"W imię…” Małgorzaty Szumowskiej zbiera dobre recenzje na festiwalu w Berlinie. Nie ma w nim prowokacji, lecz obraz przejmującej samotności człowieka żyjącego z poczuciem wykluczenia.
Małgorzata Szumowska czuje się na Berlinale jak ryba w wodzie. Wreszcie widzę polską reżyserkę, która świadomie promuje swój film, ma świetne kontakty z przedstawicielami festiwalu i agentami prasowymi, na konferencji wypowiada się mocno, żywo, ciekawie. Płynnie mówi po angielsku. Jej "W imię…” stało się wydarzeniem pierwszych dni konkursu głównego imprezy.
Skandalu, na który czekały prawicowe portale z Polski, nie będzie. W filmie "W imię…” Małgorzata Szumowska, zgodnie z zapowiedziami, nikogo nie oskarża.
- Nie zrobiłam filmu na zlecenie Ruchu Palikota ani żadnej innej partii – mówiła reżyserka w Berlinie. - Nie interesował mnie atak na kościół, obraz nadużyć księży, molestowania seksualnego. To by było prymitywne. A ja jestem artystką.
"W imię…” to historia księdza, który na mazurskiej wsi prowadzi ognisko dla trudnej młodzieży. Przyzwoitego, pozbawionego dogmatyzmu, pełnego zrozumienia. Duchowny robi dużo dobrego dla chłopaków, dla których ośrodek jest ucieczką od poprawczaku. Tu uczą się normalności. Trochę pracują, grają w piłkę, pływają w okolicznym jeziorze.
Szumowska pokazuje przeraźliwą samotność księdza. Portretuje człowieka, który łaknie bliskości. Ale nie jest w stanie jej osiągnąć. Przerzucany przez kurię z miejsca w miejsce skrywa tajemnicę, tłumi własną seksualność. Wewnętrzną pustkę próbuje zagłuszyć wyczerpującym bieganiem po lesie. Albo alkoholem.
Nic nie jest tu dopowiedziane. Trudno wskazać moment, kiedy rodzi się więź między dwojgiem outsiderów - księdzem i miejscowym chłopakiem. Więź bardzo delikatna. Chociaż zakazana - czysta. Szumowska przestrzega przed łatwym wydawaniem wyroków. W jednej z najlepszych scen wiejską, pustą drogą sunie procesja. Pod biało-złotymi sztandarami z Matką Boską idzie kilkadziesiąt osób. Kamera przesuwa się po ich twarzach. Każdy jest tu przegrany, dźwiga ciężar swoich grzechów, głęboko skrywanych tajemnic. Ciężar zawiści i nietolerancji. Potwornie gorzka wizja polskiego katolicyzmu.
"W imię…” zbiera dobre recenzje w międzynarodowej prasie. Recenzenci z Niemiec zwracają uwagę, że film jest czymś więcej niż manifestem tolerancji. „Szumowska nie wyważa otwartych drzwi. Jej obraz robi wrażenie, bo poza społecznym komentarz kryje się tu poetycka opowieść” – pisze Peter von Becker z "Tagesspiegel” nazywając propozycję reżyserki "odważną i dobrze zrealizowaną”. Również Adnreas Blik z „Frankfurter Allgemeine Zeitung” podkreśla, że autorka potrafi odkryć emocje, "które kryją się pod skórą bohatera”.
Krytycy z prasy branżowej doceniają sprawność reżyserską Szumowskiej. Zwracają uwagę na konstrukcję "W imię”, najwięcej zarzutów mając do zakończenia. Ale wszyscy dziennikarze podkreślają wrażliwość w pokazywaniu uczuć. "Można ten film podziwiać za humanistyczne, pozbawione oceny spojrzenie na zderzenie reguł katolicyzmu i ludzkiej seksualności” – pisze Jonathan Romney ze "Screen International”. Dla Deborah Young z "Hollywood reporter” ten "pełnowymiarowy portret wiejskiego księdza” jest „powrotem kariery Szumowskiej na właściwe tory”.
Małgorzata Szumowska idzie na przekór oczekiwaniom, ucieka od sloganów, od czerni i bieli. I dzięki temu jej "W imię…” zostaje w widzu na długo. Niepokoi.
Artykuł o „W imię” i sylwetka Małgorzaty Szumowskiej można będzie przeczytać w najnowszym numerze tygodnika „Wprost”, który od niedzielnego wieczoru będzie dostępny w formie e-wydania
Najnowszy numer "Wprost" jest także dostępny na Facebooku.
Galeria:
Berlinale
Skandalu, na który czekały prawicowe portale z Polski, nie będzie. W filmie "W imię…” Małgorzata Szumowska, zgodnie z zapowiedziami, nikogo nie oskarża.
- Nie zrobiłam filmu na zlecenie Ruchu Palikota ani żadnej innej partii – mówiła reżyserka w Berlinie. - Nie interesował mnie atak na kościół, obraz nadużyć księży, molestowania seksualnego. To by było prymitywne. A ja jestem artystką.
"W imię…” to historia księdza, który na mazurskiej wsi prowadzi ognisko dla trudnej młodzieży. Przyzwoitego, pozbawionego dogmatyzmu, pełnego zrozumienia. Duchowny robi dużo dobrego dla chłopaków, dla których ośrodek jest ucieczką od poprawczaku. Tu uczą się normalności. Trochę pracują, grają w piłkę, pływają w okolicznym jeziorze.
Szumowska pokazuje przeraźliwą samotność księdza. Portretuje człowieka, który łaknie bliskości. Ale nie jest w stanie jej osiągnąć. Przerzucany przez kurię z miejsca w miejsce skrywa tajemnicę, tłumi własną seksualność. Wewnętrzną pustkę próbuje zagłuszyć wyczerpującym bieganiem po lesie. Albo alkoholem.
Nic nie jest tu dopowiedziane. Trudno wskazać moment, kiedy rodzi się więź między dwojgiem outsiderów - księdzem i miejscowym chłopakiem. Więź bardzo delikatna. Chociaż zakazana - czysta. Szumowska przestrzega przed łatwym wydawaniem wyroków. W jednej z najlepszych scen wiejską, pustą drogą sunie procesja. Pod biało-złotymi sztandarami z Matką Boską idzie kilkadziesiąt osób. Kamera przesuwa się po ich twarzach. Każdy jest tu przegrany, dźwiga ciężar swoich grzechów, głęboko skrywanych tajemnic. Ciężar zawiści i nietolerancji. Potwornie gorzka wizja polskiego katolicyzmu.
"W imię…” zbiera dobre recenzje w międzynarodowej prasie. Recenzenci z Niemiec zwracają uwagę, że film jest czymś więcej niż manifestem tolerancji. „Szumowska nie wyważa otwartych drzwi. Jej obraz robi wrażenie, bo poza społecznym komentarz kryje się tu poetycka opowieść” – pisze Peter von Becker z "Tagesspiegel” nazywając propozycję reżyserki "odważną i dobrze zrealizowaną”. Również Adnreas Blik z „Frankfurter Allgemeine Zeitung” podkreśla, że autorka potrafi odkryć emocje, "które kryją się pod skórą bohatera”.
Krytycy z prasy branżowej doceniają sprawność reżyserską Szumowskiej. Zwracają uwagę na konstrukcję "W imię”, najwięcej zarzutów mając do zakończenia. Ale wszyscy dziennikarze podkreślają wrażliwość w pokazywaniu uczuć. "Można ten film podziwiać za humanistyczne, pozbawione oceny spojrzenie na zderzenie reguł katolicyzmu i ludzkiej seksualności” – pisze Jonathan Romney ze "Screen International”. Dla Deborah Young z "Hollywood reporter” ten "pełnowymiarowy portret wiejskiego księdza” jest „powrotem kariery Szumowskiej na właściwe tory”.
Małgorzata Szumowska idzie na przekór oczekiwaniom, ucieka od sloganów, od czerni i bieli. I dzięki temu jej "W imię…” zostaje w widzu na długo. Niepokoi.
Artykuł o „W imię” i sylwetka Małgorzaty Szumowskiej można będzie przeczytać w najnowszym numerze tygodnika „Wprost”, który od niedzielnego wieczoru będzie dostępny w formie e-wydania
Najnowszy numer "Wprost" jest także dostępny na Facebooku.
Galeria:
Berlinale