Przeszła fala oburzenia przez świat. Powstały ruchy protestujące przeciwko bezrobociu młodych, rozwarstwieniu ekonomicznemu i brakowi nadziei na to, żeby wszyscy równo byli zdrowi i bogaci. Fala przeszła, ale niewiele zmieniła, bo świat jest poukładany i nikt nie podważa własności prywatnej. Młodzi żyjący we wszelkich wolnościach w dużej swojej większości przyzwyczaili się, że wszystko wolno i każda postawa, indywidualność jest ważna, i nie można krytykować bliźniego (choć ten akurat wyraz popularny nie jest). Patrzę z innej perspektywy. Jako prawie 70-latek, któremu różne rzeczy w życiu wyszły, a inne nie wyszły, podsumowuję i staram się diagnozować problemy. Czasem mam diagnozę, ale nie mając możliwości działania, korzystam z tego, że jeszcze mnie słuchają, i stawiam na prowokację. Za te prowokacje często przychodzi mi płacić wysoką cenę, ale wierzę w to, co robię, i chcę, aby sprawy w Polsce, Europie i na świecie posuwać do przodu. Nikt Wałęsą nie steruje ani nikt Wałęsy nie kupi!
Nie buduję żadnych murów!
Zaprotestowałem przeciwko wszechogarniającemu mówieniu o rzeczach, które nie stanowią istoty sprawy. Może niezgrabnie, ale powiedziałem, że jeśli brać pod uwagę kwestie odmienności seksualnej, to dziś grupa osób o odmiennych od większości gustach lokuje się wedle ordynacji poza parlamentem, a jeśli w ramach parlamentu, to gdzieś w ostatniej ławie, bo więcej niż jeden mandat z tego nie wyjdzie. Powiedziałem, co chciałem, świadomie, a tu mi dopisują, że chcę getta budować i stawiać mury! Ja, który życie poświęciłem na walkę o wolność, mam budować mury? Mam komukolwiek odmawiać praw obywatelskich? Bzdura. Czy ja mam coś przeciwko komukolwiek? Nie patrzę nikomu do łóżka, mnie to nic nie obchodzi! Znam gejów i pewnie z niejednym czy niejedną mam przyjacielskie relacje, ale o tym nie rozmawiamy, bo dla mnie, człowieka starej daty, ten temat to intymność. Sprawa osobista, która na sztandary nie powinna być wynoszona, a na pewno nie powinna być jako przymiot przy kandydacie do parlamentu.Szukam właściwych proporcji
Powiedziałem, co myślę, i się zaczęło. Próbują mnie uciszyć, szantażować, organizować jakieś akcje protestu. Moi przeciwnicy się cieszą, bo się naraziłem. Niestety, w polityce wartości przestały już odgrywać znaczenie i ważne jest, żeby dokopać. Dla mnie ciągle ważne są sprawy, problemy, wyjaśnianie. Dla graczy politycznych dzisiejszej prawicy ważniejsze jest, że teraz ci, którzy mnie szanują, krzywo patrzą na Wałęsę. Nieważne, że tylko ja ośmieliłem się powiedzieć głośno to, o czym myśli duża większość społeczeństwa, zarówno w Polsce, jak i w wielu innych krajach. Mam odwagę! Nie pozwolę tylko do tego, co powiedziałem, dopisywać epitetów, bo nikogo nie obrażam ani nikogo nie atakuję. Nikogo nie chcę skrzywdzić. Szukam tylko właściwych proporcji w warunkach demokracji.
Zawsze walczyłem o prawa większości. Tak było w czasach walki o wolną Polskę. Większość ludzi żyła pod przymusem ideologii w czasach PRL. Propaganda narzucała opinie, które nie podobały się większości, a rządząca mniejszość, w imię ówczesnego oficjalnego i jedynego słusznego stanowiska, kazała całemu narodowi oficjalnie głosić hasła, z którymi większość się nie zgadzała. A dziś? Demokracja to przecież rządy większości z poszanowaniem praw mniejszości. Wszelkich praw wynikających z wolności słowa, wolności zgromadzeń, zrzeszania się, czynnego i biernego prawa wyborczego. Ważna jest jednak miara. Nigdy nie stanę na stanowisku, aby tych praw jakiejkolwiek mniejszości pozbawiać. Chcę tylko w imię zdrowego rozsądku stosować rzeczywiste proporcje w promowaniu postaw i głoszeniu haseł, aby z czasem milcząca w danych sprawach większość nie musiała być przytłaczana propagandą poglądów mniejszościowych. A tak się, niestety, dziś dzieje, i to dzieje na potęgę. Im kto mniejszy, tym głośniej krzyczy. Czasem myślę, że my już o niczym innym nie rozmawiamy w mediach, tylko o tym, kto z kim sypia i jakie dzięki temu ma prawa i przywileje. Dlatego tak zdecydowanie przypomniałem istotę demokracji i parlamentaryzmu.
Dlatego powiedziałem o procentach i proporcjach. Bo pewne sfery życia, nienależące do materii działania parlamentu, nie powinny w jego murach odgrywać roli ani nie powinny być jedyną przesłanką do zasiadania w ławach parlamentarnych. Wiem, że dziś tak nie jest, ale czy tak nie będzie w przyszłości, jeśli nie nazwie się tego problemu? Dziś partia protestu ma wiele haseł, ale może już w kolejnych wyborach weźmie na sztandary tylko jedno? O mądrości posła i senatora nie powinna świadczyć jego seksualność, ale teoretyczne i praktyczne przygotowanie do tworzenia prawa. Nie odmawiam nikomu prawa do zasiadania w Sejmie, ale powinniśmy dyskutować o kryteriach bycia parlamentarzystą, które muszą się opierać na realnych umiejętnościach i wiedzy, a nie na kolorze skóry czy jakichkolwiek preferencjach i gustach osobistych. Każdemu daliśmy prawo o decydowaniu o samym sobie. Państwo powinno dopracować jeszcze wiele rzeczy i do takiej aktywności namawiam. Tyle mówimy ostatnio o związkach. Dobrze, mogę się zgodzić, że komuś przepisy dzisiejszego prawa nie wystarczają, więc trzeba tu coś dodać, bo państwo jest dla obywatela, a nie obywatel dla państwa. Jako katolik i wierny syn Kościoła zawsze będę bronił praw tradycyjnej rodziny i wyłączności jej prawa do bycia nazywaną rodziną. Przy tym nie odmawiam ludziom niechcącym wchodzić w związki małżeńskie, a decydującym o wspólnym życiu, pewnych ustalonych udogodnień cywilnoprawnych, ale nie mogą oni wchodzić w definicję tradycyjnej rodziny, a tym bardziej nie mogą narzucać swoich poglądów innym ani dopisywać się, z zastrzeżeniami, do już istniejącej definicji rodziny. Skoro mówimy tyle o polityce prorodzinnej, to premiujmy rodzinę, która przysparza nowych obywateli, promujmy rodzicielstwo, które jak myślę, jest najbardziej bezpieczne, gdy pochodzi z miłości ludzi, którzy podejmują świadomą i poważną decyzję o zawarciu małżeństwa. Wyznaję w tym temacie tradycyjne wartości, nikomu ich nie narzucam, ale też nie poddam się ani nie będę nikogo przepraszał, wycofując się ze swoich poglądów.
Brakuje mi prawdziwych reformatorów
Tak często zapominamy dziś o rozsądku. Tak często podejmujemy niektóre tematy wyłącznie akcyjnie – idzie fala, a potem i tak nic się nie zmienia. Tu może brakuje właśnie wybitnego intelektu ludzi w parlamencie, którzy zamiast objeżdżać studia telewizyjne i radiowe, powinni analizować problemy, definiować, opisywać i szukać rozwiązań. Różni się dzisiejszy Sejm od tego z lat 90. Choć niektórzy ci sami pieniacze nadal psują w izbie krew, to brakuje wybitnych reformatorów, polityków – mężów stanu, którzy odgruzowywali państwo po komunizmie i chcieli coś zmienić, coś wnieść. Dziś skandal rządzi, dziś musi być kolorowo. A ja namawiam, nie zajmujcie się poprawnością polityczną, tylko walczcie o Polskę i ją naprawiajcie. Mandat posła czy senatora to mandat nadziei, że załatwicie konkretne sprawy dla ludzi. Więc szkoda czasu na przydługie debaty, bo wtedy zalewa nas zbyt wiele słów, a efektów nie ma żadnych. Jeśli dziś jest konkretna większość, to niech wprowadza zmiany. Jak jej nie ma, to szkoda czasu na gadanie i te wszelkie pozorowane akcje. Jak się nie ma większości, to nie buduje się śmiesznych gierek z premierem i rządem, który gdzieś zaczyna obrady tylko po to, aby pozorować pracę. Demokracja to programy i procent oddanych głosów, to proporcje i mandat wyborców.
Polska powinna wnosić do Europy rozsądek myślenia o tym wspólnym dziele. Rozsądku brakuje i w Brukseli. I nie mówię tu o nadmiernym eksponowaniu praw mniejszości i zniewalającej poprawności poglądów, która kastruje każdą wypowiedź europejskich oficjeli. Są konkretne problemy związane z przerostem uregulowań i tendencją do samoograniczania, którego nikt poza Europą nie honoruje. To wykańcza Europę. Pseudoekologiczne postawy, które niszczą i hamują gospodarkę. Dopłaty i wsparcie dla nieefektywnych i nierozwojowych projektów. To są rzeczy, nad którymi trzeba debatować. Co z tego, że będzie najczyściej, kiedy nie rodzą się dzieci, a gdzieś tuż za granicą jakiś dyktator stawia fabryki i eksploatuje elektrownie atomowe z 50-letnim przebiegiem? Za dużo tej poprawności i samoograniczania. Całe życie walczyłem z cenzurą i na nią dzisiaj się nie zgadzam. Namawiam wszystkich do samodzielnego myślenia i jawnego głoszenia własnych poglądów.