Gdy we wrześniu 1989 sędzia odczytywał akt oskarżenia i wydawał wyrok na Mariusza Trynkiewicza, w Polsce obowiązywało nieformalne moratorium na wykonywanie kary śmierci. Wprawdzie istniała w kodeksie i była zasądzana, ale jej nie wykonywano.
Ostatnią egzekucję wykonano na Stanisławie Czabańskim, gwałcicielu i mordercy. Było to zaledwie rok przed procesem Trynkiewicza. Można powiedzieć, choć brzmi to wyjątkowo kuriozalnie, że „Szatan z Piotrkowa” miał wyjątkowe szczęście. W ramach amnestii, ogłoszonej wkrótce po pierwszych wolnych wyborach, wszystkim skazanym na śmierć kary zmieniono na najwyższy możliwy wówczas wymiar, czyli 25 lat pozbawienia wolności. Dożywocia wtedy jeszcze w naszym prawie nie było. Dzięki temu w latach 2013-2017 wyjdzie na wolność 97 skazanych na 25 lat. – W większości są to sprawcy najcięższych zbrodni. Głównie zabójcy. Wśród nich Trynkiewicz, który opuści zakład karny w lutym 2014 – mówi Luiza Sałapa, rzeczniczka służby więziennej.
Morderca bez twarzy
Bramę więzienia powinien przekroczyć dokładnie 11 lutego, ale możliwe, że wyjdzie wcześniej, bo jak mówi Luiza Sałapa, jedyną szansą na to, by Trynkiewicz pozostał pod jakimkolwiek nadzorem po odsiedzeniu kary, jest wypuszczenie go na warunkowe przedterminowe zwolnienie. – Wystarczy, że wyjdzie tydzień przed końcem kary, by przez następnych 10 lat miał nadzór kuratorski. Bardzo prawdopodobne, że my o takie przedterminowe zwolnienie wystąpimy. Wiem, że brzmi to obrazoburczo i karkołomnie, ale w dzisiejszym stanie prawnym to jedyna możliwość – mówi Sałapa.
Dodaje, że Trynkiewicz sam o takie zwolnienie nie występuje. Wie, że jeśli wyjdzie w terminie, 11 lutego 2014, stanie się absolutnie wolnym człowiekiem. Nie będzie go ograniczała nawet tak iluzoryczna kontrola, jak dozór kuratorski. Czy zechce wrócić do Piotrkowa, w którym zapewne żyje jeszcze jego matka, ale też pamięć o jego zbrodniach i nienawiść do pedofila-mordercy są wciąż żywe?
Wiadomo tylko, że Trynkiewicz do wolności się przygotowuje. Robi wszystko, by po przekroczeniu więziennej bramy zapewnić sobie maksymalną anonimowość. Nie zgadza się na ujawnianie wizerunku, nie rozmawia z mediami, zastrzegł też, że nie życzy sobie informowania przez służby więzienne o tym, co się z nim dzieje. Ma do tego prawo. Sześć lat temu, gdy siedział jeszcze w Strzelcach Opolskich, wystąpił nawet do sądu z wnioskiem o zmianę nazwiska na rodowe matki. W uzasadnieniu pisał, że „zależy mu na dobrym funkcjonowaniu w społeczeństwie po opuszczeniu zakładu karnego, a posiadanie w dalszym ciągu nazwiska kojarzonego z przestępstwem nagłośnionym przez media, z góry go dyskryminuje”. Pisał też, by „dano mu szansę normalnego funkcjonowania, bez narażania na szykany czy życie w ciągłym zagrożeniu i niepewności”. Zgody nie dostał.
Trynkiewicz wie, co robi, ukrywając twarz. Wystarczy zajrzeć na fora, poczytać komentarze pod tekstami o nim, porozmawiać z ludźmi z Piotrkowa, by zyskać pewność, że jeśli tylko zostanie rozpoznany, w mieście spokoju nie zazna.
Zabić śmiecia
Na bruk piotrkowskiego rynku w przeszłości często spadały odcięte głowy. Kat mieszkał w baszcie przy ul. Szewskiej i miał mnóstwo roboty. W Piotrkowie działał bowiem Trybunał - najwyższy sąd apelacyjny Korony Królestwa Polskiego. Replika pręgierza stoi w mieście do dziś, brakuje tylko żelaznych dybów u cokołu. - A szkoda, bo tam byśmy tego skurwiela zakuli i policji nie dopuścili. Niech się tylko pojawi! - odgraża się rosły 40-latek z osiedla Wyzwolenia, na którym mieszkał Mariusz Trynkiewicz. Choć od głośnego morderstwa czterech chłopców minęło niemal ćwierć wieku, sprawę pamiętają wszyscy. - Wciąż zdarza się, że ludzie pytają: dlaczego pan go wtedy nie załatwił? - przyznaje Jerzy Sielski, policjant prowadzący tamto śledztwo. Sprawa od lat obrasta mitami. - “Mówią, że miał operację plastyczną w więzieniu i nazwisko zmienił”, “Podobno samych golasów za kratami maluje”, “A jego zdjęcia pani nie masz?” – rzucają kolejni mieszkańcy Piotrkowa. Strach miesza się z gniewem i żądzą odwetu. - Zakatrupią go z miejsca. On tu życia mieć nie będzie - twierdzi pan Zygmunt z bloku przy ul. Działkowej, gdzie Trynkiewicz mieszkał i zamordował swoje ofiary.
Więcej w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost" w artykule Marty Bratkowskiej i Barbary Sowy.
Nowy numer "Wprost" od 12.00 w niedzielę jest dostępny w formie e-wydania. Najnowsze wydanie tygodnika dostępne jest też na Facebooku.
Morderca bez twarzy
Bramę więzienia powinien przekroczyć dokładnie 11 lutego, ale możliwe, że wyjdzie wcześniej, bo jak mówi Luiza Sałapa, jedyną szansą na to, by Trynkiewicz pozostał pod jakimkolwiek nadzorem po odsiedzeniu kary, jest wypuszczenie go na warunkowe przedterminowe zwolnienie. – Wystarczy, że wyjdzie tydzień przed końcem kary, by przez następnych 10 lat miał nadzór kuratorski. Bardzo prawdopodobne, że my o takie przedterminowe zwolnienie wystąpimy. Wiem, że brzmi to obrazoburczo i karkołomnie, ale w dzisiejszym stanie prawnym to jedyna możliwość – mówi Sałapa.
Dodaje, że Trynkiewicz sam o takie zwolnienie nie występuje. Wie, że jeśli wyjdzie w terminie, 11 lutego 2014, stanie się absolutnie wolnym człowiekiem. Nie będzie go ograniczała nawet tak iluzoryczna kontrola, jak dozór kuratorski. Czy zechce wrócić do Piotrkowa, w którym zapewne żyje jeszcze jego matka, ale też pamięć o jego zbrodniach i nienawiść do pedofila-mordercy są wciąż żywe?
Wiadomo tylko, że Trynkiewicz do wolności się przygotowuje. Robi wszystko, by po przekroczeniu więziennej bramy zapewnić sobie maksymalną anonimowość. Nie zgadza się na ujawnianie wizerunku, nie rozmawia z mediami, zastrzegł też, że nie życzy sobie informowania przez służby więzienne o tym, co się z nim dzieje. Ma do tego prawo. Sześć lat temu, gdy siedział jeszcze w Strzelcach Opolskich, wystąpił nawet do sądu z wnioskiem o zmianę nazwiska na rodowe matki. W uzasadnieniu pisał, że „zależy mu na dobrym funkcjonowaniu w społeczeństwie po opuszczeniu zakładu karnego, a posiadanie w dalszym ciągu nazwiska kojarzonego z przestępstwem nagłośnionym przez media, z góry go dyskryminuje”. Pisał też, by „dano mu szansę normalnego funkcjonowania, bez narażania na szykany czy życie w ciągłym zagrożeniu i niepewności”. Zgody nie dostał.
Trynkiewicz wie, co robi, ukrywając twarz. Wystarczy zajrzeć na fora, poczytać komentarze pod tekstami o nim, porozmawiać z ludźmi z Piotrkowa, by zyskać pewność, że jeśli tylko zostanie rozpoznany, w mieście spokoju nie zazna.
Zabić śmiecia
Na bruk piotrkowskiego rynku w przeszłości często spadały odcięte głowy. Kat mieszkał w baszcie przy ul. Szewskiej i miał mnóstwo roboty. W Piotrkowie działał bowiem Trybunał - najwyższy sąd apelacyjny Korony Królestwa Polskiego. Replika pręgierza stoi w mieście do dziś, brakuje tylko żelaznych dybów u cokołu. - A szkoda, bo tam byśmy tego skurwiela zakuli i policji nie dopuścili. Niech się tylko pojawi! - odgraża się rosły 40-latek z osiedla Wyzwolenia, na którym mieszkał Mariusz Trynkiewicz. Choć od głośnego morderstwa czterech chłopców minęło niemal ćwierć wieku, sprawę pamiętają wszyscy. - Wciąż zdarza się, że ludzie pytają: dlaczego pan go wtedy nie załatwił? - przyznaje Jerzy Sielski, policjant prowadzący tamto śledztwo. Sprawa od lat obrasta mitami. - “Mówią, że miał operację plastyczną w więzieniu i nazwisko zmienił”, “Podobno samych golasów za kratami maluje”, “A jego zdjęcia pani nie masz?” – rzucają kolejni mieszkańcy Piotrkowa. Strach miesza się z gniewem i żądzą odwetu. - Zakatrupią go z miejsca. On tu życia mieć nie będzie - twierdzi pan Zygmunt z bloku przy ul. Działkowej, gdzie Trynkiewicz mieszkał i zamordował swoje ofiary.
Więcej w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost" w artykule Marty Bratkowskiej i Barbary Sowy.
Nowy numer "Wprost" od 12.00 w niedzielę jest dostępny w formie e-wydania. Najnowsze wydanie tygodnika dostępne jest też na Facebooku.