Polacy płacą miliardy za chronienie ugorów przed hałasem

Polacy płacą miliardy za chronienie ugorów przed hałasem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ekrany powstają tam gdzie są potrzebne - i tam gdzie nie są potrzebne (fot. DAMIAN BURZYKOWSKI / newspix.pl) Źródło: Newspix.pl
W Polsce obudowuje się autostrady i drogi ekranami, które chronią przed hałasem… ugory i leśne zwierzęta – to efekt uchwalonych przez resort środowiska przepisów. Koszty takiej ekstrawagancji? GDDKiA przyznaje, że trzeba je liczyć w miliardach złotych.
Ekrany przeciwdźwiękowe, zaczęły powstawać na potęgę przy niemal przy każdej nowobudowanej drodze. Również tam, gdzie są zupełnie zbędne. Według informacji „Rzeczpospolitej”, część z nich ma chronić przed hałasem… ugory i leśne zwierzęta.

Przepisy narażające Polskę na niepotrzebne koszty wprowadziło pięć lat temu Ministerstwo Środowiska, które zastosowało jednakowe wskaźniki zarówno dla terenów zabudowanych jak i nie – wszędzie tam, gdzie natężenie ruchu przekracza 16,4 tys. pojazdów na dobę. Poza miastami takich odcinków jest 235 i liczą łącznie 1538 km.

GDDKiA uważa, że gdyby przepisy zmieniono przed drogowym boomem i dostosowano je do nowych warunków, niemal połowa ekranów okazałaby się zbędna – a to przełożyłoby się na realne oszczędności i pieniądze, które zostałyby w kieszeniach podatników. I tak np. krajowa A2 zamiast 200 mln kosztowałaby 120 mln złotych.

Nie ma winnego

Ekrany budzą spore wątpliwości. Mówi się wręcz o tzw. „lobby ekranowym”, które naraziło Polskę na zbędne koszty - konieczność stawiania ekranów przy drogowych inwestycjach zwiększa koszty budów mniej więcej o 25 proc. Jeden metr bieżący ekranów to koszt rzędu 2,5 tys. zł. W ciągu ostatnich dwóch lat na samych A1 i A2 i S8 ustawiono takich ekranów 230 - za 565 mln zł.

Autorem restrykcyjnych przepisów jest Jan Szyszko – minister środowiska w rządzie PiS. Pytany przez Wprost.pl o całą sprawę mówi:  – Moje rozporządzenie zostało wydane 14 czerwca 2007 roku, po uzgodnieniu z ministerstwami - w tym i z ministerstwem transportu. W listopadzie 2007 roku rządy objęła koalicja PO-PSL i chyba u innych ministrów trzeba szukać odpowiedzi na pytanie o ten problem.

Z pytaniem o ekrany kierujemy się wiec do Magdy Sikorskiej, obecnej rzeczniczki ministerstwa środowiska.  – To rozporządzenie dotyczące dopuszczalnych norm hałasu zostało uchwalone jeszcze przed rozpoczęciem poprzedniej kadencji. Są to takie przepisy odziedziczone – tłumaczy.

Specjalność: montaż ekranów

Dla terenów niezabudowanych miały powstawać raporty wojewódzkie i mapy hałasu, dla długookresowej polityki ochrony środowiska. W praktyce stały się one powszechnie stosowanymi wskaźnikami w decyzjach środowiskowych. To na ich podstawie wydawane są pozwolenia na budowę z określeniem, gdzie poziom hałasu ma być obniżony. Problem w tym, że najczęściej nie są to realne badania, a komputerowe symulacje. Na powstawanie ekranów w szczerych polach mają też miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego.

Taka a nie inna sytuacja prawna doprowadziła do powstania nowej specjalizacji: produkcji i montażu ekranów akustycznych. Niektóre firmy uruchomiły nawet specjalne centra produkcji barier i ekranów. Via Polonia w Poznaniu zajmuje się wyłącznie ekranami. Inne duże firmy, działające również dzięki innym formom działalności budowlanej, chwalą się licznymi zleceniami na ekrany: częstochowskie Calvero z Częstochowy podaje, że w Polsce jest w sumie 200 tys. mkw. ekranów ich produkcji a krakowski Techbud wyprodukował 300 tys. mkw. ekranów.

Miliardowe straty

Ta sytuacja zaniepokoiła władze województw. Konwent Marszałków  w dwóch kolejnych latach - 2010 i 2011 roku - postulował podwyższenie norm hałasu. Podobnie jak GDDKiA, jednak propozycje przed długi czas pozostawały bez odpowiedzi.  – GDDKiA już w 2009 roku zgłaszała do Ministerstwa Transportu (wówczas Ministerstwa Infrastruktury) propozycje liberalizacji norm hałasu, mając na względzie racjonalizację wydatków środków publicznych – mówi rzecznik GDDKiA  Urszula Nelken. Pytana przez Wprost.pl, podaje szacunkowe analizy kosztów. Z wyników analizy dotyczącej odcinka A2 wynika, że otrzymujemy redukcję długości ekranów akustycznych o 40 proc. w stosunku do projektu wykonanego na obowiązujący limit prawny. Natomiast koszt budowy ekranów zmniejszą się o 36,5 proc. W przypadku A2 (odcinka prawie 17-kilometrowego) analiza wskazuje na redukcję kosztów na poziomie 5,5 mln euro.  – Ogólne mówiąc, koszty dla budżetu państwa wynikające z realizacji dotychczas istniejących norm ograniczających hałas, w sąsiedztwie dróg na terenach chronionych akustycznie, można szacować w miliardach złotych – przyznaje Nelken.

Przepisy trzeba zmienić…

Ministerstwo środowiska tłumaczy się, że zdaje sobie sprawę, iż obecne przepisy trzeba zmienić. – Obecną sytuacji zdiagnozowaliśmy jako plagę ekranów, która Polskę odróżnia od innych krajów europejskich. Ekrany nie są jedynym czy preferowanym narzędziem ochrony przed hałasem. Minister środowiska podpisał rozporządzenie różnicujące różne formy dopuszczalnych norm hałasu obowiązujących do tej pory. Wejdzie ono w życie już niebawem – zapewnia Sikorska. – To pierwszy krok do kompleksowego rozwiązania problemu. To jest jeszcze kwestia innych aktów prawnych, wchodzących w gestię również innych ministerstw. To też forma upowszechnienia dobrych praktyk, bo nigdzie nie ma obowiązku prawnego, żeby ekrany stosować jako główne narzędzie ochrony przed hałasem. Trzeba zachęcić drogowców do innych form – dodaje.

No właśnie. Problem w tym, że nawet jeżeli nowe przepisy rzeczywiście wejdą w życie już niebawem, jak zapewnia ministerstwo, plany drogowe już zatwierdzone, uwzględniające ekrany, nie będą podlegały zmianom. To, czy powstaną kolejne bariery dźwiękoszczelne czy nie, leżeć będzie w gestii drogowców - a wiadomo że ci, zamiast kodeksem dobrych praktyk, kierować się będą raczej opłacalnymi interesami ekonomicznymi. Opłacalnymi dla nich, nie dla państwa.