Gandalf nigdy nie traci nad sobą kontroli – nieważne, czy żartuje, pije wino, pali fajkę, czy ratuje świat przed upadkiem. O sile postaci, którą gra Ian McKellen rozmawia z Kamilem Śmiałkowskim.
O powrocie do Śródziemia: To jest jak sympatyczny powrót w rodzinne strony. Znowu polecieliśmy na plan filmowy do Nowej Zelandii – piękny kawałek świata z dala od wszystkiego. To nie jest Zachód czy Wschód – po prostu inny świat. Bez pogoni za sukcesem, bardziej wyluzowany niż ten, w którym żyjemy na co dzień. Podoba mi się, choć to strasznie daleko. No i po raz kolejny spotkałem ludzi, z którymi pracowaliśmy przy „Władcy pierścieni”. Choć znalazło się też w naszym gronie sporo nowych aktorów. Urokiem kręcenia w Nowej Zelandii było też mieszkanie bardzo blisko planu. Droga do studia zajmowała mi dziesięć minut. Prawie tak, jakbym kręcił film u siebie w domu.
O przygotowaniach do roli: Założyłem tylko sztuczny nos, brodę, wąsy, kostium i już. Ale musiałem bardzo dbać, żeby nie parodiować samego siebie. Przez lata słyszałem tyle podróbek głosu Gandalfa, że czasem sam czułem, że brzmię jak podróbka.
O rozmaitych zabawkach i figurkach Gandalfa, które dostaje: Nie bardzo wiem, co z nimi robić. Czasem wyjmę i się pobawię, ale ile można? Najbardziej lubię tego małego z klocków Lego. Mam też trochę pamiątek z planu: choćby kapelusz, ale rzadko go wkładam. Mam miecz. Kiedyś dzieciaki na ulicy spytały mnie, czy jestem Gandalfem. Potwierdziłem, zabrałem je do domu i pokazałem im mój Glamdring. Ot, cały pożytek z miecza.
O swoich zajęciach poza aktorstwem: Lubię oglądać innych aktorów w filmach i spektaklach. Czytam ksiązki, gazety, piszę listy. Często zapraszają mnie różne szkoły w Wielkiej Brytanii, żebym wygłosił pogadankę albo wykład o tolerancji i porozmawiał z uczniami o tym, jak to jest być gejem.
Cały tekst można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest już dostępny w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika dostępne jest dostępne również na Facebooku.
O przygotowaniach do roli: Założyłem tylko sztuczny nos, brodę, wąsy, kostium i już. Ale musiałem bardzo dbać, żeby nie parodiować samego siebie. Przez lata słyszałem tyle podróbek głosu Gandalfa, że czasem sam czułem, że brzmię jak podróbka.
O rozmaitych zabawkach i figurkach Gandalfa, które dostaje: Nie bardzo wiem, co z nimi robić. Czasem wyjmę i się pobawię, ale ile można? Najbardziej lubię tego małego z klocków Lego. Mam też trochę pamiątek z planu: choćby kapelusz, ale rzadko go wkładam. Mam miecz. Kiedyś dzieciaki na ulicy spytały mnie, czy jestem Gandalfem. Potwierdziłem, zabrałem je do domu i pokazałem im mój Glamdring. Ot, cały pożytek z miecza.
O swoich zajęciach poza aktorstwem: Lubię oglądać innych aktorów w filmach i spektaklach. Czytam ksiązki, gazety, piszę listy. Często zapraszają mnie różne szkoły w Wielkiej Brytanii, żebym wygłosił pogadankę albo wykład o tolerancji i porozmawiał z uczniami o tym, jak to jest być gejem.
Cały tekst można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest już dostępny w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika dostępne jest dostępne również na Facebooku.