Zadzwonił znajomy. "Co ty tak popierasz tego Palikota? Przecież on jest niepoważny!". Popieram, nie popieram, ale pytam: kto jest poważny w polityce i co jest w niej poważne?
Czy na przykład „Kazio” Marcinkiewicz – nauczyciel z prowincji, zwolennik wartości rodzinnych, który dzięki kaprysowi partyjnego wodza został premierem, by skończyć jako kabaretowy kochanek i ulubieniec tabloidów – był poważnym politykiem? Różne stacje telewizyjne nadal za poważnego go uważają i zapraszają do komentowania „bardzo poważnych” spraw. Dlaczego? Bo był premierem.
Od lat 90. myślę, że warunkiem zostania poważnym politykiem jest poziom nabzdyczenia. Bo przecież niekoniecznie wiedza, kompetencje, stałość przekonań, zdolności administracyjne czy troska o dobro wspólne. Olszewski, Bielecki, Suchocka czy Cimoszewicz wznieśli się zakresie poziomu nabzdyczenia na szczyty i dlatego zawsze byli traktowani bardzo serio. Kuroń w kwestiach nabzdyczenia nie osiągnął nawet minimum tego co Pawlak, który nabzdyczył się już w bardzo młodych latach i dlatego premierem wybierano go wielokrotnie. Nabzdyczony do granic śmieszności jest Kaczyński i dlatego cokolwiek by wymyślił, będzie to traktowane z należytą powagą. Inni, tacy jak Miller, nabzdyczeni są może w nieco mniejszym stopniu, ale zajmują się ogromnie nabzdyczonymi tematami, zwłaszcza jednym – utrzymaniem się przy władzy. A więc traktowani są również ze śmiertelną powagą, zwłaszcza gdy gotowi są za władzę sprzedać to, co niepoważni ludzie nazywają poczuciem własnej wartości.
Nie zawsze więc osobiste nabzdyczenie warunkuje polityczną powagę. Często wpływ na nią ma zakres problemów, które poważny polityk bierze jako wizerunkowy przedmiot swoich zabiegów o poparcie. Wiadomo, że jak w Polsce (w przeciwieństwie do Niemiec) ktoś zajmuje się np. ekologią i uważa, że należy dbać o środowisko, to kariery politycznej nie zrobi. Przeciwnie – zrobią ją ci, którzy będą szydzić z troski o „robaczki” i okazywać pogardę dla zwierząt, zabijając je dla przyjemności i trofeów. Na śmieszność skazani są też ci (te), którzy zajmują się kulturą, edukacją (tu poważne są tylko katecheza i kultywowanie narodowych tradycji), polityką socjalną czy – nie daj Boże! – problematyką kobiecą lub kwestią praw dzieci. Tylko troska o dzieci „poczęte”, i to najlepiej zarodki w formie blastocysty, nadaje powagi politykowi. W Polsce właściwie nie można zostać premierem bez troski o „poczęte”; zajmowanie się natomiast dziećmi żyjącymi jest zajęciem dla polityka w najwyższym stopniu niepoważnym.
Wielką estymą w świecie poważnych polityków cieszy się też „tradycja” (stąd wróżę wielką karierę Gowinowi), sport (schyłek, – ale jakże pięknej – kariery Tuska) i militaryzm. Tę działkę zagospodarowuje właśnie prezydent Komorowski, który najwyraźniej ubolewa nad tym, że nie jest mu dane wygrać jakiejś wojny albo choćby stoczyć bitwy. Postanowił więc wryć się w pamięć potomnych zbudowaniem tarczy rakietowej. Przedsięwzięcie to wielkie, kosztowne i perspektywiczne, ponieważ prezydent będzie budował tarczę nie tylko dla swojej chwały i nie tylko dla chwały i ochrony naszych bardzo drogich F16 (które są chwałą jakiegoś innego poważnego polityka), ale również dla chwały kolejnego poważnego polityka, który zasłuży się w wydaniu kolejnych setek milionów na rakiety chroniące tarcze antyrakietowe. A może tym politykiem będzie sam Komorowski? I tak mamy poważny projekt polityczny na drugą bardzo poważną kadencję.
Sektor militarny traktowany jest z najwyższą powagą podobnie jak sektor sportowy, inwigilacyjny (CBA, CBŚ), mitotwórczy (muzea, pomniki, IPN) oraz ekonomiczny. Bo bycie ekonomistą jest dziś czymś na kształt bycia Magiem. I każdy poważny polityk swojego Maga mieć musi. Wiara w jego wiedzę nadaje politykowi powagi w równym stopniu jak wiara w dziewictwo Maryi, cud nad Wisłą (i inne cuda) oraz moc ozdrowieńczą modlitw i pielgrzymek. Kto uważa, że państwo powinno być neutralne, etyka – racjonalna, a krzyż powinien wisieć tylko tam, gdzie ludzie są zainteresowani symbolicznym wymiarem cierpień Jezusa – poważnym nie jest i najpewniej kariery politycznej nie zrobi.
Poważni są macho, a śmieszni geje. Poważny jest Cyryl, a nie Pussy Riot. Kora też jest mało poważna, dlatego można ją za dwa gramy marihuany wsadzić do więzienia, w przeciwieństwie do poważnego szefa Amber Gold, którego więzienie zapewne ominie. Dlatego, jak ktoś mi mówi, że w polityce jest ktoś niepoważny, to widzę w tym iskierkę poważnej nadziei.
Od lat 90. myślę, że warunkiem zostania poważnym politykiem jest poziom nabzdyczenia. Bo przecież niekoniecznie wiedza, kompetencje, stałość przekonań, zdolności administracyjne czy troska o dobro wspólne. Olszewski, Bielecki, Suchocka czy Cimoszewicz wznieśli się zakresie poziomu nabzdyczenia na szczyty i dlatego zawsze byli traktowani bardzo serio. Kuroń w kwestiach nabzdyczenia nie osiągnął nawet minimum tego co Pawlak, który nabzdyczył się już w bardzo młodych latach i dlatego premierem wybierano go wielokrotnie. Nabzdyczony do granic śmieszności jest Kaczyński i dlatego cokolwiek by wymyślił, będzie to traktowane z należytą powagą. Inni, tacy jak Miller, nabzdyczeni są może w nieco mniejszym stopniu, ale zajmują się ogromnie nabzdyczonymi tematami, zwłaszcza jednym – utrzymaniem się przy władzy. A więc traktowani są również ze śmiertelną powagą, zwłaszcza gdy gotowi są za władzę sprzedać to, co niepoważni ludzie nazywają poczuciem własnej wartości.
Nie zawsze więc osobiste nabzdyczenie warunkuje polityczną powagę. Często wpływ na nią ma zakres problemów, które poważny polityk bierze jako wizerunkowy przedmiot swoich zabiegów o poparcie. Wiadomo, że jak w Polsce (w przeciwieństwie do Niemiec) ktoś zajmuje się np. ekologią i uważa, że należy dbać o środowisko, to kariery politycznej nie zrobi. Przeciwnie – zrobią ją ci, którzy będą szydzić z troski o „robaczki” i okazywać pogardę dla zwierząt, zabijając je dla przyjemności i trofeów. Na śmieszność skazani są też ci (te), którzy zajmują się kulturą, edukacją (tu poważne są tylko katecheza i kultywowanie narodowych tradycji), polityką socjalną czy – nie daj Boże! – problematyką kobiecą lub kwestią praw dzieci. Tylko troska o dzieci „poczęte”, i to najlepiej zarodki w formie blastocysty, nadaje powagi politykowi. W Polsce właściwie nie można zostać premierem bez troski o „poczęte”; zajmowanie się natomiast dziećmi żyjącymi jest zajęciem dla polityka w najwyższym stopniu niepoważnym.
Wielką estymą w świecie poważnych polityków cieszy się też „tradycja” (stąd wróżę wielką karierę Gowinowi), sport (schyłek, – ale jakże pięknej – kariery Tuska) i militaryzm. Tę działkę zagospodarowuje właśnie prezydent Komorowski, który najwyraźniej ubolewa nad tym, że nie jest mu dane wygrać jakiejś wojny albo choćby stoczyć bitwy. Postanowił więc wryć się w pamięć potomnych zbudowaniem tarczy rakietowej. Przedsięwzięcie to wielkie, kosztowne i perspektywiczne, ponieważ prezydent będzie budował tarczę nie tylko dla swojej chwały i nie tylko dla chwały i ochrony naszych bardzo drogich F16 (które są chwałą jakiegoś innego poważnego polityka), ale również dla chwały kolejnego poważnego polityka, który zasłuży się w wydaniu kolejnych setek milionów na rakiety chroniące tarcze antyrakietowe. A może tym politykiem będzie sam Komorowski? I tak mamy poważny projekt polityczny na drugą bardzo poważną kadencję.
Sektor militarny traktowany jest z najwyższą powagą podobnie jak sektor sportowy, inwigilacyjny (CBA, CBŚ), mitotwórczy (muzea, pomniki, IPN) oraz ekonomiczny. Bo bycie ekonomistą jest dziś czymś na kształt bycia Magiem. I każdy poważny polityk swojego Maga mieć musi. Wiara w jego wiedzę nadaje politykowi powagi w równym stopniu jak wiara w dziewictwo Maryi, cud nad Wisłą (i inne cuda) oraz moc ozdrowieńczą modlitw i pielgrzymek. Kto uważa, że państwo powinno być neutralne, etyka – racjonalna, a krzyż powinien wisieć tylko tam, gdzie ludzie są zainteresowani symbolicznym wymiarem cierpień Jezusa – poważnym nie jest i najpewniej kariery politycznej nie zrobi.
Poważni są macho, a śmieszni geje. Poważny jest Cyryl, a nie Pussy Riot. Kora też jest mało poważna, dlatego można ją za dwa gramy marihuany wsadzić do więzienia, w przeciwieństwie do poważnego szefa Amber Gold, którego więzienie zapewne ominie. Dlatego, jak ktoś mi mówi, że w polityce jest ktoś niepoważny, to widzę w tym iskierkę poważnej nadziei.