Jazda samochodem uwalnia wśród Rosjan niesłychane pokłady agresji. To często wyraz frustracji, spowodowanej rosnącymi podziałami społecznymi - kierowca wysłużonej, 15-letniej łady jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, jeżeli uda mu się zablokować na skrzyżowaniu nowiutkie ferrari.
W mieście ruch uliczny wyrównuje szanse, w korku wszyscy są równi i nie ma co liczyć na grzeczność czy uprzejmość ze strony innych kierowców. Mało tego, nieraz wystarczy iskra, by polała się krew. Szczególnie, gdy dodatkowo w grę wchodzi alkohol.
Na specyficzne potrzeby agresywnych rosyjskich kierowców zareagował już biznes. Sieciowy sklep „Avto-Mag” z samochodowymi częściami zamiennymi. Wśród apteczek pierwszej pomocy, trójkątów ostrzegawczych i linek holowniczych – kije baseballowe w kilku rozmiarach. Cena: 250 rubli (w przeliczeniu: 25 złotych).
Innym atrybutem wielu rosyjskich kierowców są błękitne koguty – umieszczaną na dachach sygnalizacją świetlną, czyniącą samochód całkowicie bezkarnym w ruchu ulicznym. Dzięki takim kogutom możną omijać korki - jadać po chodniku, pod prąd czy po torach tramwajowych. Pierwotnie niebieskie koguty mieli dostać najwyżsi funkcjonariusze służby państwowej, w sumie niecałe 100 osób w państwie. Mają je dziś tysiące kierowców - od deputowanych, przez średniego szczebla biznesmenów, po przedstawicieli świata kultury (np. reżyser Nikita Michałkow).
Założona dwa lata temu Organizacja Błękitnych Wiaderek chciała walczyć z kogutami. Jej założyciel Siergiej Parchomienko wzywał za pośrednictwem internetu do przyklejania na dachy własnych samochodów niebieskich wiaderek lub pomalowanych słoików, aby w ten sposób zaprotestować przeciwko bezkarności „nietykalnych”. Na próżno: mimo masowych akcji, policja wyłapywała aktywistów, karała ich wysokimi mandatami za byle przewinienie (np. brak zapasowej żarówki) i ostatecznie zniechęciła ludzi do protestów.
Sytuację na rosyjskich drogach można dziś porównać do niewypowiedzianej, krwawej wojny domowej, z policjantami w roli widzów. Dopóki kierowcy – za pomocą kijów baseballowych – sami wymierzają sobie sprawiedliwość, państwowy wymiar sprawiedliwości nie jest im potrzebny.
Cały artykuł w najnowszym numerze tygodnika „Wprost”, które od niedzielnego południa
(12.00) jest już dostępne w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika dostępne też na Facebooku.
Na specyficzne potrzeby agresywnych rosyjskich kierowców zareagował już biznes. Sieciowy sklep „Avto-Mag” z samochodowymi częściami zamiennymi. Wśród apteczek pierwszej pomocy, trójkątów ostrzegawczych i linek holowniczych – kije baseballowe w kilku rozmiarach. Cena: 250 rubli (w przeliczeniu: 25 złotych).
Innym atrybutem wielu rosyjskich kierowców są błękitne koguty – umieszczaną na dachach sygnalizacją świetlną, czyniącą samochód całkowicie bezkarnym w ruchu ulicznym. Dzięki takim kogutom możną omijać korki - jadać po chodniku, pod prąd czy po torach tramwajowych. Pierwotnie niebieskie koguty mieli dostać najwyżsi funkcjonariusze służby państwowej, w sumie niecałe 100 osób w państwie. Mają je dziś tysiące kierowców - od deputowanych, przez średniego szczebla biznesmenów, po przedstawicieli świata kultury (np. reżyser Nikita Michałkow).
Założona dwa lata temu Organizacja Błękitnych Wiaderek chciała walczyć z kogutami. Jej założyciel Siergiej Parchomienko wzywał za pośrednictwem internetu do przyklejania na dachy własnych samochodów niebieskich wiaderek lub pomalowanych słoików, aby w ten sposób zaprotestować przeciwko bezkarności „nietykalnych”. Na próżno: mimo masowych akcji, policja wyłapywała aktywistów, karała ich wysokimi mandatami za byle przewinienie (np. brak zapasowej żarówki) i ostatecznie zniechęciła ludzi do protestów.
Sytuację na rosyjskich drogach można dziś porównać do niewypowiedzianej, krwawej wojny domowej, z policjantami w roli widzów. Dopóki kierowcy – za pomocą kijów baseballowych – sami wymierzają sobie sprawiedliwość, państwowy wymiar sprawiedliwości nie jest im potrzebny.
Cały artykuł w najnowszym numerze tygodnika „Wprost”, które od niedzielnego południa
(12.00) jest już dostępne w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika dostępne też na Facebooku.