Róbcie dzieci - emerytur nie będzie

Róbcie dzieci - emerytur nie będzie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Robert Gwiazdowski (fot. Michal Kolyga / newspix.pl) Źródło: Newspix.pl
Widmo straszy Europę. Widmo zbankrutowanego państwowego, repartycyjnego systemu emerytalnego, który niepodzielnie panuje w Europie przez niemal całe obecne stulecie” – zaczął swoją książkę o ubezpieczeniach społecznych, parafrazując przy tym Karola Marksa i Fryderyka Engelsa, José Piñera, twórca reformy emerytalnej w Chile. Reformy, która była możliwa do przeprowadzenia, bo niewielu emerytów pobierało świadczenia emerytalne, a rządząca wówczas junta generała Pinocheta tzw. konsultacje społeczne mogła przeprowadzić z zainteresowanymi na otoczonym drutem kolczastym stadionie w Santiago de Chile. Sam Piñera podczas pobytu w Polsce w 1995 r. przyznał, że się trochę bał, co będzie, jeśli mu się reforma nie uda.
Widmo straszy dziś też Polskę. Widmo zbankrutowanego systemu emerytalnego – choć przestał być on typowo repartycyjny – i widmo podwyższenia oraz zrównania wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn, aby ratować się przed widmem bankructwa. Czy to nas uratuje przed emerytalną katastrofą? Niestety nie! Reforma, która w 1999 r. wprowadziła w Polsce, na wzór chilijski, elementy kapitałowe do systemu emerytalnego w postaci otwartych funduszy emerytalnych (OFE), udać się nie mogła z definicji. Nie można bowiem skutecznie przejść z tradycyjnego, repartycyjnego systemu emerytalnego do kapitałowego w państwie, w którym jedna czwarta obywateli żyje ze świadczeń emerytalnych lub rentowych, a jedna trzecia budżetu przeznaczana jest na te świadczenia. Pokolenie czynne zawodowo nie jest bowiem w stanie utrzymać własnych rodziców i dziadków, których tzw. składki emerytalne, a de facto podatki, zostały dawno roztrwonione, i jednocześnie zaoszczędzić na swoje emerytury, żeby uwolnić od tego obowiązku dzieci i wnuki. Rozciągnięcie tego procesu w czasie też nie jest możliwe, bo „zdyscyplinowani” politycznie emeryci, regularnie korzystający z kartki wyborczej, w odróżnieniu od wielu przedsiębiorców przegłosują w międzyczasie rozwiązania korzystne dla siebie, a silne grupy nacisku zrobią to w sposób jeszcze bardziej bezpośredni – co udowodnili górnicy, grożąc demonstracjami w Warszawie w przypadku nieuwzględnienia ich emerytalnych roszczeń.

Co więcej, wiara w to, że w ogóle można zaoszczędzić na emeryturę w modelu kapitałowym, wydaje się coraz bardziej naiwna. Dowodzi tego nie tylko formalne bankructwo w 2008 r. kilkunastu banków z Lehman Brothers na czele i faktyczne bankructwo wielu innych instytucji finansowych z USA i Wielkiej Brytanii, które zostały uratowane przed bankructwem formalnym wyłącznie dzięki pieniądzom podatników. Ale też faktyczne bankructwo Grecji w 2011 r. i wielce prawdopodobne w przyszłości bankructwa Portugalii, Hiszpanii i przede wszystkim Włoch oraz wielu banków, tym razem z Europy kontynentalnej – i to nie tylko z Południa, ale nawet z Francji i Niemiec. Za dużo pożyczyły one rozrzutnym rządom, wydającym co roku coraz więcej, w znacznej mierze właśnie na emerytury.

System, który obiecuje ludziom bezpieczeństwo na starość (emerytury i świadczenia zdrowotne) i odbiera ponad 40 proc. wartości ich pracy, nie może przetrwać. Nie robimy dzieci, bo po co (państwo się nami kiedyś zaopiekuje), a gdybyśmy chcieli robić je dla przyjemności, a nie dla własnego bezpieczeństwa, to nie mamy za co ich wychowywać (państwo nam za dużo zabiera).

W listopadzie 2006 r. „Fakt” napisał, powołując się na moje słowa, a byłem wówczas przewodniczącym rady nadzorczej ZUS, że „za dziewięć lat ZUS zbankrutuje”. Oczywiście tak nie powiedziałem, ale tego, co powiedziałem, „prosty” czytelnik mógłby nie zrozumieć, więc trzeba było uprościć. Powiedziałem, że system emerytalny oparty na opodatkowaniu pracy wiedzie nas do katastrofy. OFE są elementem tego systemu i gdy będą musiały zacząć wypłacać emerytury pierwszemu rocznikowi mężczyzn objętych reformą z 1999 r., to się może okazać, że nie ma pieniędzy na emerytury. No i proszę – nie ma.

OFE zaproponowały, że będą wypłacać nam emerytury tylko przez jakiś czas – sami mamy móc zdecydować, jak długo! Dotąd byliśmy za głupi, żeby móc mieć wybór, czy chcemy być w OFE, czy nie, a teraz już jesteśmy wystarczająco mądrzy, żeby móc decydować nie tylko w tej kwestii, ale nawet o tym, jak długo spodziewamy się żyć. Zmądrzał na pewno minister Jacek Rostowski, który oświadczył właśnie, że państwo polskie znalazło się w pułapce OFE! Bo to państwo jest ostatecznym gwarantem wypłat emerytur. Zapomniał tylko dodać, że był wśród tych, którzy państwo w tę pułapkę wciągali. W latach 1997-2001, gdy OFE były tworzone, kierował przecież Radą Makroekonomiczną w Ministerstwie Finansów. Jednak lepiej zmądrzeć późno niż wcale.

Minister Rostowski choć przyznaje (nie wprost), że się co prawda w sprawie OFE kiedyś mylił, to sprawia wrażenie, że teraz nie myli się już w ogóle w żadnej sprawie. I nie dopuszcza myśli, że z punktu widzenia systemu emerytalnego i rynku pracy nie ma najmniejszego znaczenia, co ZUS robi z pieniędzmi, które ściąga od pracodawców pod mylącą nazwą „składki emerytalnej”. Nie płacimy bowiem żadnej „składki”, tylko podatek celowy na dziś wypłacane emerytury. Różnicę odczują zarządzający OFE, którym Rostowski chce zabrać kurę znoszącą złote jaja. Zniosła im już ona ponad 16 mld zł zysku na czysto! I to za nic! Na poczcie można było przecież kupić te same obligacje, które Rostowski sprzedawał OFE. I Poczta nie pobierała za to żadnej prowizji, a OFE najpierw 10 proc., potem 7 proc., a ostatnio „tylko” 3,5 proc. Różnicę odczuje też Rostowski – ma szansę do następnych wyborów przeczołgać się poniżej progu dopuszczalnego deficytu. Bo jego arkusz kalkulacyjny nie odczuwa różnicy, u kogo jego „pan” zaciąga dług. Co prawda obrońcy OFE mieli taki plan, żeby ten dług inaczej policzyć, i nawet chcieli przekonać Eurostat, żeby liczył tak jak oni, ale Niemcy nie dali się nabrać.

Żadnej zmiany nie odczują natomiast pracodawcy – będą płacili, jak płacą. Ich pracownicy też nie odczują żadnej zmiany – będą im zabierali, jak zabierają. W efekcie ok. 2025 r. system emerytalny wpadnie w jeszcze większe kłopoty, ale coś tam pewnie będzie wciąż wypłacał, za co da się przeżyć. Skoro w Afryce ludzie żyją za 2 zł dziennie, to i my damy radę za 20. Natomiast po 2055 r., jeśli dziś niczego nie zmienimy, emeryci musieliby przeżyć za mniej niż dzisiaj w najbiedniejszej części Afryki. A u nas jest zimniej. Jeśli bowiem kobiety urodzone w okresie wyżu demograficznym lat 80., które teraz znajdują się w wieku reprodukcyjnym, nie urodzą tyle samo dzieci co ich mamy, czeka je emerytalna katastrofa. Bo dziś Rostowski może je opodatkować. A któryś z jego następców nie będzie miał kogo opodatkować. Z matematyką nie zwyciężyła nawet niezwyciężona Armia Czerwona. Jednak statystycznie za 40 lat, zgodnie z teorią Keynesa, wszyscy z dzisiejszych decydentów „będą martwi”. Co się będą więc martwić?

A wystarczy powiedzieć ludziom prawdę: będziecie mieć na starość od państwa niewielkie zasiłki – jeśli chcecie mieć więcej, oszczędzajcie. Róbcie dzieci – może one się wami zaopiekują. A państwo będzie mniej zabierać z waszego wynagrodzenia. Bo świadczenia emerytalne mogą być finansowane z podatków pośrednich (już zresztą w dużym stopniu są, bo samych składek nie wystarcza), a nie z opodatkowania pracy. Jednak słynny Donaldinho, zamiast „haratać” w gałę albo Gowina, powinien posłuchać, co może czekać Kasię i Michała.

Tekst ukazał się w numerze 19/2013 "Wprost", który jest dostępny w formie e-wydania .

"Wprost" jest także dostępny na Facebooku .