Dziesięć lat temu afery Rywina i starachowicka zmiotły lewicowych notabli z polityki. Rywinowcy po latach wracają do łask. Bohaterowie "starachowickiej" zniknęli na dobre. Ale też by chcieli wrócić.
Całe życie polityczne przez długie miesiące toczy się wokół afery Rywina. Cała Polska z wypiekami na twarzy ogląda posiedzenia komisji śledczej, która przeszła do historii polskiej polityki. Kiedy sejmowi śledczy tropią grupę trzymającą władzę, sceną polityczną wstrząsa kolejna afera – tym razem przeciekowa, z udziałem wysokich rangą urzędników MSWiA i polityków rządzącego SLD. Tak było dekadę temu. Te dwie afery doprowadziły do utraty władzy przez Leszka Millera i jego rząd. A także wieloletniego kryzysu całej SLD-owskiej formacji. Większość bohaterów tamtych afer nie podniosła się po politycznych ciosach do dziś. Choć są wyjątki.
Wspomnienia zza krat
Na całkowitym marginesie znaleźli się zwłaszcza bohaterowie afery starachowickiej – Zbigniew Sobotka, Henryk Długosz i Andrzej Jagiełło. Wszyscy trzej mają za sobą wyroki, choć w więzieniu siedziało tylko dwóch ostatnich. Jagiełło napisał nawet na temat afery starachowickiej książkę, w której obszerne fragmenty poświęcił wspomnieniom zza krat:
"Nadszedł czas transportu. Dopiero w okratowanym wozie transportującym dowiedziałem się, że jedziemy do Radomia. Trafiłem do celi z młodymi ludźmi w wieku ok. 20 lat. (…) Trafili tu za bójki po pijanemu. W każdy weekend odbywali seanse onanistyczne. Z telewizorem i DVD zamykali się w "kącie" i każdy gdzieś przez godzinę uprawiał swój seans seksualny. Po miesiącu zostałem przeniesiony do innej celi, gdzie siedzieli "kajfusi" – starsi więźniowie w wieku ok. 30 lat, z poważniejszymi przestępstwami na koncie. Morderca, oszust, wymuszacz haraczy. Miałem pieniądze na koncie, robiłem w kantynie zakupy dla całej celi. Wszystko było w porządku do czasu, aż zobaczyłem, że pojawiają się produkty nie z kantyny. Kiedy zażądałem wyjaśnień, pod moim adresem zaczęły być kierowane groźby. (…) Każde wyjście z celi do kantyny zaczynało się od położenia rąk na ścianie, rozchylenia nóg i rewizji. (…) Przy wyjściu na widzenie z bliską osobą rewizja w pralni z rozbieraniem do naga, z zaglądaniem do odbytu. Ja, starszy człowiek, poseł, dyrektor MOPS, radny sejmiku, musiałem to znosić, będąc często traktowany z nadzwyczaj złośliwą dokładnością".
– Po więzieniu ciężko się rozchorowałem. Przeżyłem tam ciężkie chwile – grożono mi w nocy nożem. Ale życie jest brutalne, za obecność w polityce można dostać za nic – opowiada dziś "Wprost" Andrzej Jagiełło. Jest już emerytem, ale na pytanie o ewentualny powrót do polityki nie mówi kategorycznie nie. – Zawsze to jakoś w człowieku siedzi – przyznaje, dodając, że wyrok ma już wymazany. Nie chce jednak mieć już nic wspólnego z SLD. Gdyby był w PO – przekonuje – to wszystko by go nie spotkało. Jagiełło twierdzi, że "żadnego intencjonalnego przecieku nie było". – Ja w ogóle nie wiedziałem o istnieniu kogoś takiego jak ten lokalny gangster Leszek Skuza. Długosz i Sobotka też nie wiedzieli.
Kryminalista na salonach
Zbigniew Sobotka zniknął na dobre z polityki. Czasem się pojawia w orbicie SLD. – Miał jakąś firmę, przez lata przychodził towarzysko na Rozbrat – opowiada jeden z polityków Sojuszu. Kiedy kilka lat temu popadł w poważne tarapaty, pomagał mu ówczesny skarbnik SLD Edward Kuczera, ale też były premier Józef Oleksy. Ostatnio Sobotka był widziany na imieninach Oleksego kilka tygodni temu. Henryk Długosz bryluje w towarzyskim życiu Kielc. A to w VIP-owskich lożach na imprezach sportowych (jest prezesem honorowym klubu piłkarzy ręcznych Vive), a to lokalna gazeta "Echo Dnia" zamieści jego zdjęcie z Wojciechem Lubawskim, prezydentem Kielc, i z Adamem Jarubasem, marszałkiem województwa świętokrzyskiego z PSL. Lokalna prasa donosi też o hucznych imieninach byłego barona SLD, na które zgłasza się miejscowa elita. Co prawda firma, której był właścicielem, padła, gdy on siedział w więzieniu, ale zaraz po powrocie zbudował nową. Instal-Serwis – przedsiębiorstwo usług teleenergetycznych hula, jak na standardy kieleckie, zupełnie dobrze.
Do pełni szczęścia brakuje tylko pozycji politycznej. No, ale to naprawdę niewiele jak na człowieka, który polityczną karierę zakończył w kryminale. Próba kasacji wyroku się nie powiodła. Jeden z założycieli SLD i jeden z najmocniejszych baronów Sojuszu ławy poselskie zamienił na celę w zakładzie karnym w Nowej Hucie. Do domu wrócił po odbyciu połowy kary w zamian za dobre sprawowanie w 2007 r. Powtarzał, że jest niewinny, że sprawa była dęta i dlatego zaczął się pojawiać na kieleckich salonach, jakby nic się nie stało. Do SLD jednak nie wrócił. Przynajmniej na razie. Choć był taki moment, że było blisko. Przed wyborami w 2011 r. ponoć lokalne struktury prosiły go o wstąpienie do Sojuszu. Jego powrót wykluczył jednak Sławomir Kopyciński – wtedy lider SLD w Świętokrzyskiem, dziś w Ruchu Palikota. – Żyję, jestem, pracuję, płacę podatki. I nie wykluczam, że wrócę do SLD. To moja partia. – Wystartuje pan w wyborach? – Rozstrzygnę to w tym roku. A co? Założycie żałobę, jeśli Długosz w Świętokrzyskiem wygra?
Cały tekst Zofii Wojtkowskiej i Piotra Śmiłowicza w najnowszym, specjalnym numerze "Kryminalny Wprost", który jest już dostępny w formie e-wydania .
Tygodnik "Wprost" jest również dostępny na Facebooku .
Wspomnienia zza krat
Na całkowitym marginesie znaleźli się zwłaszcza bohaterowie afery starachowickiej – Zbigniew Sobotka, Henryk Długosz i Andrzej Jagiełło. Wszyscy trzej mają za sobą wyroki, choć w więzieniu siedziało tylko dwóch ostatnich. Jagiełło napisał nawet na temat afery starachowickiej książkę, w której obszerne fragmenty poświęcił wspomnieniom zza krat:
"Nadszedł czas transportu. Dopiero w okratowanym wozie transportującym dowiedziałem się, że jedziemy do Radomia. Trafiłem do celi z młodymi ludźmi w wieku ok. 20 lat. (…) Trafili tu za bójki po pijanemu. W każdy weekend odbywali seanse onanistyczne. Z telewizorem i DVD zamykali się w "kącie" i każdy gdzieś przez godzinę uprawiał swój seans seksualny. Po miesiącu zostałem przeniesiony do innej celi, gdzie siedzieli "kajfusi" – starsi więźniowie w wieku ok. 30 lat, z poważniejszymi przestępstwami na koncie. Morderca, oszust, wymuszacz haraczy. Miałem pieniądze na koncie, robiłem w kantynie zakupy dla całej celi. Wszystko było w porządku do czasu, aż zobaczyłem, że pojawiają się produkty nie z kantyny. Kiedy zażądałem wyjaśnień, pod moim adresem zaczęły być kierowane groźby. (…) Każde wyjście z celi do kantyny zaczynało się od położenia rąk na ścianie, rozchylenia nóg i rewizji. (…) Przy wyjściu na widzenie z bliską osobą rewizja w pralni z rozbieraniem do naga, z zaglądaniem do odbytu. Ja, starszy człowiek, poseł, dyrektor MOPS, radny sejmiku, musiałem to znosić, będąc często traktowany z nadzwyczaj złośliwą dokładnością".
– Po więzieniu ciężko się rozchorowałem. Przeżyłem tam ciężkie chwile – grożono mi w nocy nożem. Ale życie jest brutalne, za obecność w polityce można dostać za nic – opowiada dziś "Wprost" Andrzej Jagiełło. Jest już emerytem, ale na pytanie o ewentualny powrót do polityki nie mówi kategorycznie nie. – Zawsze to jakoś w człowieku siedzi – przyznaje, dodając, że wyrok ma już wymazany. Nie chce jednak mieć już nic wspólnego z SLD. Gdyby był w PO – przekonuje – to wszystko by go nie spotkało. Jagiełło twierdzi, że "żadnego intencjonalnego przecieku nie było". – Ja w ogóle nie wiedziałem o istnieniu kogoś takiego jak ten lokalny gangster Leszek Skuza. Długosz i Sobotka też nie wiedzieli.
Kryminalista na salonach
Zbigniew Sobotka zniknął na dobre z polityki. Czasem się pojawia w orbicie SLD. – Miał jakąś firmę, przez lata przychodził towarzysko na Rozbrat – opowiada jeden z polityków Sojuszu. Kiedy kilka lat temu popadł w poważne tarapaty, pomagał mu ówczesny skarbnik SLD Edward Kuczera, ale też były premier Józef Oleksy. Ostatnio Sobotka był widziany na imieninach Oleksego kilka tygodni temu. Henryk Długosz bryluje w towarzyskim życiu Kielc. A to w VIP-owskich lożach na imprezach sportowych (jest prezesem honorowym klubu piłkarzy ręcznych Vive), a to lokalna gazeta "Echo Dnia" zamieści jego zdjęcie z Wojciechem Lubawskim, prezydentem Kielc, i z Adamem Jarubasem, marszałkiem województwa świętokrzyskiego z PSL. Lokalna prasa donosi też o hucznych imieninach byłego barona SLD, na które zgłasza się miejscowa elita. Co prawda firma, której był właścicielem, padła, gdy on siedział w więzieniu, ale zaraz po powrocie zbudował nową. Instal-Serwis – przedsiębiorstwo usług teleenergetycznych hula, jak na standardy kieleckie, zupełnie dobrze.
Do pełni szczęścia brakuje tylko pozycji politycznej. No, ale to naprawdę niewiele jak na człowieka, który polityczną karierę zakończył w kryminale. Próba kasacji wyroku się nie powiodła. Jeden z założycieli SLD i jeden z najmocniejszych baronów Sojuszu ławy poselskie zamienił na celę w zakładzie karnym w Nowej Hucie. Do domu wrócił po odbyciu połowy kary w zamian za dobre sprawowanie w 2007 r. Powtarzał, że jest niewinny, że sprawa była dęta i dlatego zaczął się pojawiać na kieleckich salonach, jakby nic się nie stało. Do SLD jednak nie wrócił. Przynajmniej na razie. Choć był taki moment, że było blisko. Przed wyborami w 2011 r. ponoć lokalne struktury prosiły go o wstąpienie do Sojuszu. Jego powrót wykluczył jednak Sławomir Kopyciński – wtedy lider SLD w Świętokrzyskiem, dziś w Ruchu Palikota. – Żyję, jestem, pracuję, płacę podatki. I nie wykluczam, że wrócę do SLD. To moja partia. – Wystartuje pan w wyborach? – Rozstrzygnę to w tym roku. A co? Założycie żałobę, jeśli Długosz w Świętokrzyskiem wygra?
Cały tekst Zofii Wojtkowskiej i Piotra Śmiłowicza w najnowszym, specjalnym numerze "Kryminalny Wprost", który jest już dostępny w formie e-wydania .
Tygodnik "Wprost" jest również dostępny na Facebooku .