Albo miłość, albo seks

Albo miłość, albo seks

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy miłość i seks wykluczają się wzajemnie? (fot. sxc.hu) Źródło: FreeImages.com
Czy miłość równa się seks? Czy miłość bez seksu jest jeszcze miłością? A może dopiero się nią staje? Czy to tylko czysta chemia?
Poznanie, zakochanie, namiętność. Powoli my i nasz partner odkrywamy intymną zażyłość. Stwierdzamy, że to jest właśnie on/ona. Ten najważniejszy człowiek w naszym życiu. Mieszanka seksu i przyjaźni bywa tak udana, że zaczynamy wspólne życie. Tyle. Tak wygląda realizacja klasycznej teorii miłości i tworzenia się związku. W praktyce odpowiedź na pytanie, co nami kieruje – dusza czy ciało – prosta nie jest.

Molier pisał, że „Ze wszystkich rzeczy wiecznych miłość jest tą, która trwa najkrócej”. To zdanie stało się mottem kultowej już powieści miłosnej „Samotność w sieci”. Jej autor Janusz Leon Wiśniewski od chwili jej wydania (w 2001 r.) do dziś odebrał blisko 50 tys. e-maili. – Piszą na ogół ludzie nieszczęśliwi. Ci, którzy szukają miłości, i ci, którzy ją znaleźli, ale są rozczarowani, bo minął stan odurzenia. Skończyła się im chemia, a pojawiła habituacja, uodpornienie, przyzwyczajenie do nowych bodźców. Istnieją małpki, które już po ośmiu minutach od zbliżenia nudzą się i szukają innego partnera – opowiada w rozmowie z „Wprost”.

Mózg na chemicznym haju

To jak naprawdę jest z tą miłością? Uszczęśliwia nas czy raczej udręcza? To stan duszy czy ciała? W 1986 r. amerykański psycholog Robert Sternberg jako pierwszy rozłożył miłość na czynniki pierwsze. Stwierdził, że składają się na nią: namiętność (pożądanie, zazdrość), intymność (bliskość) oraz zobowiązanie (zaangażowanie, przekształcanie relacji w trwałą). Wyodrębnił też sześć faz związku: od zakochania po rozstanie.

Jeśli w fazie środkowej, „przyjacielskiej”, intymność nie zrekompensuje gasnącej namiętności, związek staje się pusty, podtrzymywany wyłącznie przez „zaangażowanie”, a to bywa „klejem” niewystarczająco silnym, by kruszący się z lekka układ między dwojgiem ludzi utrzymać. Niekiedy pary tych sześć faz przechodzą w tempie błyskawicznym. Tym szybszym, im wyższa temperatura uczuć.

Zwykle największy żar towarzyszy początkom uczucia. Zakochanie, jak podkreśla Janusz Leon Wiśniewski, naukowiec, informatyk i, co w tym wypadku ważne, doktor habilitowany chemii, to stan silnego odurzenia. – Dzięki badaniom naukowców wiadomo, co dzieje się w mózgach i płynach ustrojowych ludzi znajdujących się w fazie pierwszej miłosnej euforii. I tak: najstarszy obszar mózgu w tyle głowy odpowiedzialny za emocje, układ limbiczny, świeci jak żarówka, a obszar z przodu, odpowiedzialny za myślenie i m.in. percepcję światła, jest ciemny. Pewnie dlatego mówi się, że miłość jest ślepa. W momencie zakochania buzują hormony: pojawia się uskrzydlająca nas dopamina, substancje opiatowe – endorfiny podobne do morfiny albo kokainy, adrenalina, która powoduje przyspieszone bicie serca, pocenie się dłoni, tak samo jak w przypadku uczucia strachu, kortyzol – hormon stresu. Oksytocyna, uwalniana m.in. podczas orgazmu, i serotonina przywiązuje nas do partnera – tłumaczy Janusz Leon Wiśniewski.

Chemicy i neurobiolodzy twierdzą, że chemia między zakochanymi działa od 18 miesięcy do czterech lat. Potwierdzają to też antropolodzy. Amerykańska profesor Helen Fisher, autorka „Anatomii miłości”, badała długość trwania związków w wielu kręgach kulturowych na całym świecie. Okazało się, że niezależnie od regionu, w którym zakochani mieszkają, przeciętnie jest to około czterech lat. Potwierdziła też tezę, że kryzys w związku następuje zazwyczaj po siedmiu latach. Dlaczego nie po czterech, kiedy zwykle kończy się „chemia” między partnerami? Bo kobieta próbując zatrzymać mężczyznę, decyduje się na dziecko. Przedłuża tym związek o mniej więcej trzy lata. Nie ratuje go jednak przed zagładą.

O tym czym różni się miłość od seksu można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczoru jest dostępny w formie e-wydania.

Najnowszy numer "Wprost" także dostępny na Facebooku.