Szykuje się gorąca zima w Zakopanem. Kultowa kolejka na Kasprowy zostanie wystawiona na sprzedaż.
Zabrzmi to jak paradoks. W grudniu rząd zdecyduje, czy Polska wraz ze Słowacją staną do walki o organizację zimowych igrzysk w 2022 r. W tym samym czasie PKP ruszy z prywatyzacją kolejek górskich, o które Polacy biją się ze Słowakami.
Słowacki inwestor to Tatry Mountain Resorts, od lat inwestujący w ośrodki narciarskie. Ma trasy na 225,8 hektarach. Ale dla Podhalan ten mezalians jest nie do przełknięcia. TMR z trudem wyszukało Polaków chętnych do współpracy. Znalazło, ale daleko od Kasprowego: Zawoja, Czernichów, Szczawnica i Krynica. Góry się podzieliły, na beskidzkich zwolenników słowackiego inwestora i całą resztę, która ostro zabrała się do szukania pieniędzy na kupno kolejki na Kasprowy.
Nic o nas bez nas
– Kasprowy to jest dla nas święta góra. To lata tradycji. Był pierwszym miejscem budującym legendę polskich Tatr, Zakopanego – mówi Łukasz Chmielowski, prezes spółki Polskie Koleje Górskie, powołanej przez Zakopane, Bukowinę Tatrzańską, Kościelisko, Poronin. Wkrótce przystąpi do niej województwo małopolskie. Chcą kupić PKL. Argumentują, że infrastrukturą narciarską w górach, na przykład w Alpach, w większości zarządzają samorządy, które najlepiej znają potrzeby regionu. Pomysł prywatyzacji kolejek ich zabolał. – Dla nas to nie jest zwykłe przedsiębiorstwo, tylko wartość kulturowa, sentymentalna. Trochę patrzymy z rozżaleniem, że ktoś ocenia je tylko w kategoriach słupków ekonomicznych – mówi prezes. – Jeśli ma dojść do tej prywatyzacji, to nic o nas bez nas.
Problem w tym, że brakuje wspólnego działania. Bo chętnych inwestorów jest przynajmniej dwóch: samorządowe PKG i Adam Bachleda-Curuś, zwany ABC, który jest na liście najbogatszych Polaków „Wprost”. To były burmistrz Zakopanego i gorący zwolennik olimpiady pod Tatrami. Władze Zakopanego zaprosiły go do współpracy. Czy do niej dojdzie – nie wiadomo.
Sojuszniczką jest była posłanka PO Marta Fogler, która kupiła mieszkanie z widokiem na Gubałówkę i dziś kolejką na Kasprowy jeździ częściej niż warszawskim tramwajem. Jest prezesem Towarzystwa Przyjaciół Narciarstwa i Przyrody.
– Kolejkę zbudowano w 227 dni w 1936 r., inwestycja zwróciła się po trzech latach – przypomina Fogler. Trzyma w domu pamiątkowe kawałki liny z przedwojennej kolejki. – Na budowę organizowano zbiórki narodowe. Ludzie oddawali pieniądze, grunty, obrączki, domy, stada owiec. To takie samo dobro narodowe jak kopiec Kościuszki. Nie można się go pozbyć się ot tak – dodaje.
I nie trzeba mówić, jak ucieszyła przeciwników prywatyzacji ujawniona notatka Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego dla premiera Donalda Tuska. Dokument stwierdza, że sprzedaż PKL zagraża interesom ekonomicznym państwa – spadkobiercy wywłaszczonych pod budowę na cel publiczny mogą pójść do sądu po zwrot gruntów. – Prywatyzacja to jest narodowa bryndza. Ale ludzie się nie dadzą. Chcą mordobicia na Podhalu? To będą mieli! Zapomnieli o powstaniu chochołowskim? Nie ma mowy o sprzedaży – ostrzegała Zofia Bigosowa, szefowa Stowarzyszenia Właścicieli Wywłaszczonych Hal i Polan w Tatrach, na stronie miłośników Kasprowego Naszkasprowy.pl.
Góry na ratunek i PKP
Czy ta sytuacja wpłynie na cenę spółki? (wartość jest szacowana na 150-200 mln zł, wcześniej mówiono o 300 mln zł). Mirosław Kuk z biura prasowego PKP zapewnia, że prywatyzacja została przygotowana dobrze, a dokumentu ABW nie dostali. – Znamy go jedynie z doniesień medialnych. Prywatyzacja ruszy jeszcze w 2012 r. – zapowiada.
PKP sprzedaje kolejki, żeby zmniejszyć swoje zadłużenie sięgające ponad 4 mld zł. Kupujący ma podpisać umowę inwestycyjną, będą negocjacje i cena nie będzie jedynym kryterium decydującym o wyborze oferty. Choć mocnym. To dobrze, ponieważ z analizy kancelarii prawniczej Oleś & Rodzynkiewicz dla Zakopanego wynika: bez zobowiązania kupującego umową inwestycyjną prywatyzacja PKL mogłaby ułatwić tzw. wrogie przejęcie firmy w celu zamknięcia konkurencji.
– Cieszy nas powszechne komentowanie dobrej sytuacji spółki, w naszej ocenie to dobry moment na zaoferowanie jej inwestorom. Liczymy na duże zainteresowanie – mówi Kuk z PKP.
Główna siedziba kolejki znajduje się na Krupówkach i choć jest maleńka, to poważny pracodawca dla całych rodzin. Pracowników centrali, obsługi kolejek, przewodników czy najemców dobrze prosperujących lokali wokół stacji. Tuż przed prywatyzacją PKP wymieniła prezesa i zleciła audyt w PKL. W firmie wyszły na jaw właśnie rodzinne koneksje: żona byłego prezesa i jego synowie (jeden również pracuje w PKL), a dziś ich małżonki, jak również żona szefa działu technicznego i rodzina jednego z referentów od lat dzierżawią od przedsiębiorstwa bezprzetargowo lokale na restauracje oraz kioski przy stacjach na Gubałówkę i Kasprowy. Zapachniało nepotyzmem.
Zakopane jak alpejska wioska
Żeby przejąć PKL, trzeba mieć wizję rozwoju. Słowackie TMR ma ambitne plany – stworzenie polsko-słowacko-czeskiego klastra narciarskiego, czyli jednego karnetu do ośrodków we wszystkich tych krajach, obejmującego też zwiedzanie Wieliczki i Krakowa czy aquapark Tatralandia. TMR obiecało w pierwszych dwóch latach zainwestowanie w Polsce 30 mln euro, czyli ok. 78 proc. sumy rocznych przychodów polskich gmin, z którymi jest w konsorcjum. A w ciągu następnych trzech lat Słowacy chcą wydać nawet 50 mln euro. W sezonie 2010-2011 skonsolidowany zysk TMR wyniósł 9,2 mln euro. Wzrósł o 60 proc. Firma weszła też na polską giełdę.
– Nie zależy nam na wywoływaniu kontrowersji. Chcemy razem przyciągnąć turystów do naszego regionu – deklaruje prezes TMR Bohuš Hlavatý. – Zrobimy wszystko, aby przekonać każdą stronę, że oferta polsko-słowackiego konsorcjum jest najlepsza dla rozwoju narciarstwa w Polsce i turystyki w Zakopanem. Najlepiej by było, gdyby wszystkie gminy znajdowały się w konsorcjum, ale rozumiemy Zakopane, że chce startować samodzielnie. Oczywiście to nie wyklucza naszej współpracy po finalizacji procesu prywatyzacyjnego. Niezależnie od tego, kto wygra, my jesteśmy zainteresowani projektami w Polsce i współpracą z każdą gminą.
Hlavatý ma też propozycje w sprawie Kasprowego. Jeśli kupi PKL, to kolej na Kasprowy odsprzeda Polakom. Za rynkową cenę. – Nie chcemy, aby Kasprowy był problemem w naszej współpracy, szczególnie że liczymy na wspólną organizację zimowej olimpiady – deklaruje Hlavatý.
Co na to zakopiańczycy? Stanisław Karpiel, znany zakopiański architekt, twórca wielu obiektów narciarskich: – Jak mamy planować igrzyska, sprzedając swoje wyciągi?
Niedawno skończył 86 lat, mieszka w starej góralskiej chacie i do dziś jeździ na nartach. Jego zdaniem połączenie wszystkich obiektów i jeden karnet to dobry pomysł. Ale najpierw należy stworzyć polskie centrum narciarskie, potem wyjść do Słowaków z ofertą współpracy jako partnerzy.
Zakopane jak sprzed wojny?
Samorządowe PKG nie ujawniają swoich planów, tylko deklarują, że nie będą mniej hojne od konkurentów. Wiadomo, że radni Zakopanego i powiatu tatrzańskiego zaakceptowali plan budowlany Resortu Narciarskiego Kurortu Tatrzańskiego. Projekt stworzył Karpiel. Przez cały PRL bezskutecznie usiłował przeforsować plan zagospodarowania Tatr, teraz przygotował projekt pod auspicjami TPNiP Foglerowej, przy wsparciu olimpijczyka Andrzeja „Ałusia” Bachledy-Curusia.
– Przed wojną Tatry były czwartym miejscem w Europie do uprawiania narciarstwa wyczynowego, dziś się nie mieści w rankingach. Inwestują wszyscy dookoła, w tym Ukraina, a my? – ubolewa Karpiel.
Jego plan obejmuje sieć połączonych z sobą tras narciarskich i wyciągów w całej okolicy, z Jurgowa na wschodzie powiatu do Witowa na zachodzie. W ciągu godziny mogłoby z nich korzystać 120 tys. osób, 2,5 razy więcej niż teraz. Do tego ośrodek tras biegowych, snowboardowy, szkoleniowy. Karnet kilkudniowy obejmowałby jeden wjazd na Kasprowy. A tu: przebudowane krzesełko na Goryczkowej, tunel łączący górną stację krzesełka ze stacją kolejki na Kasprowy, orczyk z Hali Gąsienicowej na Karczmisko, narciarze w Świńskim Kotle i na Hali Kondratowej. Te trasy są na mapie Tadeusza Zwolińskiego z 1932 r.
– Przed wojną planowano na Kasprowym 13 tras. Nam wystarczy 70 proc. z tego, po 70 latach! – dorzuca Franciszek Bachleda-Księdzularz, były burmistrz Zakopanego i senator trzech kadencji, teraz radny wojewódzki PO. – Dopiero teraz stacje narciarskie zrozumiały, że nikt z jedną „wyrwirączką” nie wygra na rynku.
Widoki z budynku górnej stacji kolejki na Kasprowy Wierch zapierają dech w piersiach, ale w środku, jak to w Polsce, „bigos”. Nie ma nowoczesnego centrum turystycznego, próżno szukać góralskiej knajpy. W otoczeniu zdjęć legend polskiego narciarstwa i taternictwa serwują dziś pizzę w sieciowej restauracji. Na talerze spogląda ze ściany Andrzej Bachleda-Curuś, śpiewak operowy, zjazdowiec i ojciec Ałusia.
Kto to wreszcie zmieni?
Artykuł w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika dostępne jest też na Facebooku.
Słowacki inwestor to Tatry Mountain Resorts, od lat inwestujący w ośrodki narciarskie. Ma trasy na 225,8 hektarach. Ale dla Podhalan ten mezalians jest nie do przełknięcia. TMR z trudem wyszukało Polaków chętnych do współpracy. Znalazło, ale daleko od Kasprowego: Zawoja, Czernichów, Szczawnica i Krynica. Góry się podzieliły, na beskidzkich zwolenników słowackiego inwestora i całą resztę, która ostro zabrała się do szukania pieniędzy na kupno kolejki na Kasprowy.
Nic o nas bez nas
– Kasprowy to jest dla nas święta góra. To lata tradycji. Był pierwszym miejscem budującym legendę polskich Tatr, Zakopanego – mówi Łukasz Chmielowski, prezes spółki Polskie Koleje Górskie, powołanej przez Zakopane, Bukowinę Tatrzańską, Kościelisko, Poronin. Wkrótce przystąpi do niej województwo małopolskie. Chcą kupić PKL. Argumentują, że infrastrukturą narciarską w górach, na przykład w Alpach, w większości zarządzają samorządy, które najlepiej znają potrzeby regionu. Pomysł prywatyzacji kolejek ich zabolał. – Dla nas to nie jest zwykłe przedsiębiorstwo, tylko wartość kulturowa, sentymentalna. Trochę patrzymy z rozżaleniem, że ktoś ocenia je tylko w kategoriach słupków ekonomicznych – mówi prezes. – Jeśli ma dojść do tej prywatyzacji, to nic o nas bez nas.
Problem w tym, że brakuje wspólnego działania. Bo chętnych inwestorów jest przynajmniej dwóch: samorządowe PKG i Adam Bachleda-Curuś, zwany ABC, który jest na liście najbogatszych Polaków „Wprost”. To były burmistrz Zakopanego i gorący zwolennik olimpiady pod Tatrami. Władze Zakopanego zaprosiły go do współpracy. Czy do niej dojdzie – nie wiadomo.
Sojuszniczką jest była posłanka PO Marta Fogler, która kupiła mieszkanie z widokiem na Gubałówkę i dziś kolejką na Kasprowy jeździ częściej niż warszawskim tramwajem. Jest prezesem Towarzystwa Przyjaciół Narciarstwa i Przyrody.
– Kolejkę zbudowano w 227 dni w 1936 r., inwestycja zwróciła się po trzech latach – przypomina Fogler. Trzyma w domu pamiątkowe kawałki liny z przedwojennej kolejki. – Na budowę organizowano zbiórki narodowe. Ludzie oddawali pieniądze, grunty, obrączki, domy, stada owiec. To takie samo dobro narodowe jak kopiec Kościuszki. Nie można się go pozbyć się ot tak – dodaje.
I nie trzeba mówić, jak ucieszyła przeciwników prywatyzacji ujawniona notatka Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego dla premiera Donalda Tuska. Dokument stwierdza, że sprzedaż PKL zagraża interesom ekonomicznym państwa – spadkobiercy wywłaszczonych pod budowę na cel publiczny mogą pójść do sądu po zwrot gruntów. – Prywatyzacja to jest narodowa bryndza. Ale ludzie się nie dadzą. Chcą mordobicia na Podhalu? To będą mieli! Zapomnieli o powstaniu chochołowskim? Nie ma mowy o sprzedaży – ostrzegała Zofia Bigosowa, szefowa Stowarzyszenia Właścicieli Wywłaszczonych Hal i Polan w Tatrach, na stronie miłośników Kasprowego Naszkasprowy.pl.
Góry na ratunek i PKP
Czy ta sytuacja wpłynie na cenę spółki? (wartość jest szacowana na 150-200 mln zł, wcześniej mówiono o 300 mln zł). Mirosław Kuk z biura prasowego PKP zapewnia, że prywatyzacja została przygotowana dobrze, a dokumentu ABW nie dostali. – Znamy go jedynie z doniesień medialnych. Prywatyzacja ruszy jeszcze w 2012 r. – zapowiada.
PKP sprzedaje kolejki, żeby zmniejszyć swoje zadłużenie sięgające ponad 4 mld zł. Kupujący ma podpisać umowę inwestycyjną, będą negocjacje i cena nie będzie jedynym kryterium decydującym o wyborze oferty. Choć mocnym. To dobrze, ponieważ z analizy kancelarii prawniczej Oleś & Rodzynkiewicz dla Zakopanego wynika: bez zobowiązania kupującego umową inwestycyjną prywatyzacja PKL mogłaby ułatwić tzw. wrogie przejęcie firmy w celu zamknięcia konkurencji.
– Cieszy nas powszechne komentowanie dobrej sytuacji spółki, w naszej ocenie to dobry moment na zaoferowanie jej inwestorom. Liczymy na duże zainteresowanie – mówi Kuk z PKP.
Główna siedziba kolejki znajduje się na Krupówkach i choć jest maleńka, to poważny pracodawca dla całych rodzin. Pracowników centrali, obsługi kolejek, przewodników czy najemców dobrze prosperujących lokali wokół stacji. Tuż przed prywatyzacją PKP wymieniła prezesa i zleciła audyt w PKL. W firmie wyszły na jaw właśnie rodzinne koneksje: żona byłego prezesa i jego synowie (jeden również pracuje w PKL), a dziś ich małżonki, jak również żona szefa działu technicznego i rodzina jednego z referentów od lat dzierżawią od przedsiębiorstwa bezprzetargowo lokale na restauracje oraz kioski przy stacjach na Gubałówkę i Kasprowy. Zapachniało nepotyzmem.
Zakopane jak alpejska wioska
Żeby przejąć PKL, trzeba mieć wizję rozwoju. Słowackie TMR ma ambitne plany – stworzenie polsko-słowacko-czeskiego klastra narciarskiego, czyli jednego karnetu do ośrodków we wszystkich tych krajach, obejmującego też zwiedzanie Wieliczki i Krakowa czy aquapark Tatralandia. TMR obiecało w pierwszych dwóch latach zainwestowanie w Polsce 30 mln euro, czyli ok. 78 proc. sumy rocznych przychodów polskich gmin, z którymi jest w konsorcjum. A w ciągu następnych trzech lat Słowacy chcą wydać nawet 50 mln euro. W sezonie 2010-2011 skonsolidowany zysk TMR wyniósł 9,2 mln euro. Wzrósł o 60 proc. Firma weszła też na polską giełdę.
– Nie zależy nam na wywoływaniu kontrowersji. Chcemy razem przyciągnąć turystów do naszego regionu – deklaruje prezes TMR Bohuš Hlavatý. – Zrobimy wszystko, aby przekonać każdą stronę, że oferta polsko-słowackiego konsorcjum jest najlepsza dla rozwoju narciarstwa w Polsce i turystyki w Zakopanem. Najlepiej by było, gdyby wszystkie gminy znajdowały się w konsorcjum, ale rozumiemy Zakopane, że chce startować samodzielnie. Oczywiście to nie wyklucza naszej współpracy po finalizacji procesu prywatyzacyjnego. Niezależnie od tego, kto wygra, my jesteśmy zainteresowani projektami w Polsce i współpracą z każdą gminą.
Hlavatý ma też propozycje w sprawie Kasprowego. Jeśli kupi PKL, to kolej na Kasprowy odsprzeda Polakom. Za rynkową cenę. – Nie chcemy, aby Kasprowy był problemem w naszej współpracy, szczególnie że liczymy na wspólną organizację zimowej olimpiady – deklaruje Hlavatý.
Co na to zakopiańczycy? Stanisław Karpiel, znany zakopiański architekt, twórca wielu obiektów narciarskich: – Jak mamy planować igrzyska, sprzedając swoje wyciągi?
Niedawno skończył 86 lat, mieszka w starej góralskiej chacie i do dziś jeździ na nartach. Jego zdaniem połączenie wszystkich obiektów i jeden karnet to dobry pomysł. Ale najpierw należy stworzyć polskie centrum narciarskie, potem wyjść do Słowaków z ofertą współpracy jako partnerzy.
Zakopane jak sprzed wojny?
Samorządowe PKG nie ujawniają swoich planów, tylko deklarują, że nie będą mniej hojne od konkurentów. Wiadomo, że radni Zakopanego i powiatu tatrzańskiego zaakceptowali plan budowlany Resortu Narciarskiego Kurortu Tatrzańskiego. Projekt stworzył Karpiel. Przez cały PRL bezskutecznie usiłował przeforsować plan zagospodarowania Tatr, teraz przygotował projekt pod auspicjami TPNiP Foglerowej, przy wsparciu olimpijczyka Andrzeja „Ałusia” Bachledy-Curusia.
– Przed wojną Tatry były czwartym miejscem w Europie do uprawiania narciarstwa wyczynowego, dziś się nie mieści w rankingach. Inwestują wszyscy dookoła, w tym Ukraina, a my? – ubolewa Karpiel.
Jego plan obejmuje sieć połączonych z sobą tras narciarskich i wyciągów w całej okolicy, z Jurgowa na wschodzie powiatu do Witowa na zachodzie. W ciągu godziny mogłoby z nich korzystać 120 tys. osób, 2,5 razy więcej niż teraz. Do tego ośrodek tras biegowych, snowboardowy, szkoleniowy. Karnet kilkudniowy obejmowałby jeden wjazd na Kasprowy. A tu: przebudowane krzesełko na Goryczkowej, tunel łączący górną stację krzesełka ze stacją kolejki na Kasprowy, orczyk z Hali Gąsienicowej na Karczmisko, narciarze w Świńskim Kotle i na Hali Kondratowej. Te trasy są na mapie Tadeusza Zwolińskiego z 1932 r.
– Przed wojną planowano na Kasprowym 13 tras. Nam wystarczy 70 proc. z tego, po 70 latach! – dorzuca Franciszek Bachleda-Księdzularz, były burmistrz Zakopanego i senator trzech kadencji, teraz radny wojewódzki PO. – Dopiero teraz stacje narciarskie zrozumiały, że nikt z jedną „wyrwirączką” nie wygra na rynku.
Widoki z budynku górnej stacji kolejki na Kasprowy Wierch zapierają dech w piersiach, ale w środku, jak to w Polsce, „bigos”. Nie ma nowoczesnego centrum turystycznego, próżno szukać góralskiej knajpy. W otoczeniu zdjęć legend polskiego narciarstwa i taternictwa serwują dziś pizzę w sieciowej restauracji. Na talerze spogląda ze ściany Andrzej Bachleda-Curuś, śpiewak operowy, zjazdowiec i ojciec Ałusia.
Kto to wreszcie zmieni?
Artykuł w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika dostępne jest też na Facebooku.