Tomasz Terlikowski jest najlepszym, nawet jeśli tego nieświadomym, PR-owcem polityka, który na antyklerykalizmie próbuje zbudować poważną siłę polityczną - pisze w najnowszym numerze "Wprost" Cezary Michalski.
Kiedy wiadomo już było, że Tomaszowi Terlikowskiemu nie udało się zniszczyć Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy ani poważnie jej zaszkodzić, kiedy okazało się, że w tym roku Owsiak znów zebrał kilkadziesiąt milionów złotych, Terlikowski podsumował swoją wojnę z Owsiakiem takimi słowami:
„Jerzy Owsiak jest tym bardziej niebezpieczny, im więcej realnego dobra przynosi jego akcja”.
To już jest język dawnych fanatyków, którzy paląc na stosach kacerzy i czarownice, w odpowiedzi na naiwne protesty wiernych, że „przecież to są dobrzy ludzie, pomagają nam na co dzień, żyją uczciwie”, stwierdzali zupełnie na zimno: „tym gorzej, bo przez swoją dobroć tylko przyczyniają się do krzewienia herezji”.
Kacerzami i czarownicami są dla Terlikowskiego wszyscy ludzie wierzący inaczej niż on albo wierzący w coś innego niż on. Także katolicy (nawet biskupi i księża), którzy swoją wiarę wyrażają nie poprzez nienawiść, ale przez miłosierdzie. Tak jak ks. Boniecki czy ks. Sowa, których niejednokrotnie Terlikowski wyklinał i wypędzał z Kościoła. A nawet nieżyjący już abp Życiński czy ostatnio kardynał Dziwisz, któremu redaktor „Frondy” zarzucił służbę Platformie Obywatelskiej, mimo że to przecież Dziwisz przesądził o pochowaniu Lecha Kaczyńskiego w krypcie wawelskiej.
Zło zwalczać złem
Jako inkwizytor gromiący herezję i grzech Terlikowski samemu sobie daje prawo do wszelkich przekroczeń. Na przykład prawo do kłamstwa, a w każdym razie do nieskrępowanego manipulowania słowami ludzi, których uważa za zagrożenie dla moralności i wiary.
Przed tegoroczną akcją WOŚP, w czasie której zbierano fundusze na sprzęt ratujący nie tylko dzieci, lecz także seniorów, Owsiak, zapytany przez redakcję „Dziennika Gazety Prawnej” o swój stosunek do eutanazji, powiedział zupełnie szczerze, ale bez żadnej dogmatycznej pewności: „Ja sam boję się zniedołężnienia. A najbardziej dysfunkcji, o których człowiek nie wie, jak demencja, alzheimer. Te choroby dotykają nie tylko seniora, ale także wszystkie osoby, które żyją w jego otoczeniu, często wręcz degradują całe rodziny. W takich momentach pojawia się ostrożnie podejmowany u nas temat eutanazji. Ja bym się nie bał rozpocząć dyskusji na ten temat”.
Terlikowski zareagował na to na portalu „Frondy” słowami: „Nie mam ochoty uczestniczyć w działaniach kogoś, kto promuje likwidację staruszków”. Jego „argument” podjęła natychmiast czwórka polityków z PiS, SP i PSL, krytykując publicznie Owsiaka za chęć „usypiania naszych dziadków i babć”. Równie skwapliwie na tę manipulację zareagowali niektórzy posłowie z tzw. konserwatywnej frakcji Platformy, za której lidera uważa się Jarosława Gowina – Libicki i Żalek. Odcinając się od charytatywnej akcji Owsiaka. Wreszcie twórcę Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, tuż przed rozpoczęciem jego charytatywnej akcji, skrytykował Zespół Episkopatu Polski do spraw Duszpasterstwa Służby Zdrowia. W tym momencie uderzenie w WOŚP mogło się już Terlikowskiemu wydawać skuteczne i bardzo bolesne. Jednak „Polacy nie dopisali”. Okazało się, że po pierwsze, większość z nas, jak wynika z najnowszych sondaży, myśli dokładnie tak jak Owsiak, akceptuje możliwość choćby zastanowienia się nad eutanazją w sytuacji, kiedy leczenie oznacza już tylko wydłużanie cierpień, a nie faktyczne ratowanie życia. Po drugie, dostrzegliśmy różnicę między tym, co faktycznie powiedział Owsiak, a wkładanymi mu w usta stwierdzeniami o „likwidacji staruszków” czy „usypianiu dziadków i babć”. Konta WOŚP znów się zapełniły, pozwalając Owsiakowi realnie pomagać w ratowaniu ludzi.
Co jest dość smutne, jeszcze pięć lat temu to Jarosław Gowin sam chciał rozpocząć dyskusję o „testamencie życia”, czyli możliwości zadeklarowania rezygnacji z tzw. uporczywego leczenia. Kiedy jednak został skarcony przez Kościół, a w języku Terlikowskiego też stał się mordercą, umilkł w tej sprawie na zawsze. Dziś nawet nie zdystansował się do swoich konserwatywnych kolegów partyjnych, kiedy przyłączyli się do ataku Terlikowskiego na WOŚP. A projekt ustawy o „testamencie sumienia” zgłasza w parlamencie nie Gowin, ale Ruch Palikota. To są zupełnie realne oportunistyczne przesunięcia na prawo, a wpływu na tę zmianę faktycznie nie można Terlikowskiemu odmówić.
Lekko szalony celebryta
Wpływu na polską scenę publiczną wcale nie zapewnił Terlikowskiemu niszowy portal „Frondy”, którym od jakiegoś czasu kieruje. Terlikowski już dzisiaj jest prawdziwym celebrytą medialnym. W dodatku celebrytą mediów „liberalnego mainstreamu”, jak on sam lubi się o nich z pogardą wyrażać. I trudno się dziwić, emocje w mediach świetnie się sprzedają. Zatem Terlikowski, wyrażający emocje w sposób zupełnie nieskrępowany, stał się człowiekiem, którego zaproszenie, z powodu braku innych dziennikarskich pomysłów, bez problemu zapewni oglądalność i cytowalność. Obojętnie, czy zestawi się go ze Stefanem Niesiołowskim, z Janem Hartmanem, z Tadeuszem Bartosiem lub z Kazimierą Szczuką. Obojętnie, czy zapyta się go o współczesny Kościół, o aborcję, in vitro, czy o prezerwatywę. Terlikowski zawsze wyrzuci z siebie pozbawiony wątpliwości i nieco szalony komunikat. O prezerwatywach powie, że służą wyłącznie do „puszczania się na prawo i lewo”, a „Krajowe Centrum ds. AIDS przeznacza pieniądze na promowanie rozpusty i prezerwatyw”. No bo przecież małżeństwa czy pary w stałych związkach prezerwatyw używać prawa nie mają, każdy ich akt seksualny musi prowadzić do „naturalnego poczęcia”. Potępiając in vitro w programie Tomasza Lisa, Tomasz Terlikowski wygłosił przed zdumionym Tadeuszem Bartosiem niezwykłą deklarację, która długo będzie cytowana przez media: „u mojej żony zdiagnozowano niepłodność wymagającą wieloletniego leczenia. Wtedy postanowiliśmy powiedzieć Panu Bogu, że my już nic nie możemy zrobić, lekarze na razie też nie, Ty nam pomóż. Modliliśmy się przed relikwiami. I mamy czwórkę dzieci. Proszę mi nie mówić, że to jest magia, że to jest głupota ludzi wierzących. Ja tego doświadczyłem”. Z kolei jeden ze swoich blogowych wpisów rozpoczął wyrazistym, nawet jeśli zupełnie wariackim stwierdzeniem, że: „w prawdziwie liberalnym społeczeństwie ciąża i poród nie będą tolerowane”.
Pycha, która pozwala w telewizyjnym talk-show informować widzów, że było się beneficjentem cudu zesłanego dla mnie osobiście przez Boga. Mania wielkości pozwalająca rozstawiać po kątach biskupów i księży. Lęk przed liberalizmem przekraczający granice paranoi. To wszystko byłoby może prywatną patologią Tomasza Terlikowskiego, gdyby nie to, że jego głos został zaakceptowany przez przynajmniej część polskiego Kościoła i część katolickiej opinii publicznej. Głosów protestu jest mało, są głosy zachwytu, a wielu ludzi Kościoła milczy, gdyż ceni sobie po cichu żarliwość, z jaką Terlikowski broni Kościoła w walce z sekularyzacją, z liberalizmem, z Palikotem.
Czy jednak Terlikowski jest rzeczywiście „młotem na Palikota”, czy też przeciwnie – jest najlepszym, nawet jeśli zupełnie nieświadomym, PR-owcem polityka, który na antyklerykalizmie próbuje zbudować poważną siłę polityczną? Sądzę, że raczej to drugie. Głos Terlikowskiego jako głos polskiego katolicyzmu czy Kościoła jest jednym z najważniejszych argumentów czyniących polityczny antyklerykalizm w Polsce w ogóle możliwym. Terlikowski lubi wieszać w internecie „listy hańby”, na których umieszcza nazwiska ludzi mających w różnych sprawach zdanie inne niż on. Na jednej z takich „list hańby” umieścił filozof Agatę Bielik-Robson i pisarkę Manuelę Gretkowską. Tymczasem Chrystus nigdy nie zawiesił na murach Jerozolimy żadnej listy hańby. To on sam na szczycie ówczesnej listy hańby się znalazł. Terlikowski nie jest, wbrew temu, co sądzi, prawowiernym katolikiem w morzu otaczającej herezji. On nie jest nawet chrześcijaninem. Jarosław Kaczyński w bardzo dawnych czasach, kiedy jeszcze sam nie używał religii w walce politycznej, nazwał ZChN „najkrótszą drogą do dechrystianizacji Polski”. Dziś najkrótszą drogę do dechrystianizacji Polski wskazuje Kościołowi Tomasz Terlikowski. Może mniejszość swoim żarliwym językiem fanatyzmu i wykluczenia Terlikowski po stronie Kościoła zdoła zmobilizować. Choć też raczej do ideologii niż do religijnej wiary. Jednak większość Polaków Kościół może przez niego raz na zawsze stracić.
Powyższy tekst Cezarego Michalskiego ukazał się w numerze 4/2013 "Wprost".
Odpowiedź Tomasza Terlikowskiego na tekst Cezarego Michalskiego znajduje się na stronach Wprost.pl
„Jerzy Owsiak jest tym bardziej niebezpieczny, im więcej realnego dobra przynosi jego akcja”.
To już jest język dawnych fanatyków, którzy paląc na stosach kacerzy i czarownice, w odpowiedzi na naiwne protesty wiernych, że „przecież to są dobrzy ludzie, pomagają nam na co dzień, żyją uczciwie”, stwierdzali zupełnie na zimno: „tym gorzej, bo przez swoją dobroć tylko przyczyniają się do krzewienia herezji”.
Kacerzami i czarownicami są dla Terlikowskiego wszyscy ludzie wierzący inaczej niż on albo wierzący w coś innego niż on. Także katolicy (nawet biskupi i księża), którzy swoją wiarę wyrażają nie poprzez nienawiść, ale przez miłosierdzie. Tak jak ks. Boniecki czy ks. Sowa, których niejednokrotnie Terlikowski wyklinał i wypędzał z Kościoła. A nawet nieżyjący już abp Życiński czy ostatnio kardynał Dziwisz, któremu redaktor „Frondy” zarzucił służbę Platformie Obywatelskiej, mimo że to przecież Dziwisz przesądził o pochowaniu Lecha Kaczyńskiego w krypcie wawelskiej.
Zło zwalczać złem
Jako inkwizytor gromiący herezję i grzech Terlikowski samemu sobie daje prawo do wszelkich przekroczeń. Na przykład prawo do kłamstwa, a w każdym razie do nieskrępowanego manipulowania słowami ludzi, których uważa za zagrożenie dla moralności i wiary.
Przed tegoroczną akcją WOŚP, w czasie której zbierano fundusze na sprzęt ratujący nie tylko dzieci, lecz także seniorów, Owsiak, zapytany przez redakcję „Dziennika Gazety Prawnej” o swój stosunek do eutanazji, powiedział zupełnie szczerze, ale bez żadnej dogmatycznej pewności: „Ja sam boję się zniedołężnienia. A najbardziej dysfunkcji, o których człowiek nie wie, jak demencja, alzheimer. Te choroby dotykają nie tylko seniora, ale także wszystkie osoby, które żyją w jego otoczeniu, często wręcz degradują całe rodziny. W takich momentach pojawia się ostrożnie podejmowany u nas temat eutanazji. Ja bym się nie bał rozpocząć dyskusji na ten temat”.
Terlikowski zareagował na to na portalu „Frondy” słowami: „Nie mam ochoty uczestniczyć w działaniach kogoś, kto promuje likwidację staruszków”. Jego „argument” podjęła natychmiast czwórka polityków z PiS, SP i PSL, krytykując publicznie Owsiaka za chęć „usypiania naszych dziadków i babć”. Równie skwapliwie na tę manipulację zareagowali niektórzy posłowie z tzw. konserwatywnej frakcji Platformy, za której lidera uważa się Jarosława Gowina – Libicki i Żalek. Odcinając się od charytatywnej akcji Owsiaka. Wreszcie twórcę Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, tuż przed rozpoczęciem jego charytatywnej akcji, skrytykował Zespół Episkopatu Polski do spraw Duszpasterstwa Służby Zdrowia. W tym momencie uderzenie w WOŚP mogło się już Terlikowskiemu wydawać skuteczne i bardzo bolesne. Jednak „Polacy nie dopisali”. Okazało się, że po pierwsze, większość z nas, jak wynika z najnowszych sondaży, myśli dokładnie tak jak Owsiak, akceptuje możliwość choćby zastanowienia się nad eutanazją w sytuacji, kiedy leczenie oznacza już tylko wydłużanie cierpień, a nie faktyczne ratowanie życia. Po drugie, dostrzegliśmy różnicę między tym, co faktycznie powiedział Owsiak, a wkładanymi mu w usta stwierdzeniami o „likwidacji staruszków” czy „usypianiu dziadków i babć”. Konta WOŚP znów się zapełniły, pozwalając Owsiakowi realnie pomagać w ratowaniu ludzi.
Co jest dość smutne, jeszcze pięć lat temu to Jarosław Gowin sam chciał rozpocząć dyskusję o „testamencie życia”, czyli możliwości zadeklarowania rezygnacji z tzw. uporczywego leczenia. Kiedy jednak został skarcony przez Kościół, a w języku Terlikowskiego też stał się mordercą, umilkł w tej sprawie na zawsze. Dziś nawet nie zdystansował się do swoich konserwatywnych kolegów partyjnych, kiedy przyłączyli się do ataku Terlikowskiego na WOŚP. A projekt ustawy o „testamencie sumienia” zgłasza w parlamencie nie Gowin, ale Ruch Palikota. To są zupełnie realne oportunistyczne przesunięcia na prawo, a wpływu na tę zmianę faktycznie nie można Terlikowskiemu odmówić.
Lekko szalony celebryta
Wpływu na polską scenę publiczną wcale nie zapewnił Terlikowskiemu niszowy portal „Frondy”, którym od jakiegoś czasu kieruje. Terlikowski już dzisiaj jest prawdziwym celebrytą medialnym. W dodatku celebrytą mediów „liberalnego mainstreamu”, jak on sam lubi się o nich z pogardą wyrażać. I trudno się dziwić, emocje w mediach świetnie się sprzedają. Zatem Terlikowski, wyrażający emocje w sposób zupełnie nieskrępowany, stał się człowiekiem, którego zaproszenie, z powodu braku innych dziennikarskich pomysłów, bez problemu zapewni oglądalność i cytowalność. Obojętnie, czy zestawi się go ze Stefanem Niesiołowskim, z Janem Hartmanem, z Tadeuszem Bartosiem lub z Kazimierą Szczuką. Obojętnie, czy zapyta się go o współczesny Kościół, o aborcję, in vitro, czy o prezerwatywę. Terlikowski zawsze wyrzuci z siebie pozbawiony wątpliwości i nieco szalony komunikat. O prezerwatywach powie, że służą wyłącznie do „puszczania się na prawo i lewo”, a „Krajowe Centrum ds. AIDS przeznacza pieniądze na promowanie rozpusty i prezerwatyw”. No bo przecież małżeństwa czy pary w stałych związkach prezerwatyw używać prawa nie mają, każdy ich akt seksualny musi prowadzić do „naturalnego poczęcia”. Potępiając in vitro w programie Tomasza Lisa, Tomasz Terlikowski wygłosił przed zdumionym Tadeuszem Bartosiem niezwykłą deklarację, która długo będzie cytowana przez media: „u mojej żony zdiagnozowano niepłodność wymagającą wieloletniego leczenia. Wtedy postanowiliśmy powiedzieć Panu Bogu, że my już nic nie możemy zrobić, lekarze na razie też nie, Ty nam pomóż. Modliliśmy się przed relikwiami. I mamy czwórkę dzieci. Proszę mi nie mówić, że to jest magia, że to jest głupota ludzi wierzących. Ja tego doświadczyłem”. Z kolei jeden ze swoich blogowych wpisów rozpoczął wyrazistym, nawet jeśli zupełnie wariackim stwierdzeniem, że: „w prawdziwie liberalnym społeczeństwie ciąża i poród nie będą tolerowane”.
Pycha, która pozwala w telewizyjnym talk-show informować widzów, że było się beneficjentem cudu zesłanego dla mnie osobiście przez Boga. Mania wielkości pozwalająca rozstawiać po kątach biskupów i księży. Lęk przed liberalizmem przekraczający granice paranoi. To wszystko byłoby może prywatną patologią Tomasza Terlikowskiego, gdyby nie to, że jego głos został zaakceptowany przez przynajmniej część polskiego Kościoła i część katolickiej opinii publicznej. Głosów protestu jest mało, są głosy zachwytu, a wielu ludzi Kościoła milczy, gdyż ceni sobie po cichu żarliwość, z jaką Terlikowski broni Kościoła w walce z sekularyzacją, z liberalizmem, z Palikotem.
Czy jednak Terlikowski jest rzeczywiście „młotem na Palikota”, czy też przeciwnie – jest najlepszym, nawet jeśli zupełnie nieświadomym, PR-owcem polityka, który na antyklerykalizmie próbuje zbudować poważną siłę polityczną? Sądzę, że raczej to drugie. Głos Terlikowskiego jako głos polskiego katolicyzmu czy Kościoła jest jednym z najważniejszych argumentów czyniących polityczny antyklerykalizm w Polsce w ogóle możliwym. Terlikowski lubi wieszać w internecie „listy hańby”, na których umieszcza nazwiska ludzi mających w różnych sprawach zdanie inne niż on. Na jednej z takich „list hańby” umieścił filozof Agatę Bielik-Robson i pisarkę Manuelę Gretkowską. Tymczasem Chrystus nigdy nie zawiesił na murach Jerozolimy żadnej listy hańby. To on sam na szczycie ówczesnej listy hańby się znalazł. Terlikowski nie jest, wbrew temu, co sądzi, prawowiernym katolikiem w morzu otaczającej herezji. On nie jest nawet chrześcijaninem. Jarosław Kaczyński w bardzo dawnych czasach, kiedy jeszcze sam nie używał religii w walce politycznej, nazwał ZChN „najkrótszą drogą do dechrystianizacji Polski”. Dziś najkrótszą drogę do dechrystianizacji Polski wskazuje Kościołowi Tomasz Terlikowski. Może mniejszość swoim żarliwym językiem fanatyzmu i wykluczenia Terlikowski po stronie Kościoła zdoła zmobilizować. Choć też raczej do ideologii niż do religijnej wiary. Jednak większość Polaków Kościół może przez niego raz na zawsze stracić.
Powyższy tekst Cezarego Michalskiego ukazał się w numerze 4/2013 "Wprost".
Odpowiedź Tomasza Terlikowskiego na tekst Cezarego Michalskiego znajduje się na stronach Wprost.pl