A węgiel to sprawa polityczna. Nasz narodowy skarb. Z drugiej strony od czasu przyjęcia w 2005 r. polityki klimatycznej najbardziej nielubiane paliwo energetyczne w Unii Europejskiej. Napędzane węglem elektrownie emitują dużo dwutlenku węgla, przez co świat zmienia się w globalną duszną szklarnię. Projekt elektrowni był jeszcze w zarodku, gdy sprzysięgły się przeciw niemu zielone siły z całej Europy: stowarzyszenie Eko-Kociewie, Koalicja Klimatyczna, Pracownia na rzecz Wszystkich Istot i fundacja ClientEarth.
Terror białych kołnierzyków
Dlatego największy sukces w tej wojnie odniosła fundacja ClientEarth – walcząca nie podczas nerwowych debat w remizie, lecz na sali sądowej. Rozgryźli projekt od strony pozwolenia zintegrowanego – to standardowa licencja, jaką musi uzyskać inwestor, aby uruchomić elektrownię. W dwóch instancjach doprowadzili do uchylenia licencji. Równolegle zieloni prawnicy storpedowali pozwolenie na budowę. Po prawniczej batalii w połowie lutego zostało ono cofnięte. Inwestor zabiega o nie na nowo.
Piotr Maciołek z Polenergii, menedżer nadzorujący budowę elektrowni, przyznaje, że ekolodzy uporczywie spowalniają budowę: – Rozumiem, że technologie węglowe i budowa nowej elektrowni w szczerym polu mogą budzić sprzeciw. Ale na protesty był czas, kiedy budowa znajdowała się w fazie początkowej. Już kiedyś wszelkie urzędy odpowiedzialne za ochronę środowiska zgodziły się na powstanie elektrowni w tym miejscu. Atakowanie nas na nowo na każdym etapie formalnych zezwoleń to ekologiczne pieniactwo.
Bitwa pod Pelplinem to nie pierwszy wygrany pojedynek z energetycznymi korporacjami. Jesienią ubiegłego roku ekolodzy z ClientEarth doprowadzili do cofnięcia decyzji środowiskowej dla rozbudowy Elektrowni Opole. Warta ponad 11 mld zł inwestycja to najważniejszy punkt rozwoju Polskiej Grupy Energetycznej. Spółka musi budować nowe – i duże – bloki energetyczne, bo wkrótce będzie musiała zamknąć część przestarzałych i wyeksploatowanychelektrowni. Wielką operację wywrócił jeden prawniczy kruczek. Fundacja zarzuciła m.in. niekompletne przygotowanie dokumentacji do wydania decyzji środowiskowej. Ekolodzy, powołując się na jedną z unijnych dyrektyw, wytknęli, że inwestor tak dużej elektrowni powinien zanalizować szanse oraz koszty budowy instalacji wychwytywania i składowania dwutlenku węgla pod ziemią (tzw. CCS). Budowę uratowało korzystne dla elektrowni odwołanie do sądu.
Polskim energetykom miny rzedną. Ekolodzy z ClientEarth to mocny przeciwnik. Nie mają zapuszczonych fryzur, nie noszą militarnych kurtek, nie przykuwają się łańcuchami do drzew i nie kładą się pokotem przed buldożerami. Noszą nienagannie skrojone garnitury, a ich bronią jest kodeks postępowania administracyjnego i doświadczenie najlepszych amerykańskich i brytyjskich ekoprawników.
Zielona rodzina
– Jesteśmy adwokatami przyrody, która pozostawiona na łasce chciwych korporacji nie przetrwa w obecnym stanie – przedstawia się James Thornton, założyciel fundacji, członek palestry nowojorskich i kalifornijskich adwokatów. Towarzyszy mu kilkunastu równie doświadczonych wyjadaczy z sal sądowych. Fundacji patronuje znany brytyjski zespół Coldplay, a wspierają ją pieniądze angielskiego milionera Zaca Goldsmitha. Ten 38-letni syn miliardera, który dorobił się na biznesie hotelarskim, odziedziczył po ojcu 300 mln funtów. Używa ich do finansowania swojego hobby – ekologii i walki z korporacjami takimi jak na przykład Monsanto – producent żywności genetycznie modyfikowanej. Młodszy brat Zaca, Ben, kieruje funduszem inwestującym w zielone technologie. Dlaczego zainteresowali się Polską? – Polska to wspaniały kraj, z najbogatszą bioróżnorodnością w Europie. Chcemy pracować wspólnie z polskim rządem i przemysłem, tak by ekologiczne rozwiązania stały się istotną częścią działań polskiego przemysłu elektroenergetycznego – mówi „Wprost” Karla Hill, dyrektor programów ClientEarth.
Z perspektywy Londynu oparta na węglu polska energetyka należy do największych w Europie trucicieli dwutlenkiem węgla. ClientEarth zatrudnia w warszawskim biurze pięciu prawników. Nadzorują wszystkie duże inwestycje energetyczne w Polsce. Badają dokumenty tak długo, aż znajdą dziurę w całym i uda im się doprowadzić do przeciągnięcia postępowania administracyjnego. Oprócz wspomnianych już akcji chcą zablokować wszystkie inwestycje w opalane węglem bloki energetyczne w Polsce. To kilkanaście projektów o łącznej wartości kilkudziesięciu miliardów złotych. Mało brakowało, a łupem ekoprawników padłyby Kozienice, druga co do wielkości elektrownia w Polsce. Na wstępnym etapie inwestycji budowy nowego bloku o mocy 1075 MW fundacja ClientEarth oprotestowała zezwolenie na emisję gazów cieplarnianych. Na szczęście bezskutecznie.
– ClientEarth działa przeciwko interesowi publicznemu państwa! – wypalił rozjuszony do żywego Mikołaj Budzanowski, minister skarbu państwa, kiedy kolejne projekty kontrolowanych przez państwo spółek grzęzły w sądach.
– Jeśli nie zdążymy z inwestycjami w energetyce, to w 2015, a najpóźniej w 2018 r. czekają nas potężne awarie i wyłączenia prądu – ocenia prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej. – Węgiel to na razie najtańsze paliwo energetyczne. W Polsce mamy go w bród, więc w naszym interesie jest rozwijanie energetyki opartej na węglu. Jego zdaniem energia z elektrowni atomowej będzie bardzo kosztowna, a farmy wiatrowe, elektrownie wodne i słoneczne nie są alternatywą. Aby wyprodukować podobną ilość energii co z węgla, musiałyby powstać ogromne obiekty jeszcze bardziej ingerujące w przyrodę. Dodaje z ironią, że zamiast protestować, ekolodzy powinni wręczać bukiety kwiatów prezesom energetycznych spółek. Niektóre instalacje energetyczne mają już 50-60 lat. A najstarsza – Elektrociepłownia Zabrze – kopci nieprzerwanie od 1897 r. Nowe elektrownie są wydajniejsze, potrzebują mniej paliwa, ich filtry wychwytują 99 proc. pyłów, ponad 90 proc. związków siarki i azotu.
Jaki jest więc prawdziwy powód protestów?
Suma wszystkich spisków
Coraz częściej słychać pytania ekspertów, czy przypadkiem działającymi w Polsce ekologami nie wysługuje się rosyjski Gazprom. To, że potrafi, pokazał już kilka razy. Trzy lata temu niemieccy ekolodzy z niemieckiego oddziału WWF oraz Friends of the Earth protestowali przeciwko budowie rurociągu gazowego Nord Stream układanego na dnie Bałtyku. Ich zapał osłabł do zera, gdy właściciel rurociągu Nord Stream wyłożył 10 mln euro na założenie Fundacji Ochrony Przyrody Niemieckiego Bałtyku. Szefami „gazpromowej” fundacji zostali Jochen Lamp z WWF oraz Corinna Cwielag z Friends of the Earth. Teraz najciekawsze: Corinna Cwielag zajmuje się również sprawami regionu wschodniego w Deutsche Umwelthilfe, a tak się składa, że ta organizacja ekologiczna należy do głównych partnerów wspierających działalność ekoprawników w Polsce.
– Nie wierzę w czyste intencje ekologów. A Rosjanie grają pod duże awarie w Polsce. Chcą zastopowania inwestycji energetycznych, bo wówczas elektrownia atomowa budowana w obwodzie kaliningradzkim zmieni się w kurę znoszącą złote jaja – uważa Tomasz Chmal, ekspert branży energetycznej z Instytutu Sobieskiego.
Bałtycka Elektrownia Atomowa, której budowa trwa od ponad dwóch lat, ma produkować trzykrotnie więcej prądu, niż obecnie zużywa cała obwód. Jedyny sens jej istnienia to sprzedaż energii Litwie, Łotwie, Estonii oraz Polsce. Eksperci Ośrodka Studiów Wschodnich uznali elektrownię za zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa energetycznego. Jeśli nie zbudujemy własnych elektrowni, to tak jak w przypadku gazu i ropy będziemy chodzić na pasku Rosjan – twierdzą.
Przedstawiciele ClientEarth zaprzeczają wszelkim powiązaniom z Gazpromem. Przedstawiają listę darczyńców fundacji, na której nie ma ani jednej rosyjskiej firmy czy Rosjanina.
– Każdy obywatel, społeczność, organizacja pozarządowa ma prawo uczestnictwa i zgłaszania uwag w projektach, które mają znaczący wpływ na środowisko – mówi dalej Karla Hill z Londynu. Dodaje, że przypadki w Opolu i Rajkowach pokazują, że proces inwestycji nadal może być prowadzony z naruszeniem prawa.
– W Opolu inwestor pominął temat CCS, mimo że zobowiązują go do tego dyrektywy unijne. Inwestor Elektrowni Północ, na co zwrócił uwagę sąd, nie wziął pod uwagę głosu społeczności lokalnej i sąsiadujących z planowaną inwestycją rolników – punktuje Hill.
Prawnicy z ClientEarth przyznają, że po sukcesie w walce z PGE zrobiło się wokół nich spore zamieszanie. Traktuje się ich jak ekoterrorystów, sprawdza źródła finansowania. W warszawskiej siedzibie fundacji dwukrotnie zgłoszono podłożenie bomby. Efektem było wejście policji, która przez kilka godzin sprawdzała lokal, wyprosiwszy pracowników. – Służby zainstalowały wam podsłuch? – pytamy. – Nie chciałbym histeryzować. Nie mamy dowodów – odpowiada pracownik biura. Jednak na rozmowę zaprasza do pobliskiej kawiarni.
Wywiad ukazał się w numerze 14/2013 tygodnika "Wprost" , który jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy numer tygodnika "Wprost" jest również dostępny na Facebooku .