13 grudnia 1981 przypominała najbardziej pogoda, czyli PiS-owski Marsz Niepodległości i Wolności od środka.
Około 17.30 pod pomnikiem Witosa robi się coraz większy tłum. W górze las biało-czerwonych flag, sztandary PiS z różnych miast i transparenty klubów „Gazety Polskiej”. Wśród oczekujących na rozpoczęcie manifestacji biegają dziennikarze z kamerami i mikrofonami. – Po co ja się będę wam wypowiadał – odpowiada starszy pan z biało czerwoną-flagą, zagadnięty przez dziennikarkę TVP. – I tak tego nie puścicie. A zebrani wokół mu wtórują: „Media to teraz najgorsza zaraza”, „Kiedyś była cenzura oficjalna, teraz jej nie ma, ale jest cenzura w głowach redaktorów. Znacznie gorsza”.
Oczekiwanie na rozpoczęcie manifestacji umilają puszczane z głośników piosenki Jana Pietrzaka. Jest nieśmiertelne „Żeby Polska była Polską”, podjęte przez część zebranych. A także szlagier „Plagi Tuska”.„Obiecanych cudów brak, za to moc egipskich plag, co rujnują nasz kraj, jak za Ruska” – śpiewa Pietrzak.
Gdy zebrani zajmują już znaczną część Placu Trzech Krzyży, manifestacja się rozpoczyna. Na początek hymn. Potem jest apel poległych w stanie wojennym i krótkie wystąpienie prezesa Jarosława Kaczyńskiego, poświęcone głównie rocznicy 13 grudnia. Przed rozpoczęciem marszu prowadzący zwraca uwagę, by bezwzględnie wykonywać polecenia służby porządkowej – ludzi w żółtych i pomarańczowych kamizelkach z napisami „służba porządkowa PiS”. A także by nie zasłaniać twarzy. Co przy trzaskającym mrozie może być pewnym wyzwaniem.
Wreszcie idą. Posłowie szczelnie oddzieleni żółtą linią od reszty tłumu i mediów. Największy ścisk wokół prezesa. Każdy chce jak najbliżej. Obok Jarosława Kaczyńskiego maszerują Zbigniew Romaszewski i Mariusz Błaszczak.
Ten ostatni na bieżąco przegląda internet w komórce. - Prezesie – woła zadowolony. - Nawet „Gazeta Wyborcza” podaje na swojej stronie, że jest kilka tysięcy – cieszy się Błaszczak. Prezes przez moment uśmiecha się z wyraźną satysfakcją.
Politycy PiS mieli przed marszem poważne obawy, jak wypadnie frekwencja. Dlatego uprzedzająco zapewniali – nie ma to większego znaczenia. - Jakbyśmy stawiali na frekwencję to na pewno byśmy nie robili marszu w środku tygodnia i to jeszcze na mrozie – przekonywał w sejmowych kuluarach jeden z posłów PiS.
Zimno faktycznie jest. Pogoda niemal taka sama, jak 13 grudnia 1981 r. Stąd trzygodzinny marsz na mrozie niektórym zaczyna doskwierać. Tłum rozgrzewa się okrzykami: „Złodzieje”, „Precz z czerwoną hołotą”, „Całe zło to PO” itp. Niektórzy ochoczo machają flagami i transparentami. „Smoleńsk wskrzesił wszystkich polskich patriotów – ofiary antychrystów”, „My naród – oni ziomale Nergala” - z wkomponowanym logo PO.
Obok inny transparent: - „Polacy nie chcą bolszewicko-hitlerowskiego zaboru Polski. Zbankrutowanego kołchozu europejskiego!”. - To teraz mamy zabór? - pytam pana koło sześćdziesiątki. - A po co pani tu przyszła?
Idziemy dalej. „Lemingi – wybaczamy. Chodźcie z nami” - czytam. Czuję się zaproszona. Przeciskam się przez tłum. Pod drodze trafiam na stoisko z książkami. „Jak zabijano Polskę” - na okładce Tusk, Sikorski i Niesiołowski, „Judeopolonia II”, „Dlaczego Lech Kaczyński musiał zginąć”. Sprzedawca poleca zwłaszcza film „Imperium zła”. Płyta dvd, podpisana długopisem. - O czym? - dopytuję. - Cała prawda o masonerii, która rozkrada Polskę – zachęca. - A, to może innym razem.
Straż sznurkowa pilnuje dostępu do polityków. - Ja jestem z My Pis, chcę zdjęcie zrobić – argumentuje młody partyjny działacz. Nic z tego.
Udaje się jednak jakoś niepostrzeżenie przecisnąć. Na czele pochodu z mikrofonem Joachim Brudziński. To on organizował marsz. - Dalej, dalej – zagrzewa.
Tłum pomału zbliża się do Kancelarii Premiera. - Będziemy buczeć – zarzuca jedna z posłanek. - No, jakieś kamienie by się przydały – odpowiada jej sejmowa koleżanka. - E tam, torebki mamy – zagadkowo odpowiada pierwsza. - No co wy, torebkami będziecie rzucać – włącza się znany z mediów poseł.
Nieopodal przez tłum przeciska się prof. Jan Żaryn. Wpadł tylko na chwilę, zaraz ma wykład. - Ja tu jakieś kwiatki mam składać, ja tu kwiatki – tłumaczy.
Kilka rzędów za prezesem idą młodzi politycy PiS z Adamem Hofmanem na czele. - Co pan tak daleko prezesa? - Zaczynałem bliżej, ale nie lubię przeciskać się przez tłum – wyjaśnia szybko. - A co pani tu w ogóle robi? Jak przykrywkowiec – żartuje Hofman. - Kamuflaż chyba wzorem agenta Tomka – ripostuję i wychodzę ze marszowej strefy vip. A prawdziwy agent Tomek też jest. Dobrze zakonspirowany czapką-uszatką, podobną do tych milicyjnych czy wojskowych.
Tłum dochodzi pod KPRM. Premier Donald Tusk może mieć powody do satysfakcji. Udało mu się zręcznie wyprzedzić Jarosława Kaczyńskiego. Już dzień wcześniej Platforma emituje telewizyjny spot „Razem”. A od rana na stronie internetowej Kancelarii Premiera Tusk w 3-minutowym filmiku dzieli się swoimi wspomnieniami ze stanu wojennego. Opowiada w nim, jak musiał sprzedawać bułki w przejściu podziemnym, a w tle widać czarno-białe zdjęcia młodego małżeństwa Tusków z malutkim Michałem.
Tłum mija jednak Kancelarię w miarę spokojnie i dochodzi do celu marszu – pomnika Józefa Piłsudskiego przed Belwederem. Tam czekają kolejne transparenty. Na jednym z nich można wyczytać: „PO smoleńskim krętaczom i kopaczom tylko Bolki wybaczą”. Liderzy na czele z Jarosławem Kaczyńskim składają wieniec pod pomnikiem Piłsudskiego. Teraz czas na przemówienia. Głos zabiera Zbigniew Romaszewski, a po nim przedstawiciel Radia Maryja, kapitan Żeglugi Wielkiej Zbigniew Sulatycki. Gdy mówi, że trzeba podziękować wybitnemu człowiekowi, „który nic własnego nie ma poza ubraniem”, czyli dyrektorowi Radia Maryja, tłum reaguje falą oklasków i okrzykami uwielbienia: „Brawo ojciec dyrektor!”, „Tak trzymać, Padre!”. Wreszcie oczekiwane przemówienie Jarosława Kaczyńskiego. Prezes mówi między innymi, że w obecnej Polsce nie ma pluralizmu mediów, że przygotowywana jest ustawa o cenzurze, a także są więźniowie polityczni. Tłumacząc, że są nimi „ludzie, którzy organizowali akcje wyśmiewającą obecnego premiera” daje do zrozumienia, że chodzi o Starucha. Tym niemniej dziś „wolność jest ograniczana, czasem pomysłowo i perfidnie”, a „suwerenność narodowa jest wystawiana na sprzedaż”. I to nie tylko na zachód, ale i na wschód.
Na przemówienie tłum reaguje okrzykami „Zwyciężymy!”, „Tu jest Polska!”, Jarosław, Jarosław!”. – Nigdy nie przypuszczałem, że moje skromne imię będzie tak często wymieniane. Ale nie ja jestem ważny, ważna jest Polska – zauważa prezes PiS.
W końcu odśpiewana zostaje pieśń „Boże coś Polskę”. Oczywiście z frazą: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”.
Jednak wśród rozchodzących się uczestników słychać pewien zawód. – Było jakoś wyjątkowo spokojnie – mówi ktoś. Rzeczywiście, przemówienie Kaczyńskiego jest mimo wszystko z gatunku tych mniej wojowniczych, nawet kontrowersyjnych transparentów jest niewiele. Na jednym widać teksty antysemickie, ale gdy trzymający go człowiek zostaje zapytany przez organizatorów, z którego klubu „Gazety Polskiej” pochodzi, natychmiast się oddala. Widać oczywiście znany już z ubiegłego roku transparent „Koncentrationlager Europa”. Jak się okazuje, przynieśli go przedstawiciele klubu „Gazety Polskiej” z Poznania, gdzie dominują ludzie z tytułami naukowymi.
Następny taki marsz za rok. Chyba, że w między czasie „Ojczyzna wolna” zostanie zwrócona. Wszak na styczeń Jarosław Kaczyński zapowiedział próbę odwołania rządu Donalda Tuska…
Oczekiwanie na rozpoczęcie manifestacji umilają puszczane z głośników piosenki Jana Pietrzaka. Jest nieśmiertelne „Żeby Polska była Polską”, podjęte przez część zebranych. A także szlagier „Plagi Tuska”.„Obiecanych cudów brak, za to moc egipskich plag, co rujnują nasz kraj, jak za Ruska” – śpiewa Pietrzak.
Gdy zebrani zajmują już znaczną część Placu Trzech Krzyży, manifestacja się rozpoczyna. Na początek hymn. Potem jest apel poległych w stanie wojennym i krótkie wystąpienie prezesa Jarosława Kaczyńskiego, poświęcone głównie rocznicy 13 grudnia. Przed rozpoczęciem marszu prowadzący zwraca uwagę, by bezwzględnie wykonywać polecenia służby porządkowej – ludzi w żółtych i pomarańczowych kamizelkach z napisami „służba porządkowa PiS”. A także by nie zasłaniać twarzy. Co przy trzaskającym mrozie może być pewnym wyzwaniem.
Wreszcie idą. Posłowie szczelnie oddzieleni żółtą linią od reszty tłumu i mediów. Największy ścisk wokół prezesa. Każdy chce jak najbliżej. Obok Jarosława Kaczyńskiego maszerują Zbigniew Romaszewski i Mariusz Błaszczak.
Ten ostatni na bieżąco przegląda internet w komórce. - Prezesie – woła zadowolony. - Nawet „Gazeta Wyborcza” podaje na swojej stronie, że jest kilka tysięcy – cieszy się Błaszczak. Prezes przez moment uśmiecha się z wyraźną satysfakcją.
Politycy PiS mieli przed marszem poważne obawy, jak wypadnie frekwencja. Dlatego uprzedzająco zapewniali – nie ma to większego znaczenia. - Jakbyśmy stawiali na frekwencję to na pewno byśmy nie robili marszu w środku tygodnia i to jeszcze na mrozie – przekonywał w sejmowych kuluarach jeden z posłów PiS.
Zimno faktycznie jest. Pogoda niemal taka sama, jak 13 grudnia 1981 r. Stąd trzygodzinny marsz na mrozie niektórym zaczyna doskwierać. Tłum rozgrzewa się okrzykami: „Złodzieje”, „Precz z czerwoną hołotą”, „Całe zło to PO” itp. Niektórzy ochoczo machają flagami i transparentami. „Smoleńsk wskrzesił wszystkich polskich patriotów – ofiary antychrystów”, „My naród – oni ziomale Nergala” - z wkomponowanym logo PO.
Obok inny transparent: - „Polacy nie chcą bolszewicko-hitlerowskiego zaboru Polski. Zbankrutowanego kołchozu europejskiego!”. - To teraz mamy zabór? - pytam pana koło sześćdziesiątki. - A po co pani tu przyszła?
Idziemy dalej. „Lemingi – wybaczamy. Chodźcie z nami” - czytam. Czuję się zaproszona. Przeciskam się przez tłum. Pod drodze trafiam na stoisko z książkami. „Jak zabijano Polskę” - na okładce Tusk, Sikorski i Niesiołowski, „Judeopolonia II”, „Dlaczego Lech Kaczyński musiał zginąć”. Sprzedawca poleca zwłaszcza film „Imperium zła”. Płyta dvd, podpisana długopisem. - O czym? - dopytuję. - Cała prawda o masonerii, która rozkrada Polskę – zachęca. - A, to może innym razem.
Straż sznurkowa pilnuje dostępu do polityków. - Ja jestem z My Pis, chcę zdjęcie zrobić – argumentuje młody partyjny działacz. Nic z tego.
Udaje się jednak jakoś niepostrzeżenie przecisnąć. Na czele pochodu z mikrofonem Joachim Brudziński. To on organizował marsz. - Dalej, dalej – zagrzewa.
Tłum pomału zbliża się do Kancelarii Premiera. - Będziemy buczeć – zarzuca jedna z posłanek. - No, jakieś kamienie by się przydały – odpowiada jej sejmowa koleżanka. - E tam, torebki mamy – zagadkowo odpowiada pierwsza. - No co wy, torebkami będziecie rzucać – włącza się znany z mediów poseł.
Nieopodal przez tłum przeciska się prof. Jan Żaryn. Wpadł tylko na chwilę, zaraz ma wykład. - Ja tu jakieś kwiatki mam składać, ja tu kwiatki – tłumaczy.
Kilka rzędów za prezesem idą młodzi politycy PiS z Adamem Hofmanem na czele. - Co pan tak daleko prezesa? - Zaczynałem bliżej, ale nie lubię przeciskać się przez tłum – wyjaśnia szybko. - A co pani tu w ogóle robi? Jak przykrywkowiec – żartuje Hofman. - Kamuflaż chyba wzorem agenta Tomka – ripostuję i wychodzę ze marszowej strefy vip. A prawdziwy agent Tomek też jest. Dobrze zakonspirowany czapką-uszatką, podobną do tych milicyjnych czy wojskowych.
Tłum dochodzi pod KPRM. Premier Donald Tusk może mieć powody do satysfakcji. Udało mu się zręcznie wyprzedzić Jarosława Kaczyńskiego. Już dzień wcześniej Platforma emituje telewizyjny spot „Razem”. A od rana na stronie internetowej Kancelarii Premiera Tusk w 3-minutowym filmiku dzieli się swoimi wspomnieniami ze stanu wojennego. Opowiada w nim, jak musiał sprzedawać bułki w przejściu podziemnym, a w tle widać czarno-białe zdjęcia młodego małżeństwa Tusków z malutkim Michałem.
Tłum mija jednak Kancelarię w miarę spokojnie i dochodzi do celu marszu – pomnika Józefa Piłsudskiego przed Belwederem. Tam czekają kolejne transparenty. Na jednym z nich można wyczytać: „PO smoleńskim krętaczom i kopaczom tylko Bolki wybaczą”. Liderzy na czele z Jarosławem Kaczyńskim składają wieniec pod pomnikiem Piłsudskiego. Teraz czas na przemówienia. Głos zabiera Zbigniew Romaszewski, a po nim przedstawiciel Radia Maryja, kapitan Żeglugi Wielkiej Zbigniew Sulatycki. Gdy mówi, że trzeba podziękować wybitnemu człowiekowi, „który nic własnego nie ma poza ubraniem”, czyli dyrektorowi Radia Maryja, tłum reaguje falą oklasków i okrzykami uwielbienia: „Brawo ojciec dyrektor!”, „Tak trzymać, Padre!”. Wreszcie oczekiwane przemówienie Jarosława Kaczyńskiego. Prezes mówi między innymi, że w obecnej Polsce nie ma pluralizmu mediów, że przygotowywana jest ustawa o cenzurze, a także są więźniowie polityczni. Tłumacząc, że są nimi „ludzie, którzy organizowali akcje wyśmiewającą obecnego premiera” daje do zrozumienia, że chodzi o Starucha. Tym niemniej dziś „wolność jest ograniczana, czasem pomysłowo i perfidnie”, a „suwerenność narodowa jest wystawiana na sprzedaż”. I to nie tylko na zachód, ale i na wschód.
Na przemówienie tłum reaguje okrzykami „Zwyciężymy!”, „Tu jest Polska!”, Jarosław, Jarosław!”. – Nigdy nie przypuszczałem, że moje skromne imię będzie tak często wymieniane. Ale nie ja jestem ważny, ważna jest Polska – zauważa prezes PiS.
W końcu odśpiewana zostaje pieśń „Boże coś Polskę”. Oczywiście z frazą: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”.
Jednak wśród rozchodzących się uczestników słychać pewien zawód. – Było jakoś wyjątkowo spokojnie – mówi ktoś. Rzeczywiście, przemówienie Kaczyńskiego jest mimo wszystko z gatunku tych mniej wojowniczych, nawet kontrowersyjnych transparentów jest niewiele. Na jednym widać teksty antysemickie, ale gdy trzymający go człowiek zostaje zapytany przez organizatorów, z którego klubu „Gazety Polskiej” pochodzi, natychmiast się oddala. Widać oczywiście znany już z ubiegłego roku transparent „Koncentrationlager Europa”. Jak się okazuje, przynieśli go przedstawiciele klubu „Gazety Polskiej” z Poznania, gdzie dominują ludzie z tytułami naukowymi.
Następny taki marsz za rok. Chyba, że w między czasie „Ojczyzna wolna” zostanie zwrócona. Wszak na styczeń Jarosław Kaczyński zapowiedział próbę odwołania rządu Donalda Tuska…