmach PO”?
Tak słyszałem tą plotkę dzień po opublikowaniu taśm PSL. Pojawiły się pogłoski, że taśmy PSL to jest początek, że następne taśmy będą dotyczyły Platformy i że to specjalnie w tej kolejności ktoś uruchomił, żeby sprawdzić reakcje Tuska. A w momencie w którym reakcja byłaby zdecydowana i ostra, można się tego samego spodziewać w chwili wypłynięcia taśm dotyczących PO.
Moim zdaniem już dzisiejsza czołówka „Wyborczej” jest taką „taśmą”. Problem polega na tym, że wszyscy mniej więcej wiedzieli, iż również za czasów PO rozdaje się stanowiska. Ale nikt nikogo nie złapał za rękę - a ten tekst jest właśnie takim złapaniem za rękę.
Może szczęściem w nieszczęściu Tuska jest to, że afera taśmowa wybuchła w czasie wakacji? We wrześniu, gdy wszyscy wrócą z wakacji, już nikt nie będzie o tym pamiętał.
Tak - możliwy jest scenariusz, że Tusk będzie chciał przeczekać. Ale w moim przekonaniu tej sprawy nie da się już przykryć - głównie dlatego, że w sensie politycznym będzie to martwy sezon i każda polityczna informacja przez najbliższy czas będzie się zaczynać właśnie od tego. Tusk nie będzie mógł przez cały miesiąc powtarzać, że był na wakacjach. Z drugiej strony jest tak, że gdyby to był zwykły sezon polityczny to by była jedna ustawa, druga. Tusk mógłby skorzystać ze swojej zdolności do odwrócenia uwagi, którą wielokrotnie prezentował wrzucając nagle jakiś temat w przestrzeń publiczną. Teraz jednak Sejm jedzie na wakacje, a Tusk nie ma gotowego scenariusza, który pozwoliłby mu odwrócić uwagę od tej sprawy. Okres wakacyjny może służyć wyciszeniu, ale z drugiej strony może to być jedyny polityczny temat, który zastanie ludzi po wakacjach: rząd PO – PSL rozdaje stanowiska swoim ludziom na masową skalę. A to jest oczywistym zaprzeczeniem tego, z czym PO szła do wyborów.