Na miesiąc przed publikacją „Rzeczpospolitej” prokuratorzy wojskowi ostrzegli mnie, że na wraku tupolewa odnaleziono ślady substancji chemicznych, które mogą pochodzić z materiałów wybuchowych – przyznaje w rozmowie z „Wprost” prokurator generalny Andrzej Seremet. Dlaczego go ostrzegli? Bo obawiali się reakcji opinii publicznej w razie ujawnienia tej informacji.
W rozmowie z Cezarym Bielakowskim i Andrzejem Stankiewiczem prokurator generalny szeroko opowiada o śledztwie smoleńskim, w tym teoriach dotyczących zamachu na prezydenta.
Czemu spece od materiałów wybuchowych pojechali badać wrak w Smoleńsku, skoro już w kwietniu 2011 r. Seremet wykluczał zamach?
- W pierwszą rocznicę katastrofy powiedziałem, że nie znaleźliśmy żadnych dowodów na potwierdzenie hipotezy o wybuchu. Zastrzegałem: zaczniemy znów badać ten wątek, jeśli pojawią się nowe możliwości dowodowe.
- Rozumiemy, że sytuacja się zmieniła.
- Tak, po powołaniu zespołu biegłych pomagających nam w śledztwie. Uznali oni, że należy przeprowadzić bardziej szczegółowe badania wraku w tym na obecność materiałów wybuchowych. I to jest cała tajemnica.
- W takim razie na jakiej podstawie komisja Millera sformułowała swój pogląd, że nie było wybuchu? Oni nie badali wraku.
- To pytanie do członków komisji.
Dziennikarze „Wprost” wracają do rozmowy Seremeta z redaktorem naczelnym „Rzeczpospolitej” Tomaszem Wróblewskim na temat substancji chemicznych wykrytych na wraku tupolewa.
- Zakładamy, że nie ma pan szczegółowej wiedzy o setkach tomów śledztwa smoleńskiego. A jednak podczas wizyty Wróblewskiego miał pan szeroką wiedzę akurat o wykryciu tych cząstek. Dlaczego?
- Naczelny Prokurator Wojskowy i Szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie poinformowali mnie o tym 28 września.
- Czyli to było ważne odkrycie. Co powiedzieli?
- Przekaz był taki: chcą mnie ostrzec, że jeśli ta informacja bez odpowiedniej interpretacji przeniknie do opinii publicznej, to może wywołać ogromne napięcia społeczne.
Dlatego 2 października skontaktowałem się w tej sprawie z premierem.
- Czy kiedykolwiek nazwy materiałów wybuchowych — takie jak trotyl, nitrogliceryna, C4 czy inne — padły z ust szefa stołecznej prokuratury wojskowej płk Ireneusza Szeląga, gdy pod koniec września przyszedł do pana? Czy może po raz pierwszy usłyszał pan je od naczelnego „Rzeczpospolitej”?
- Chyba padały informacje ze strony pułkownika Szeląga, że te cząstki mogą być składnikiem materiałów wybuchowych.
W rozmowie z „Wprost” Seremet mówi także o drastycznych zdjęciach zwłok prezydenta umieszczonych w rosyjskim Internecie („Może powinniście mieć pretensje do funkcjonariusza sił specjalnych Federacji Rosyjskiej, który te zdjęcia wykonał?”), o prokuratorskich zarzutach dla rosyjskich kontrolerów z lotniska w Smoleńsku („Rosjanie doskonale wiedzą, że mamy pewne informacje, które mogłyby do tego służyć”), o śmierci Remigiusza Musia, technika pokładowego samolotu Jak, który lądował w Smoleńsku tuż przed katastrofą tupolewa („Możecie sobie panowie ułożyć świetną sekwencję zdarzeń: że począwszy do sprawy Andrzeja Leppera, przez sprawę gen. Petelickiego, aż do sprawy chorążego Musia - wszyscy krytycy władzy i sposobu prowadzenia śledztwa smoleńskiego giną w podejrzanych samobójstwach!”), o lekceważeniu przez rząd tzw. sygnalizacji prokuratury, czyli zastrzeżeń wobec urzędników Kancelarii Premiera oraz dowódcy Biura Ochrony Rządu dotyczących przygotowania wizyty w Smoleńsku. („Proszę mi wskazać instrument, abym mógł wyegzekwować ukaranie osób, wobec których zgłaszamy zastrzeżenia”).
- Kiedy tak z ręką na sercu, ostatecznie powie pan, czy był zamach na prezydenta, czy nie było – pytają na koniec dziennikarze „Wprost”.
Seremet zarzeka się: - Nie ma żadnych dowodów potwierdzających zamach.
Cały wywiad Cezarego Bielakowskiego i Andrzeja Stankiewicza z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem w najnowszym wydaniu tygodnika „Wprost”, które jest jużdostępne w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika dostępne jest też na Facebooku.
Czemu spece od materiałów wybuchowych pojechali badać wrak w Smoleńsku, skoro już w kwietniu 2011 r. Seremet wykluczał zamach?
- W pierwszą rocznicę katastrofy powiedziałem, że nie znaleźliśmy żadnych dowodów na potwierdzenie hipotezy o wybuchu. Zastrzegałem: zaczniemy znów badać ten wątek, jeśli pojawią się nowe możliwości dowodowe.
- Rozumiemy, że sytuacja się zmieniła.
- Tak, po powołaniu zespołu biegłych pomagających nam w śledztwie. Uznali oni, że należy przeprowadzić bardziej szczegółowe badania wraku w tym na obecność materiałów wybuchowych. I to jest cała tajemnica.
- W takim razie na jakiej podstawie komisja Millera sformułowała swój pogląd, że nie było wybuchu? Oni nie badali wraku.
- To pytanie do członków komisji.
Dziennikarze „Wprost” wracają do rozmowy Seremeta z redaktorem naczelnym „Rzeczpospolitej” Tomaszem Wróblewskim na temat substancji chemicznych wykrytych na wraku tupolewa.
- Zakładamy, że nie ma pan szczegółowej wiedzy o setkach tomów śledztwa smoleńskiego. A jednak podczas wizyty Wróblewskiego miał pan szeroką wiedzę akurat o wykryciu tych cząstek. Dlaczego?
- Naczelny Prokurator Wojskowy i Szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie poinformowali mnie o tym 28 września.
- Czyli to było ważne odkrycie. Co powiedzieli?
- Przekaz był taki: chcą mnie ostrzec, że jeśli ta informacja bez odpowiedniej interpretacji przeniknie do opinii publicznej, to może wywołać ogromne napięcia społeczne.
Dlatego 2 października skontaktowałem się w tej sprawie z premierem.
- Czy kiedykolwiek nazwy materiałów wybuchowych — takie jak trotyl, nitrogliceryna, C4 czy inne — padły z ust szefa stołecznej prokuratury wojskowej płk Ireneusza Szeląga, gdy pod koniec września przyszedł do pana? Czy może po raz pierwszy usłyszał pan je od naczelnego „Rzeczpospolitej”?
- Chyba padały informacje ze strony pułkownika Szeląga, że te cząstki mogą być składnikiem materiałów wybuchowych.
W rozmowie z „Wprost” Seremet mówi także o drastycznych zdjęciach zwłok prezydenta umieszczonych w rosyjskim Internecie („Może powinniście mieć pretensje do funkcjonariusza sił specjalnych Federacji Rosyjskiej, który te zdjęcia wykonał?”), o prokuratorskich zarzutach dla rosyjskich kontrolerów z lotniska w Smoleńsku („Rosjanie doskonale wiedzą, że mamy pewne informacje, które mogłyby do tego służyć”), o śmierci Remigiusza Musia, technika pokładowego samolotu Jak, który lądował w Smoleńsku tuż przed katastrofą tupolewa („Możecie sobie panowie ułożyć świetną sekwencję zdarzeń: że począwszy do sprawy Andrzeja Leppera, przez sprawę gen. Petelickiego, aż do sprawy chorążego Musia - wszyscy krytycy władzy i sposobu prowadzenia śledztwa smoleńskiego giną w podejrzanych samobójstwach!”), o lekceważeniu przez rząd tzw. sygnalizacji prokuratury, czyli zastrzeżeń wobec urzędników Kancelarii Premiera oraz dowódcy Biura Ochrony Rządu dotyczących przygotowania wizyty w Smoleńsku. („Proszę mi wskazać instrument, abym mógł wyegzekwować ukaranie osób, wobec których zgłaszamy zastrzeżenia”).
- Kiedy tak z ręką na sercu, ostatecznie powie pan, czy był zamach na prezydenta, czy nie było – pytają na koniec dziennikarze „Wprost”.
Seremet zarzeka się: - Nie ma żadnych dowodów potwierdzających zamach.
Cały wywiad Cezarego Bielakowskiego i Andrzeja Stankiewicza z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem w najnowszym wydaniu tygodnika „Wprost”, które jest jużdostępne w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika dostępne jest też na Facebooku.