Ponad 300 kibiców stanęło przed sądem tylko dlatego, że w czasie derbów Warszawy nie siedziało na swoich miejscach na trybunie zwanej Żyletą. Efekt? Zawalone pracą sądy, które masowo uniewinniają oskarżonych. – Historycznie kibice na Żylecie nigdy nie siedzieli, dlatego jako klub dążymy do zdemontowania tam krzesełek – powiedział Bogusław Leśnodorski, obecny prezes Legii Warszawa.
Podobna akcja wyłapywania kibiców i stawiania ich w stan oskarżenia odbyła się 2 września 2008 r. Wtedy, również po meczu Legii z Polonią, zatrzymano ponad 700 kibiców. 200 z nich postawiono zarzuty brania udziału w nielegalnym zbiegowisku o charakterze chuligańskim. Większość tych spraw zakończyła się uniewinnieniem lub umorzeniem. Akcja "Widelec" kosztowała podatników ok. 100 tys. zł – informuje Prokuratura Generalna na swojej stronie internetowej. Wszystko wskazuje, że teraz będzie podobnie. Nazwa "Widelec" wzięła się stąd, że po przeprowadzonej "łapance" przedstawiciele policji w mediach chwalili się sukcesem akcji, bo przy zatrzymanych kibicach znaleziono "groźne przedmioty m.in. widelec".
Zerwana umowa z kibicami
– Na Żylecie od zawsze istniała niepisana zasada, że kibice nie muszą siedzieć na swoich miejscach. Oni nigdy tam nie siedzieli. Poza tym na Żylecie znajdują się również kibice tzw. funkcyjni, którzy trzymają flagi, bęben – opowiada Agnieszka Matusik, adwokatka, która reprezentuje część kibiców zatrzymanych właśnie za niesiedzenie na własnych miejscach. – I właśnie ta umowa podczas derbów została złamana – dodaje.
Z rozprawy sądowej: przed sądem staje pracownik ochrony, który 21 września 2012 r. podczas meczu wydał kibicom polecenia zajęcia swoich miejsc. – Od dyrektora B. otrzymałem polecenie wydania komunikatu o zajęciu swoich miejsc zgodnie z zakupionymi biletami lub karnetami – zeznaje. – Stanąłem na trybunie na wysokości gniazda i wydałem komunikat – tłumaczył. Czy na trybunie panowała wtedy cisza? Kibice usłyszeli pana komunikat? – dopytywała adwokatka. – Jak wszedłem przed trybunę była cisza, gdy zacząłem mówić kibice zaczęli śpiewać piosenki – stwierdził ochroniarz.
I właśnie to, czy kibice usłyszeli polecenie ma, według Matusik, kluczowe znaczenie. – To nie było żadne polecenie, bo po pierwsze na trybunie panował potworny hałas i nie mogło ono dojść w sposób właściwy do osób zainteresowanych – tłumaczy. – A po drugie fakt, że zostało ono wydane po raz pierwszy mógł spowodować to, że nie wszyscy zwrócili w ogóle na nie uwagę – dodaje.
Kibice: nie było komunikatu
Tak też wynika z relacji uczestników meczu. Na Żylecie znajdował się wtedy mój redakcyjny kolega, który twierdzi, że w ogóle żadnego komunikatu nie usłyszał. Podobnie twierdzą kibice, którzy obecnie muszą tłumaczyć się przed sądem.
Przesłuchiwany pracownik ochrony, który komunikat wygłosił: – Nie wiem, czy kibice mogli usłyszeć mój komunikat. Mecze obstawiam od 2008 lub 2009 r. i nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek wcześniej wydawał tego typu komunikaty. Nie widziałem też na trybunie sytuacji, które mogłyby zagrażać zdrowiu lub życiu kogokolwiek – zeznał.
Dlaczego komunikat o zajęciu miejsc został wydany akurat podczas derbów Warszawy?
Pracownik ochrony: nie wiem.
Policjant obstawiający mecz, który również stawił się jako świadek: nie wiem.
Kibice: nie wiemy.
Agnieszka Matusik: – W przerwie meczu na żyletę wprowadzono ochronę w celu tzw. udrażniania przejść komunikacyjnych. I dopiero w tym momencie na trybunie doszło do przepychanek. Agresja rodzi agresję. Rzekomy komunikat został wydany – zgodnie z tym co zeznał pracownik ochrony - chwilę przed meczem albo tuż po jego rozpoczęciu – konkluduje mecenaska.
Prezes Legii: pozbyć się krzesełek z Żylety
– Jeśli chce pani komentarz na temat tego, czy należy karać kibiców za niezajmowanie własnych miejsc na Żylecie, to błędna droga – stwierdza w rozmowie z "Wprost" Leśnodorski. – Tak nie powinno być. Kibice na Żylecie stali od zawsze, od kiedy w ogóle istnieje kibicowanie – stwierdza. – Dlatego też z praktycznego punktu widzenia te krzesełka powinny zostać w ogóle zdemontowane. I jako klub w tym kierunku prowadzimy działania – dodaje Leśnodorski.
Zerwana umowa z kibicami
– Na Żylecie od zawsze istniała niepisana zasada, że kibice nie muszą siedzieć na swoich miejscach. Oni nigdy tam nie siedzieli. Poza tym na Żylecie znajdują się również kibice tzw. funkcyjni, którzy trzymają flagi, bęben – opowiada Agnieszka Matusik, adwokatka, która reprezentuje część kibiców zatrzymanych właśnie za niesiedzenie na własnych miejscach. – I właśnie ta umowa podczas derbów została złamana – dodaje.
Z rozprawy sądowej: przed sądem staje pracownik ochrony, który 21 września 2012 r. podczas meczu wydał kibicom polecenia zajęcia swoich miejsc. – Od dyrektora B. otrzymałem polecenie wydania komunikatu o zajęciu swoich miejsc zgodnie z zakupionymi biletami lub karnetami – zeznaje. – Stanąłem na trybunie na wysokości gniazda i wydałem komunikat – tłumaczył. Czy na trybunie panowała wtedy cisza? Kibice usłyszeli pana komunikat? – dopytywała adwokatka. – Jak wszedłem przed trybunę była cisza, gdy zacząłem mówić kibice zaczęli śpiewać piosenki – stwierdził ochroniarz.
I właśnie to, czy kibice usłyszeli polecenie ma, według Matusik, kluczowe znaczenie. – To nie było żadne polecenie, bo po pierwsze na trybunie panował potworny hałas i nie mogło ono dojść w sposób właściwy do osób zainteresowanych – tłumaczy. – A po drugie fakt, że zostało ono wydane po raz pierwszy mógł spowodować to, że nie wszyscy zwrócili w ogóle na nie uwagę – dodaje.
Kibice: nie było komunikatu
Tak też wynika z relacji uczestników meczu. Na Żylecie znajdował się wtedy mój redakcyjny kolega, który twierdzi, że w ogóle żadnego komunikatu nie usłyszał. Podobnie twierdzą kibice, którzy obecnie muszą tłumaczyć się przed sądem.
Przesłuchiwany pracownik ochrony, który komunikat wygłosił: – Nie wiem, czy kibice mogli usłyszeć mój komunikat. Mecze obstawiam od 2008 lub 2009 r. i nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek wcześniej wydawał tego typu komunikaty. Nie widziałem też na trybunie sytuacji, które mogłyby zagrażać zdrowiu lub życiu kogokolwiek – zeznał.
Dlaczego komunikat o zajęciu miejsc został wydany akurat podczas derbów Warszawy?
Pracownik ochrony: nie wiem.
Policjant obstawiający mecz, który również stawił się jako świadek: nie wiem.
Kibice: nie wiemy.
Agnieszka Matusik: – W przerwie meczu na żyletę wprowadzono ochronę w celu tzw. udrażniania przejść komunikacyjnych. I dopiero w tym momencie na trybunie doszło do przepychanek. Agresja rodzi agresję. Rzekomy komunikat został wydany – zgodnie z tym co zeznał pracownik ochrony - chwilę przed meczem albo tuż po jego rozpoczęciu – konkluduje mecenaska.
Prezes Legii: pozbyć się krzesełek z Żylety
– Jeśli chce pani komentarz na temat tego, czy należy karać kibiców za niezajmowanie własnych miejsc na Żylecie, to błędna droga – stwierdza w rozmowie z "Wprost" Leśnodorski. – Tak nie powinno być. Kibice na Żylecie stali od zawsze, od kiedy w ogóle istnieje kibicowanie – stwierdza. – Dlatego też z praktycznego punktu widzenia te krzesełka powinny zostać w ogóle zdemontowane. I jako klub w tym kierunku prowadzimy działania – dodaje Leśnodorski.